O trzech takich, co ukradli jacht
Na pewno niejednemu młodemu człowiekowi zdarzyło się zabalować do rana. Ilu jednak próbuje w takim stanie uprowadzić cudzy jacht żaglowy? W czwartek 28 września 2018 w Gdyni było ich aż trzech – choć rozumu pewnie starczyłoby tylko dla jednego. Pechowym obiektem pożądania stał się jacht Filippo, własność Kaspra Orkisza, żeglarza i organizatora imprez takich jak Żeglarski Puchar Trójmiasta.
Zacumowany w połowie wschodniego falochronu w Marinie w Gdyni jacht stał niestety jako ostatni. Standardowe zabezpieczenie (zamknięte na klucze wejście - sztorc i suw klapa) nie stanowiło większego problemu dla żądnych morskiej przygody wandali. O żeglowaniu coś jednak musieli wiedzieć, bo odpalili silnik i szorując burtami o nabrzeże wyszli z mariny na Zatokę. Udało im się też postawić żagle i ruszyć w rejs w sobie tylko znanym kierunku.
Zniknięcie zauważono około 11:30 rano i natychmiast zostały podjęte działania mające na celu zlokalizowanie jednostki. Sprawa wyjaśniła się stosunkowo szybko. System AIS pozwalający na obserwację ruchu statków zarejestrował o 9:23 rano Filippo poruszającego się z prędkością 7 węzłów (ok. 13 km/h) w kierunku wschodnim. Niezwłocznie skontaktowano się z Kapitanatem Portu Hel z prośbą o pomoc i uzyskano informację, że jakiś jacht utknął na mieliźnie w pobliżu Helu od strony Zatoki Gdańskiej, a jednostki ratunkowe zostały już do niego wysłane. Upojeni alkoholem złodzieje, mimo złych warunków pogodowych, próbowali się ewakuować wskakując do wody, więc przybyły na miejsce SAR prawdopodobnie uratował im życie. Wychłodzoną i wyczerpaną załogę po udzieleniu pierwszej pomocy przekazano policji.
Wiatr się wzmagał i prognozy były fatalne więc już o 14.00 zdewastowany jacht został ściągnięty z mielizny i odholowany do portu Hel. Tam poddano go szczegółowym oględzinom. Szkody na zewnątrz były rozległe. Oprócz wyrwanego przy włamaniu zamka porysowano burty, zerwano sterociągi, wygięto łoże kotwicy i podwięzi wantowe. Wnętrze jachtu wskazywało na to, że na pokładzie odbywała się huczna impreza. Jacht został zarekwirowany i zabezpieczony na czas wyjaśnienia sprawy przez policję. Dopiero po kilku dniach możliwe było przetransportowanie go do Trójmiasta, gdzie został wyciągnięty z wody.
Zaczęto szczegółowo szacować straty i planować naprawy. Firma Pantaenius, w której Filippo był ubezpieczony, fachowo pomogła w ocenie sytuacji i szkód oraz zwróciła koszty ratownictwa. Rzeczoznawca sprawnie zweryfikował uszkodzenia, dzięki czemu szybko wypłacono zaliczki na prace naprawcze, które trwały całą zimę.
Sprawa dzięki bardzo sprawnej współpracy z ubezpieczycielem skończyła się dla armatora dobrze – w kwietniu tego roku wyremontowana łódź wróciła już na wodę. Kasper Orkisz podsumowuje - „W teorii można ubezpieczyć wszystko i wszędzie. W ubezpieczeniach jachtów bardzo ważne jest, aby się na tym znać – z Pantaeniusem wiemy o czym rozmawiamy, a cały proces przebiega z pełną świadomością realiów żeglarskich i znajomością tematu. Jestem bardzo zadowolony!”.
A co ze złodziejami? To była dla nich bardzo kosztowna impreza. Oprócz odpowiedzialności karnej czeka ich także zmierzenie się z finansowymi konsekwencjami ułańskiej fantazji, gdy Pantaenius podejmie działania prawne w celu odzyskania środków poniesionych na odszkodowanie dla właściciela jachtu.