Łukasz Zakrzewski: łatwo zakochać się w bojerach, żeglując 100 km/h
Łukasz Zakrzewski jest nowym mistrzem świata w bojerowej klasie DN. W walce o złoto pokonał wielkiego mistrza tego sportu Karola Jabłońskiego. O początkach kariery, swoich mocnych stronach i miłości do bojerów opowiedział w rozmowie z Pawłem Paterkiem.
Paweł Paterek: Łukasz, wywalczyłeś już łącznie pięć medali mistrzostw świata, ale ten szósty, najcenniejszy to chyba spełnienie sportowych marzeń?
Łukasz Zakrzewski: Tak, złoty medal, szczególnie wywalczony w Europie, gdzie jest obecna cała czołówka, smakuje bardzo dobrze. Wiele razy byłem blisko i teraz w końcu się udało. Prawdę mówiąc wiele razy trudniej było mi wywalczyć brąz czy srebro niż to złoto, ale tak to właśnie jest w bojerach, że trzeba mieć dobry dzień, być zdrowym, pożeglować popełniając mniej błędów niż rywale, idealnie dobrać płozy i mieć trochę szczęścia. To właśnie u mnie wszystko zagrało.
PP: Jak wyglądała rywalizacja w Szwecji?
ŁZ: Mistrzostwa świata trwały cztery dni, ale wiatr mieliśmy tylko przez dwa i w tym czasie udało się rozegrać cztery wyścigi dla złotej grupy. Pierwszy dzień to dwa wyścigi po mokrym lodzie, na którym zalegała spora ilość wody. Zaliczyłem dwa razy 2. miejsce, co dało mi dość komfortową sytuację, bo każdy z moich bezpośrednich rywali zaliczył jakąś „wpadkę”. Kolejny dzień to już słaby wiatr i po nocnym przymrozku twardy i szybki lód. Plan był prosty – w miarę możliwości kontrolować bezpośrednich rywali i żeglować równo bez zbędnego ryzyka. Zająłem miejsca 10. i 6., więc szału nie było, ale to nie były też „wpadki”, których rywalom nie brakowało. Wygrałem regaty, bo na tym mistrzostwa się zakończyły...
PP: Pokonałeś wielkiego mistrza i guru żeglarstwa lodowego, Karola Jabłońskiego. Jest takie trochę wyświechtane powiedzenie „dla takich chwil warto żyć i trenować”, ale ty rzeczywiście mógłbyś to powiedzieć?
ŁZ: Cieszę się, tym bardziej że Karol był ponownie w dużym gazie, ale wpadka dużo go kosztowała, a mnie udało się to wykorzystać. Tak to jest w bojerach, że od początku trzeba jechać na 100 proc., bo nigdy nie wiadomo kiedy skończy się wiatr i czy nie wydarzy coś z lodem.
Polecany artykuł:
PP: Jak to się stało, że chłopak z Mikołajek zainteresował się bojerami? Pytanie z jednej strony oczywiste, a z drugiej – jeśli coś jest na wyciągnięcie ręki, nie smakuje tak bardzo…
ŁZ: Moja przygoda z bojerami zaczęła się w wieku 7-8 lat, kiedy tata kupił mi iceoptimista i zapisał do klubu MKŻ Mikołajki. Doskonale pamiętam pierwszy hals na Śniardwach, jak otaklował mi bojera i dał krótkie wskazówki, a ja nie chciałem z niego wysiąść i zatrzymałem się tylko na chwilę, żeby powiedzieć jak mi się podoba! Wtedy mój starszy brat, Tomek, latał już na DN-nie jako junior, więc jak przechodziłem całą ścieżkę z iceoptimista do juniora młodszego, a późnej juniora, to miałem sprzęt po nim. Bojery to sport, który posmakuje każdemu, kto lubi adrenalinę, nie boi się szybkości i lubi żeglarstwo. Jeśli taka osoba spróbuje, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że kupi bojera szybciej niż planowała.
PP: Kto jest twoim największym autorytetem jeśli chodzi o żeglarstwo lodowe?
ŁZ: Zawsze był nim Karol! W końcu jak zaczynałem swoją przygodę z bojerami, to on był mistrzem świata i do dziś jest w światowej czołówce. Dużo razem trenowaliśmy i dużo się od niego nauczyłem. W przeszłości, jeszcze pod koniec kariery Bogdana Kramera, dużo mi podpowiadał i przekazał sporo cennych informacji w ostatnich latach ścigania, kiedy jeszcze przyjeżdżał na Mazury na regaty.
PP: Jak dużo czasu poświęcałeś i poświęcasz klasycznemu żeglarstwu?
ŁZ: Często latem startuję w cyklu regat GP Mikołajek w klasie Omega. Odpowiada mi to bardzo, bo organizator dostarcza jednakowe jachty, spotykamy się tam ze znajomymi i ścigamy co roku. Chciałbym sobie pozwolić na żeglowanie w jakiejś szybszej jednoosobowej formule, ale wtedy nie pogodziłbym tego z pracą, rodziną i bojerami oczywiście. Trzeba zachować jakąś równowagę.
PP: Klimat się zmienia ,więc jak wygląda sprawa twoich treningów na lodzie?
ŁZ: W tym roku byliśmy już trzy razy w Szwecji, bo w Polsce nie było nam dane polatać. Mam wrażenie, że najlepsze zimy za nami, a najlepsze warunki będą mieli w kolejnych latach Szwedzi i Finowie. Kiedyś te zimy były u nich zbyt śnieżne i często jeździli do Polski, bo u nas był optymalny klimat do latania. Teraz to się przesunęło na północ i oni mogą mieć znacznie lepsze warunki w kolejnych latach i jeśli tak będzie, to będziemy tam jeździć. Wierzę jednak, że będziemy mieć jeszcze piękne zimy i będziemy latać w Polsce – choć widać, że globalne ocieplenie postępuje nieubłaganie, a to niebezpieczne nie tylko dla bojerów…
PP: Bojery to sport zaawansowany technicznie. Czy bojerowa technologia to twoja mocna strona?
ŁZ: Sam nie jestem budowniczym, choć próbowałem bawić się w budowanie sprzętu. Już przy pierwszych próbach okazało się, że mam alergię na żywicę, carbon i odpuściłem. Na szczęście mamy w Polsce najlepszych budowniczych, jak Darek Kardas, mój brat Tomek czy Andrzej Dalecki, którzy budują kadłuby, płozownice, płozy. Z kolei najlepsze w tej chwili maszty powstają na Węgrzech i w USA. Nie jest problemem kupić dobry sprzęt, lecz umiejętność trymowania go. Do tego kluczowe znaczenie mają płozy – to one decydują o końcowej szybkości. Sposób naostrzenia ich i rodzaj stali często decydują o tym, że ktoś może żeglować nawet o kilka km/h szybciej, więc doświadczenie jest najważniejsze. Na szczęście w tym wszystkim umiejętności żeglarskie są równie ważne jak cała reszta i gdy szybkości są zbliżone, to właśnie one decydują o sukcesie. Bojery to sport kompleksowy i dlatego też jest tak fascynujący!
PP: Jak mógłbyś opisać lot bojerem? Jakie emocje i przeżycia temu towarzyszą?
ŁZ: To naprawdę super przeżycie. Szybkość i adrenalina powodują, że zapominasz o zimnie podczas lotu. Leżąc kilkanaście centymetrów nad powierzchnią lodu, żeglując z prędkością ponad 100 km/h wrażenia są kosmiczne. Na początkujących robi to zawsze wrażenie – często wydaje im się, że żeglowali dwa szybciej niż w rzeczywistości. Można poczuć wolność i oderwać się od rzeczywistości… Łatwo się zakochać w tym sporcie.