Joanna Pajkowska: Dokończyłam symfonię! [ROZMOWA]

2019-05-03 12:08 Waldemar Heflich / Tomasz Kowalczyk
Joanna Pajkowska
Autor: Aleksander Nebelski

Joanna Pajkowska, która na jachcie „Fanfan” jako pierwsza Polka samotnie non stop opłynęła świat wokół Trzech Wielkich Przylądków odpoczywa po swoim rejsie. O tym co było dla niej najtrudniejsze? Co robiła w wolnym czasie? Jak znosiła samotność? I dlaczego czuje się, jakby dokończyła symfonię? Opowiedziała w specjalnej rozmowie z Magazynem „Żagle”!

ŻAGLE: Pierwsze wrażenie po zakończeniu rejsu?

Joanna Pajkowska: Czuję się świetnie. W Plymouth przywitała mnie duża grupa ludzi. Zostałam świetnie przyjęta, był szampan, owoce, race i same atrakcje. Chwila zakończenia rejsu była wspaniała. Cieszę się, że się udało!

ŻAGLE: Kiedy po raz pierwszy pomyślałaś o takim rejsie non stop wokół Trzech Groźnych Przylądków?

Joanna Pajkowska: Kiedyś moim marzeniem było wystartować w regatach OSTAR. Razem z Wojtkiem Kaliskim budowaliśmy wtedy łódkę. Wiedziałam, że na pewno dam radę, zastanawiałam się tylko jak dużo czasu będzie potrzebne, by mieć jacht. W 2000 roku wystartowałam w końcu w regatach OSTAR, byłam czwarta w swojej klasie. Wtedy zadałam sobie pytanie co dalej!? Teraz to już chyba trzeba popłynąć dookoła świata. 10 lat temu spróbowałam swoich sił na łódce „Mantra ASIA”. Tamta jednostka była dużo mniejsza od „Fanfana” i nie mogłam na niej zdecydować się na opłynięcie Przylądka Horn. Popłynęłam inną, ale ciekawą trasą Panama – Panama. Niestety z powodu sztormu musiałam spłynąć do Port Elizabeth i przeczekać trudną chwilę. Z jednej strony cieszyłam się, że udało mi się przepłynąć poniżej dwustu dni (dokładnie w 198 - przyp. red.), ale z drugiej został niedosyt. Ktoś powiedział, że to była taka niedokończona symfonia…. a teraz udało mi się tę "żeglarską symfonię" dokończyć!

ŻAGLE: Co sprawiało najwięcej trudności podczas rejsu?

Joanna Pajkowska: Miałam problemy ze sterem, trudno jednak powiedzieć, żebym natrafiła na jakieś wielkie przeszkody. Podczas tak długiego rejsu trzeba się po prostu nastawić na to, że nie będzie łatwo. Może François Gabart ma tak wyposażoną jednostkę, że może sobie pozwolić na duży komfort podczas tego typu wyprawy. Przeciętnym śmiertelnikom zawsze coś się może jednak stać, urwać czy złamać. Na szczęście nie musiałam się zatrzymywać czyli nic nie przeszkodziło mi w tej wyprawie, a mijałam jachty, które musiały zatrzymać się na naprawy czyli te moje problemy nie były duże!

ŻAGLE: Najtrudniejszy, najbardziej dramatyczny moment podczas całej wyprawy?

Joanna Pajkowska: 30 mil od Przylądka Horn, przy wyspie Diego Ramirez przyszedł sztorm, który mocno zakręcił „Fanfanem”. Wtedy przestał pracować autopilot. Wewnątrz otworzyły się szafki, wytłukły się talerze, ale nie mogłam zostawić steru. W takim wypadku łódka ustawiłaby się bokiem do fali, a nie mogłam do tego dopuścić! Fale były ogromne! Wiedziałam, że do Plymouth raczej nie dopłynę sterując ręcznie!?! Dlatego płynęłam trochę na orientację i jak się okazało spłynęłam najbardziej na południe z wszystkich łódek, które w tym roku płynęły w tym rejonie. Wtedy też nie wiedziałam za bardzo gdzie jestem, a nie mogłam ruszyć do komputera i czekać aż się włączy bo trwałoby to zbyt długo. Musiałam coś wymyślić. Na szczęście następnego dnia trochę się uspokoiło i udało mi się uruchomić samoster wiatrowy. Żeby to zrobić musiałam dość mocno się wychylić na pawęży, a nie było to łatwe. Kiedy spojrzę wstecz to muszę przyznać, że było trochę dramatycznie w tym momencie, ale ja sobie radziłam.

ŻAGLE: Czy są rzeczy, których nie potrafisz na jachcie naprawić lub opanować?

Joanna Pajkowska: Mam taką tendencję, że trochę bagatelizuję trudne sytuacje i czasami myślę, że każdy by sobie poradził. Muszę przyznać, że te historie o których mówię, były jednak trochę niebezpieczne. Myślę, że mogło być jednak zdecydowanie gorzej. Gdyby złamał się maszt, albo urwał ster to byłoby słabo. Miałam dwa groty, dwa foki, byłam przygotowana na różne sytuacje i koniec końców poradziłam sobie!!!

ŻAGLE: Czy w trakcie rejsu czytałaś książki, które byłby dla Ciebie inspiracją do działania. A może sama pisałaś zarys swojej książki?

Joanna Pajkowska: Za dużo nie napisałam, ale miałam trochę książek do przeczytania. Nawet nie wiem ile dokładnie, kilka na pewno pochłonęłam. Uwielbiam też sudoku, które rozwiązywałam  w wolnych chwilach. Nie zawsze się siedzi na szotach, trochę tego czasu dla siebie miałam i myślę, że dobrze wykorzystałam te momenty.  

ŻAGLE: Czy dobrze znosisz samotność, czy pomagał stały kontakt z mężem…?

Joanna Pajkowska: Ja nie mam problemu z samotnością, niektórzy cały czas potrzebują kontaktu z drugą osobą, ale ja tak nie mam. Kiedy płynęłam 10 lat temu, musiałam się wręcz zmuszać do pisania, ale wiedziałam, że Alek się denerwował. Teraz się nie zmuszałam, ale nie odczuwałam też samotności. Wszystko można sobie ustawić w głowie. Można sobie zadać pytanie czy to, że nie mam owoców to problem czy nie? Czy to, że nie mam pryszynica jest dla mnie najważniejsze, czy nie koniecznie?. Tak samo jest u mnie z samotnością, dla mnie to nie problem. Może nie jestem po prostu tak towarzyszka (śmiech).

ŻAGLE: Czy myślałaś już o kolejnym rejsie? A może znów regaty samotne lub załogowe?

Joanna Pajkowska: Na razie nie wiem. Zawsze chętnie wystartuję w regatach, szczególnie w jakiejś małej załodze. Bo to mi się podoba najbardziej. Jeszcze przed wypłynięciem w mój rejs miałam propozycję by wystartować w regatach TWOSTAR z jednym z brytyjskich żeglarzy, już w przyszłym roku. Ale nie wiem jeszcze czy coś z tego wyjdzie. Ja lubię tez inne rzeczy, lubię góry, lasy, może czas, żeby popatrzeć na inne widoki. Nie tylko na niebieskie. (śmiech)!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.