Łączność satelitarna na jachcie – INMARSAT
W trzech kolejnych tekstach przybliżymy kwestie związane z łącznością satelitarną. Zaczniemy od systemu Inmarsat, który jako pierwszy opanował komunikację morską. Właściwie jest to Inmarsat Ltd, czyli firma, która w 1999 roku wyodrębniła się z International Maritime Satelite Organisation (INMARSAT), międzyrządowej organizacji do koordynacji łączności satelitarnej. Dziś ma siedzibę w Londynie i jest reprezentowana na londyńskiej giełdzie.
Aktualnie w trybie operacyjnym pracuje czwarta i piąta generacja satelitów na orbitach geostacjonarnych. Są jeszcze satelity uzupełniające i pozostałości trzeciej generacji – łącznie działa ich 11. W tym miejscu dochodzimy do zasadniczej kwestii, jaką są związane z taką konfiguracją ograniczenia i korzyści. Do korzyści należy niewątpliwie to, że jeden satelita geostacjonarny pokrywa swoim zasięgiem jedną trzecią powierzchni Ziemi. Wystarczą trzy, lub dla bezpieczeństwa cztery, satelity dla zapewnienia ciągłego działania i pokrycia niemal całej Ziemi. Niemal, ponieważ sygnał Inmarsatu nie jest odbierany w rejonach podbiegunowych.
Co na niebie...
Ponad sześciotonowe satelity geostacjonarne Inmarsatu z 40-metrowymi skrzydłami baterii słonecznych wiszą nad równikiem. Ich odległość od Ziemi jest tak dobrana, że przyciąganie równoważone jest przez siłę odśrodkową, a okres okrążania naszej planety jest równy jednemu obrotowi Ziemi. Dzięki temu satelita pozostaje nieruchomy w stosunku do powierzchni Ziemi. Ułatwia to realizację sieci połączeń. Niestety, rozchodzące się po liniach prostych sygnały nie docierają w rejony podbiegunowe. Teoretycznie mogą być odbierane do 82. stopnia szerokości północnej lub południowej. W praktyce powyżej 70. stopnia N trudno nawiązać połączenie. Udaje się to na przykład na polskiej stacji polarnej na Spitsbergenie leżącej na 77. stopniu N, wyposażona jest ona bowiem w dużą stacjonarną antenę paraboliczną zwróconą niemal poziomo w kierunku satelity.
Orbita geostacjonarna leży na wysokości 35 786 km od równika. Ta odległość wymaga stosowania do komunikacji anten kierunkowych. Sprawa jest oczywiście bardziej skomplikowana, ponieważ satelita nie wysyła jednej wiązki sygnału. Jest on dzielony na regionalne i lokalne wiązki, z których niektóre mogą być kierowane indywidualnie. Dzięki temu Inmarsat zapewnia lepszą jakość połączenia i szybsze transfery danych. Sterując poszczególnymi wiązkami, może też wyłączać je tam, gdzie nie są potrzebne, jak choćby na wielkich i nieuczęszczanych przestrzeniach Pacyfiku czy na Oceanie Południowym. To wyjaśnia, dlaczego załogi jachtów „Katharsis II” i „Selma Expeditions” podczas swoich rekordowych rejsów skarżyły się na trudności połączenia z satelitami Inmarsatu już poniżej 60. stopnia S.
… a co na rynku
Infrastruktura komunikacyjna składająca się z satelitów i sieci stacji naziemnych to jedno, natomiast oferowane serwisy, czyli sprzedaż łącz satelitarnych, to już działka biznesowa. Inmarsat oferuje różne rodzaje łączności satelitarnej, ale kupić je można tylko z pomocą działających na rynku pośredników.
W związku ze zmianą generacji satelitów stare serwisy są wycofywane, a ich miejsce zajmują nowe usługi. W skrócie – dla żeglarzy istotne są aktualnie Inmarsat C, Fleet One, FleetBroadband i Fleet Xpress. Dodatkowo jest jeszcze telefon satelitarny Inmarsatu, który wprawdzie oferuje bardzo podstawowe usługi, ale zabezpiecza wszystkie podstawowe potrzeby łączności, czyli głos, możliwość wezwania pomocy i, teoretycznie, transfer danych. Teoretycznie, ponieważ z prędkością 2,4 kbps nawet niewielki GRIB będzie się przeciskał przez łącza przez wiele minut, a czym dłuższe połączenie, tym łatwiej o jego przerwanie.
Wybór serwisu zależy od wielkości jednostki, naszych potrzeb i przede wszystkim możliwości finansowych. Sprzęt potrzebny do łączności satelitarnej nie jest tani, a na samą łączność też trzeba mieć sporo pieniędzy. W zamian otrzymujemy komunikację ze światem, Internet o różnych – w zależności od wybranej usługi – prędkościach, numer alarmowy 505 (taki wybrano, ponieważ jest optycznie podobny do SOS), śledzenie naszej pozycji, a nawet tak zwany Internet Rzeczy i to praktycznie na wszystkich oceanach.