Minęło 50 lat od zakończenia pierwszego samotnego rejsu dookoła świata

2019-04-18 14:00 Wojciech Barszczowski / Tomasz Kowalczyk
sir Robin Knox-Johnston
Autor: MAT. PRASOWE

22 kwietnia minęło dokładnie 50 lat od zakończenia pierwszego samotnego rejsu dookoła świata. Po 312 dniach rywalizacji w Sunday Times Golden Globe Yacht Race tej sztuki dokonał Brytyjczyk Robin Knox-Johnston. By powtórzyć jego wyczyn na starcie Golden Globe Race 2018 stanęło osiemnaścioro żeglarzy, którzy poszli w jego ślady. Na mecie znalazło się już czterech śmiałków, a na oceanie pozostał jeszcze tylko Fin Taphio Lehtinen, który znajduje się na wysokości Wysp Zielonego Przylądka. Do francuskich wybrzeży ma jeszcze 2500 mil morskich i niewielkie szanse na poprawienie wyniku słynnego Brytyjczyka.

W Golden Globe Race 2018 pierwszy po 211 dniach do mety w Les Sables-d’Olonne dopłynął 73-letni Francuz Jean-Luc Van Den Heede. Drugi po 214 dniach rywalizację zakończył Holender Mark Slats. Do mety po 252 dniach dopłynął trzeci żeglarz Estończyk - Uku Randmaa, a po 263 dniach rywalizację zakończył Amerykanin Istvan Kopar. Na oceanie pozostał jeszcze tylko Taphio Lehtinen z Finalndii, który płynie od 295 dni, ale ma małe szanse by opłynąć świat szybciej niż sir Robin Knox-Johnston. Brytyjczyk by dokonać tej sztuki potrzebował 312 dni. Żeglarze podczas Golden Globe Race 2018 mieli do dyspozycji jedynie wyposażenie jakim dysponował Robin Knox Johnston, na jachcie „Suhaili”. W podróż dookoła świata wybrali się więc bez możliwości korzystania z urządzeń takich jak: GPS, radar, AIS, elektryczny autopilot, chart plotter, telefon komórkowy czy nawet odtwarzacz płyt CD.

Przypomnijmy, jak wyglądały zmagania Sir Robina Knox-Johnstona

Opuściła go żona, uznano go za zaginionego, a pokład jachtu zalewała woda. 14 czerwca 1968 roku Robin Knox-Johnston wypłynął z Falmouth w samotny rejs non stop dookoła świata. Po 312 dniach Brytyjczyk zamknął okołoziemską pętlę, zostając pierwszym żeglarzem, który pokonał liczącą ponad 30 tysięcy mil morskich trasę bez zawijania do portów.

Nieco ponad rok wcześniej, na początku 1968 roku jeden z redaktorów londyńskiego dziennika "Sunday Times" zaproponował zorganizowanie wielkiej imprezy – samotnych regat dookoła globu bez zawijania do portów.

Jeśli wcześniej starszemu już Francisowi Chichesterowi udało się opłynąć ziemię zawijając tylko raz do Sydney, dlaczego ktoś z młodszej generacji nie miałby pokusić się o wyprawę bez zawijania do portu?

Powstał Komitet pod przewodnictwem wspomnianego Chichestera, który ufundował dwie nagrody: "Golden Globe" dla żeglarza, który pierwszy dokona tego wyczynu i nagroda druga – 5 tysięcy funtów – dla najszybszego jachtu, który wyruszy w terminie od 1 czerwca do 31 października 1968 roku. Warto podkreślić, że kwota ta stanowiła wówczas prawdziwą fortunę!

Zasady uczestnictwa były bardzo proste. Trzeba wyruszyć z portu powyżej 40 szer. N., obejść przylądki: Dobrej Nadziei, Leewin i Horn, przemierzając naturalnie strefę "ryczących czterdziestek" i powrócić bez dobijania do żadnego lądu oraz bez pomocy z zewnątrz do punktu wyjścia.

Jacht Suhaili
Autor: Paweł Paterek

"Trzeba być naprawdę wielkim optymistą i mieć dużą fantazję, by zdobyć się na podobny krok. Tysiące mil sam na sam z oceanem. Do tego dochodzą konkurenci. Myśl, żeby dotrzeć przed innymi dopinguje do bezustannego napięcia. Z dotychczasowych doniesień wynika, że na czele jest Robin Knox-Johnston, który wyruszył z Falmouth 14 czerwca . Nawiguje on na keczu "Suhaili" długości 9,75 m skonstruowanym i zbudowanym w Bombaju" – pisaliśmy w lutym 1969 roku na łamach "Żagli".

Do regat stulecia, jak wówczas określano wyścig, wystartowało dziewięć jachtów. W połowie grudnia wycofały się już trzy. Przylądek Dobrej Nadziei okrążyło już tylko trzech żeglarzy: Knox-Johnston, Bernard Moitessier i Nigel Tetley. Ówczesne przekazy medialne podawały jeszcze nazwisko Donalda Crowhursta. Świat dopiero później poznał tragiczną historię tego człowieka.

"Przylądek Dobrej Nadziei okrążył w styczniu, a Horn w kwietniu 1969 roku. Poważne zaniepokojenie wywoływały przesyłane przez niego wiadomości o tym, że kończy mu się żywność. Już w początkach lipca w czasopismach żeglarskich wyrażano przypuszczenie, że jeżeli nie wejdzie do któregoś z portów Ameryki Południowej, to może się zdarzyć, że padnie ofiarą swego uporu oraz ambicji i pozostanie na zawsze na morzu. Artykuł kończył się słowami "Mens sana?" (Zdrowy umysł?)" – przeczytać można w "Żaglach" już w kwietniu 1970 roku.

Prawda okazała się okrutna i smutna. Crowhurst podczas regat nigdy nie wypłynął poza Atlantyk. Podawał przez radio fałszywe relacje z wyścigu, tak aby wszyscy uważali, że faktycznie w niezłym tempie płynie dookoła świata. Relacja uwiarygodniał informacjami o drobnych problemach technicznych. W miarę upływu czasu popadał jednak w coraz większy obłęd. Ostatni wpis w dzienniku jachtowym, który został znaleziony w opuszczonym jachcie, wskazuje na to, że Crowhurst pożegnał się z życiem skacząc za burtę...

Robin Knox-Johnston
Autor: mat. pras. Henri Lloyd

Przez pewien czas poważne obawy wzbudzał też los Johnstona. Ostatni raz dostrzeżono go pod koniec listopada 1968 roku. Później nie było z nim kontaktu aż do połowy kwietnia 1969. Poszukiwania nie dawały rezultatu, aż w końcu Brytyjczyka uznano za zaginionego! Okazało się, że jeszcze na Pacyfiku w czasie sztormu zniszczeniu uległ nadajnik radiowy. Równocześnie pękł ster, a baki wodne i nadbudówka zaczęły przeciekać. Knox-Johnston na otwartym morzu usunął większość uszkodzeń. Niedostrzeżony przez nikogo opłynął Horn. Na jego ślady natrafiono dopiero na wysokości Azorów. Tydzień później 22 kwietnia 1959 r. w Falmouth odbyło się triumfalne powitanie Brytyjczyka, który po 312 dniach, jako pierwszy żeglarz w historii zamknął okołoziemską pętlę bez zwijania do portów.

"Robin Knox-Johnston egzaminy kapitańskie złożył mając 25 lat. Kiedy zdecydował się wziąć udział w regatach miał już prawie 30 lat. Swój jacht SUHAILI, normalny kecz z długim bukszprytem, kazał zbudować w Bombaju, a rejs z Indii do Anglii, który odbył z dwuosobową załogą traktował jako trening do regat. Wyposażając SUHAILI zwrócił dużą uwagę na zabrania rzeczy, które mogą mu dostarczyć jakiejś rozrywki, a więc książki, magnetofon z nagraniami ulubionych artystów, broń myśliwską, a nawet duże ilości gumy do żucia. Średnia szybkość Knox-Johnstona na całej trasie wynosiła niewiele ponad 91 Mm na dobę. Brytyjczyk jako jedyny z dziewięciu startujących wrócił do Anglii nie naruszając regulaminu regat. Zdobył obie nagrody: ZŁOTY GLOBUS i 5 tysięcy funtów, które przekazał wdowie po nieszczęsnym Donaldzie Crowhurście" – relacjonowały pierwszy samotny rejs non stop dookoła świata "Żagle".

Wyścig Sunday Times Golden Globe miał dla Robina szczęśliwe zakończenie także w zupełnie innym wymiarze. Kiedy przygotowywał się do wielkiego wyzwania, jego żona złożyła pozew o rozwód. Według niektórych źródeł, to wydarzenie pomogło podjąć mu ostateczną decyzję o starcie w wielomiesięczny rejs. W końcu na lądzie nikt już na niego nie czekał. Mylił się. W kwietniu 1969 roku w Falmouth czekała na niego... stęskniona była małżonka. Para ponownie wzięła ślub i spędziła razem resztę życia, aż do śmierci Lady Knox-Johnston w 2003 roku.

Wyczyn Robina z żeglarskiego punktu widzenia był czymś niezwykłym w tamtych czasach. Nie było wtedy łączności satelitarnej, systemu GPS, a do łączności ze światem służyło jedynie radio. Wystarczyła jego awaria, żeby Brytyjczyka uznano za zaginionego.

Sir Robin Knox-Johnston
Autor: www.robinknox-johnston.co.uk

Sam Knox-Johnston po zdobyciu "Złotego Globusa" startował z sukcesami w wielu wokółziemskich regatach, między innymi w Whitbread World Yacht Race, znanym dzisiaj pod nazwą Volvo Ocean Race.

W 1994 roku po raz kolejny zapisał się złotymi zgłoskami w historii światowego żeglarstwa. Wspólnie z Peterem Blakiem, którego historię przypomnieliśmy niedawno na łamach "Żagli", na katamaranie "Enza New Zealand" sięgnął po Juels Verne Trophy, poprawiając rekord Bruno Peyrona na "Commodore Explorer" o ponad 4 dni. Za ten wyczyn Knox-Johnston i Blake otrzymali od królowej Elżbiety II tytułu szlacheckie, a światowe władze żeglarskie po raz pierwszy w historii przyznały nagrodę "Żeglarza Roku".

Sir Robin Knox-Johnston do dziś nie rezygnuje z żeglarstwa, nadal pływa, a swoje doświadczenia opisuje w znakomity, ciekawy sposób. Jest autorem wielu książek, wśród których warto polecić między innymi "O żeglowaniu" oraz oczywiście "Mój własny świat", czyli pasjonującą opowieść o 312 dniach na pokładzie "Suhaili".

Sir Robin Knox-Johnston
Autor: facebook.com/goldengloberace

Sir Robin Knox-Johnston z pewnością z zapartym tchem śledzi końcówkę Golden Globe Race 2018. Wirtualna rywalizacja z Taphio Lehtinenem może okazać się dla niego zwycięska i po pięćdziesięciu latach dać kolejny powód do dumy.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.