Jachty Niezwykłe: Czajka po polsku, czyli Kozacy na Bałtyku
Pamiętacie, jak na filmowym „Ogniem i mieczem” pan Skrzetuski płynie kozacką czajką po Dnieprze, który udatnie naśladował tu zalew Klimkówka koło Gorlic? Łódź była niewielka, ale w tradycji Dzikich Pól – legendarna...
To właśnie na takich zwrotnych łodziach o długości do dwudziestu i szerokości do czterech metrów Kozacy – w służbie Rzeczypospolitej lub samodzielnie – wyprawiali się na tereny Imperium Osmańskiego wzorem wikingów na łupieżcze wyprawy. Budowali je w najprostszy sposób z powszechnie dostępnego drewna – wierzbowego i lipowego. Ten marny szkutniczo budulec po dokładnym posmołowaniu i wzmocnieniu linami dawał jednak w efekcie dzielną jednostkę, która sprawdzała się nie tylko na rzece, ale nawet na morzu! Najczęściej czajki miały stery z przodu i z tyłu, po 10 – 15 par wioseł i żagiel (po ukr. witryło) rejowy, który miał znaczenie pomocnicze przy sprzyjających wiatrach. Na większych łodziach montowano kilka małych działek zwanych falkonetami, a załogę stanowiło od 30 do 60 kozaków z szablami i bronią palną.
Jest też i bałtycki polski wątek w historii czajki. Choć bywa raczej kojarzona z Morzem Czarnym, sukcesy flotylli takich małych jednostek w wojnie morskiej dostrzegali polscy hetmani. Stanisław Koniecpolski w czasie wojen szwedzkich zaproponował utworzenie floty zaczepno-obronnej zorganizowanej po kozacku. W 1635 r. na Niemnie przygotowano 15 czajek, a kolejnych 15 przysposobiono z zarekwirowanych barek handlowych i taką „armadą” wzmocniono Królewiec – dla przeciwwagi zajętej przez Szwedów Pilawy. Ta strategia przyniosła stronie polskiej sporo drobnych sukcesów wojennych, ale po zawarciu pokoju w Sztumskiej Wsi Kozacy stali się na Zalewie Wiślanym zbędni i wrócili na Zaporoże...
Kilka lat temu kolorowa grupa ukraińskich żeglarzy zawitała do Polski na pokładzie współcześnie wykonanej czajki, którą w kilku miastach można było zwiedzać, a nawet nią popływać. Byłem na jej pokładzie nad Zalewem Zegrzyńskim, miód i piwo z sympatycznymi współczesnymi Kozakami piłem, strzelaliśmy na wiwat z falkonetu, a „czajkowe” wspomnienia zostaną mi już na zawsze...