Moitessier, "Joshua" i wolność żeglowania. "Chcę uratować duszę"

2018-06-19 15:15 Marek Zwierz
Bernard Moitessier
Autor: archiwum redakcji / Wikipedia / facebook

W niedzielę 1 lipca 2018 roku w Les Sables d'Olonne rozpoczną się regaty Golden Globe Race, które upamiętnią 50. rocznicę wyścigu zorganizowanego na przełomie 1968 i 1969 roku. Wtedy to sir Robin Knox-Johnston, jako pierwszy żeglarz opłynął samotnie kulę ziemską bez zawijania do portów. Drugim wielkim bohaterem tego wydarzenia był Bernard Moitessier, którego wyjątkową historię warto przypomnieć.

Kiedy w latach 1966/1967 sir Francis Chichester opłynął samotnie Ziemię wyruszając z Plymouth i zatrzymując się po drodze tylko w Sydney, a sir Alec Rose dokonał podobnego wyczynu w rok później zatrzymując się tylko dwukrotnie, wydawało się, że w światowym żeglarstwie pozostało już tylko jedno wyzwanie. Opłynąć świat bez zawijania do portu.

Brytyjska gazeta Sunday Times ogłosiła w marcu 1968 roku nagrodę dla pierwszego żeglarza, który to zrobi, a dodatkowo 5000 GBP za najszybsze pokonanie tej trasy. Nie było praktycznie żadnego regulaminu, nie było wpisowego, ani kwalifikacji. Trzeba było tylko wypłynąć z brytyjskiego portu na północ od 50. stopnia N, pozostawić po lewej burcie przylądki Agulhas, Leeuwin i Horn i nie przyjmować żadnej pomocy z zewnątrz. Było to tylko sformalizowanie wyścigu, który już był przygotowywany. Kilku żeglarzy miało w planach taki rejs, a oficjalny wyścig tylko zaostrzył rywalizację.

Do regat wystartowało dziewięciu żeglarzy. Tylko jeden zakończył wyścig. Ale prawdziwym bohaterem tego wydarzenia został Moitessier. Nie ukończył oficjalnych zmagań. Przerwał rejs by popłynąć na swoje ukochane tropikalne wyspy Południowego Pacyfiku. "Ruszam dalej bez zachodzenia do portu, ponieważ szczęśliwy jestem na morzu, a może i dlatego, by uratować moją duszę” – napisał w liście do Sunday Timesa.

Bernard Moitessier urodził się w 1925 roku w Hanoi, w Wietnamie. Tam przeżył wojnę, internowanie przez armię japońską i na dżonkach, na których wypływał z rybakami, uczył się żeglowania. Opuścił Wietnam w 1947 roku, by powrócić tam u schyłku życia, odwiedzając wioskę w pobliżu Sajgonu, gdzie spędzał wakacje w młodości. Wypłynął z Kampot, obecnie Kambodża, na jachcie "Marie Therese" praktycznie nie mając doświadczenia w oceanicznej żegludze. Na początku lipca wyszedł z Cieśniny Malakka na Ocean Indyjski i przez sześć tygodni walczył z monsunem.

"Wiatr był wiecznie przeciwny i przerywany ciszą zbyt krótką, żeby morze mogło się uspokoić. To szare niebo pory deszczowej, która wygnała porę ciepłą i która zakazała najpiękniejszego bóstwa morskiego: Słońca. Stawałem się coraz mniej ludzki, pod koniec naszego pierwszego tygodnia na oceanie Indyjskim byłem jak gatunek morskiego zwierzęcia, napędzany przez instynkt. Znajdowaliśmy się przed ścianą wiatru, u wyjścia z zatoki Malakka i wiedza nie służyła niczemu. Rozum też nie, ani inne uczucia, które zazwyczaj ożywiają umysł ludzki" – pisał Bernad Moitessier w "Włóczędze mórz południowych".

"Marie Therese" rozbiła się na rafach w archipelagu Chagos. Moitessier nie odpuścił, dostał się na Mauritius i tam zbudował "Marie Therese II", którą po trzech latach przerwy pożeglował na Karaiby. Dotarł do wybrzeży Trynidadu, gdzie historia się powtórzyła i jego drugi jacht pozostał na rafie koralowej. Bernard przedostał się do Francji i poszukując funduszy i zajęcia zajął się sprzedażą nawozów dla rolnictwa i… pisaniem książki. Wraz z "Włóczęgą mórz południowych" narodził się więc Moitessier pisarz. Wspomnienia z rejsów na obu "Marie Therese" zrobiły we Francji furorę i katapultowały go do żeglarskiej czołówki. Nikt nie zliczy, ilu jego rodaków, i chyba nie tylko rodaków, zaczęło w ogródku budować łodzie, na których planowali wolne życie na odległych wyspach.

Jean Knocker, utalentowany inżynier i samouk-konstruktor jachtowy, zaproponował plany jachtu, który okazał się jego najbardziej znanym i uznanym dziełem. Przedsiębiorca Jean Fricaud zgodził się zbudować jednostkę za cenę materiałów. Za maszty posłużyły słupy telegraficzne, za wanty zwykłe liny stalowe. Wszystko było ukierunkowane na prostotę w wykonaniu i łatwe naprawy. Tak powstał "Joshua", którego imię Francuzi wymawiają "Żozua", jeden z najsłynniejszych jachtów, na których człowiek swobodnie żeglował po morzach i oceanach.

Był rok 1961. Wraz z Francoise, swoją świeżo poślubioną małżonką, Bernard popłynął na Tahiti. Tu para stanęła przed problemem, jak najszybciej wrócić do Francji, do dzieci Francoise z pierwszego małżeństwa, do których bardzo tęskniła. Logiczną drogą była trasa wokół przylądka Horn. Rejs z Tahiti do Alicante wokół Hornu był ówcześnie najdłuższą żeglarską wyprawą non stop. Ponad 14 tysięcy mil w cztery miesiące. Za tą podróż Bernard Moitessier otrzymał Blue Water Medal przyznawany corocznie za wyjątkowe osiągnięcia żeglarskie przez Cruising Club of America.

W ten sposób została otwarta droga do największego wyzwania. Rozpoczęło się ono 22 sierpnia 1968 roku w Plymouth. Moitessier nie miał nigdy żyłki regatowej. Rejs był dla niego okazją do zdobycia równowagi pomiędzy oceanem, jachtem i nim samym. Wyprawa jako wyzwanie iście duchowe. Po minięciu trzech przylądków zrozumiał bezsens rywalizacji, zbędność ścigania się, poddanie się upływającemu czasowi na wzór morskich ptaków. Nie popłynął w górę Atlantyku. Skierował się na Ocean Indyjski, potem Pacyfik i dopiero tam ruszył na północ, by po 300 dniach od wyruszenia w morze, 21 czerwca 1969 roku rzucić kotwicę w Papeete.

Jacht Joshua
Autor: Waldemar Heflich Jacht "Joshua"

Na kilka lat Bernard Moitessier zamieszkał na atolu Ahe na Polinezji Francuskiej. Sprowadził tam nawet koty, które miały polować na szczury niszczące uprawy palm kokosowych. Sprytne drapieżniki wolały jednak dziesiątkować populacje ptaków, niż w upale uganiać się za zwinnymi gryzoniami. Patrząc na postępująca dewastację środowiska wystosował list do merów wszystkich francuskich komun, w którym apelował o sadzenie w miejscowościach drzew owocowych zamiast, jak to określił, bezproduktywnych drzew ozdobnych. Dla pierwszego, który się zgłosi oferował nawet czek na sfinansowanie tego przedsięwzięcia. Pierwszym był mer miejscowości Lachelle w północnej Francji.

W nadziei na podreperowanie finansów Moitessier pożeglował do Kalifornii. Tam spotkał Klausa Kinsky'ego, niemieckiego aktora ekscentryka znanego choćby z filmów Wernera Herzoga ("Fitzgeraldo", "Cobra Verde"). Kinsky przygotowywał się do roli, w której miał żeglować. Postanowił więć nauczyć się tej sztuki i wynajął Moitessiera jako nauczyciela. W 1982 roku pożeglowali do Cabo San Luca w Meksyku. Tam dopadł ich sztorm o sile niespotykanej o tej porze roku. "Joshua" wraz z innymi jachtami kotwiczącymi w zatoce znalazł się na plaży. Załamany Bernard wrócił do Kaliforni. Szybko okazało się, że ma na świecie wielu prawdziwych przyjaciół, którzy w takiej biedzie go nie opuszczą. Znalazły się plany, stocznia, materiał, maszt, silnik. Nawet francuskie czasopismo "Voiles et Voiliers" dołożyło spory czek. W osiem miesięcy po utracie "Joshuy" Moitessier popłynął na Hawaje, gdzie przez kilka miesięcy pracował nad kolejną książką. Nowy jacht otrzymał zaś imię "Tamata".

Kiedy w 1987 roku Philippe Jeantot powołał do życia regaty Vendee Globe Moitessier wraz ze zwycięzcą Golden Globe, Robinem Knox-Johnstonem byli ojcami chrzestnymi regat. A co się stało z "Joshuą"? Ktoś kupił go za 20 dolarów, pożeglował po pacyficznych wybrzeżach Ameryki, aż znaleziono go w 1989 roku w Seattle. Jacht został odkupiony od aktualnego właściciela i w 1990 roku wpłynął do La Rochelle. Zaa sterem stał nie kto inny, lecz sam Bernard Moitessier.

Obecnie jacht jest własnością Muzeum Morskiego, a dzięki Stowarzyszeniu Przyjaciół Muzeum znów żegluje i każdy, kto jest członkiem tego Stowarzyszenia może się zaokrętować.

Grób Bernarda Moitessiera
Autor: Marek Zwierz Grób Bernarda Moitessiera

Bernard Moitessier zmarł w 1994 roku. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Le Bono pomiędzy Vannes, a Quiberon nad Zatoka Biskajską. Uporządkowany cmentarz, w którego rogu niespodziewanie pojawia się pionowy, przyciągający uwagę akcent widoczny z daleka. To palma, pod którą stoi prosty kamień nagrobny z rysunkiem szybującej mewy znanym z "Długiej drogi" i napisem "Salut et Fraternité" ("Cześć i Braterstwo"). Kamień i palma obwieszone są plakietkami, naszyjnikami z muszli, znaczkami klubów, plecionkami z lin i drobiazgami pozostawionymi przez tych wszystkich, którym duch tego żeglarskiego hipisa był bliski.

Marek Zwierz

***

W 2018 roku na starcie Golden Globe Race pojawi się 23 żeglarzy. Uczestnicy regat będą mieli do dyspozycji jedynie wyposażenie jakim dysponowali Robin Knox Johnston i Bernard Moitessier 50 lat wcześniej. W podróż dookoła świata wybiorą się więc bez możliwości korzystania z urządzeń takich jak: GPS, radar, AIS, elektryczny autopilot, chart plotter, telefon komórkowy czy nawet odtwarzacz płyt CD...

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.