Mateusz Kusznierewicz podniósł się z kolan i znów zwycięża na jachcie Wygrywa za swoje i dla przyjemności
Mateusz Kusznierewicz (45 l.) znów zwycięża na żeglarskich akwenach. Po niezliczonych sukcesach w klasach olimpijskich (w tym tytule mistrza igrzysk 1996 w klasie Finn), po bolesnej porażce w postaci fiaska rejsu dookoła świata na 100-lecie niepodległości Polski, znalazł nową ścieżkę dla żeglarskiej pasji: starty w roli sternika w klasach nieolimpijskich. W ostatnich 15 miesiącach wygrał mistrzostwa świata i prestiżowe regaty Bacardi Cup na Florydzie w dwuosobowej klasie Star oraz ME w trzyosobowej klasie 5.5 W przyszłym miesiącu planuje występ w ME w Starze.
„Super Express”: - Czyżby poczuł się pan niewyżyty w ściganiu się na wodzie czy natura nie pozwala od niej odejść?
Mateusz Kusznierewicz: - Nie ma w tym przypadku. Skrupulatnie planuję, co się ma wydarzyć. Dużo myślę o tym, co jest dla mnie ważne i co sprawia mi przyjemność i satysfakcję. Bardzo dbam o równowagę w życiu prywatnym, biznesowym i sportowym. Sportu jest u mnie nadal bardzo dużo. Coraz więcej żegluję w składzie międzynarodowym, w tym z Brazylijczykiem Bruno Pradą, z którym zdobyliśmy złoty medal MŚ. Nie spodziewałem się takiego pasma sukcesów jak ostatnio.
- A czy wiek nie utrudnia na łódkach czegoś, co było łatwe wcześniej?
- Nie potrafię już tak dynamicznie balastować, jak dawniej. Dużo wolniej się regeneruję po wysiłku. Wiek robi jednak swoje. Ale mam lepsze czucie wiatru, uważam że jestem lepszy w taktyce i w komunikowaniu się z załogantem. Umiejętność używania głowy, doświadczenia i sprzętu ma teraz większe znaczenie na łódkach kilowych, jak Star czy 5.5. Na olimpijskich nie miałbym już szans. Chyba że do igrzysk powróciłby Star…
- Uwiera pana brak medalu olimpijskiego w klasie Star?
- Nie, mnie nie uwiera nic. Nie rozliczam się z przeszłością. Wiem, że w życiu są sukcesy i porażki. Skoro nie da się cofnąć czasu, przyjmuję, jak jest. Cieszę się tym co mam i że się rozwijam i jestem lepszy każdego dnia. Dwa lata temu upadłem na kolana w związku z niedoszłym rejsem wokół świata. Wystarczył mi zaledwie rok, by odbudować się po tym ciężkim przeżyciu i ponownie wejść na szczyt. Szczypałem się, by sprawdzić, że to nie sen, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo świata. Ale tak dobrze przepracowałem czas po tamtej porażce, że pokazałem, iż wszystko jest możliwe.
- Skąd pan bierze teraz środki na sportową pasję?
- Nie mam kontraktów sponsorskich w związku ze sportem, ani nagród finansowych w regatach. To moja pasja i hobby. Koszt obecnych startów jest nieporównywalnie niski do tych w przeszłości. Żyję z własnej działalności biznesowej i z niej finansuję też sport. Daję sobie radę. Okazało się, że bez dużych budżetów też można sięgać po znaczące sukcesy nawet na arenie międzynarodowej. Często też jestem gościnnie zapraszany na regaty.
- Ma pan ochotę powiedzieć „ja wam jeszcze pokażę”?
- Nie muszę już udowadniać, że mogę coś pokazać. To już zrobiłem. Zdobyłem złoty medal olimpijski, mistrzostwo świata i Europy. Teraz sportowych wyborów dokonuję według przyjemności: co do osób, co do łódek, a nawet co do akwenów.
* Poprzedni tytuł mistrza świata w klasie Star zdobył Mateusz Kusznierewicz w załodze z Dominikiem Życkim, w roku 2008. Wówczas była to konkurencja olimpijska.
Źródło: Mateusz Kusznierewicz podniósł się z kolan i znów zwycięża na jachcie Wygrywa za swoje i dla przyjemności