Biały szkwał na Mazurach: 11 lat od tragedii, w której zginęło 12 osób

2018-08-22 12:13 Jerzy Kubaszewski

We wtorek 21 sierpnia 2007 roku biały szkwał spustoszył Mazury, zbierając śmiertelne żniwo. W trakcie zaledwie kwadransa zatonęło 15 jachtów, ponad 60 jednostek zostało wywróconych. Zginęło też niestety 12 osób. W jedenastą rocznicę tragedii przypominamy tekst, który opublikowaliśmy w "Żaglach" w październiku 2007 roku oraz komentarz "w cieniu tragedii - część druga..." Waldemara Heflicha.

Białe szkwały zdarzają się na wodzie dość często. Czasem są one niewielkie, ale czasem ich zasięg obejmuje nawet całe pojezierza. Tak było w feralny wtorek 21 sierpnia 2007 r. na Wielkich Jeziorach Mazurskich.

Nad terenem Rosji usytuował się mocny i stabilny kontynentalny wyż. Drugi nad Grecją przemieszczał masy wilgotnego gorącego powietrza znad Afryki i Morza Śródziemnego do Polski. Temperatura powietrza osiągała 33ºC. Nad Bałtykiem i Niemcami przechodziła cała seria atlantyckich niżów, które powoli zbijały się w stadko, zagęszczając linie izobar, tworząc idealną pożywkę dla burz i szkwałów, nie tylko na frontach, ale i wewnątrz mas powietrza. Układ charakteryzował się dużą energią potencjalną ciepłych mas powietrza i jeszcze większą chwiejnością.

I stało się!

Około godziny 13.00 zaczęły pojawiać się niewielkie stratocumulusy, które po godzinie zasłoniła stosunkowo cienka warstwa mgły (nimbocumulus). – Przypuszczenia, że będzie padać, zaczęły zamieniać się w pewność. Nie chcąc zmoknąć na wodzie, postanowiłam przeczekać deszcz przy brzegu. Zanim zacumowaliśmy, zrobiła się całkowita flauta, a nad południową częścią jeziora Bełdan pojawiła się ogromna, czarna jak noc, mająca podręcznikowy wygląd kowadła chmura burzowa – gigantycznych rozmiarów cumulonimbus – napisała w swojej relacji Kasia Grzywa (st.j.). Huraganowy wiatr wiał około 5 minut i ucichł tak samo raptownie, jak się pojawił. Deszcz zamienił się w grad. Po kolejnych pięciu minutach ustały opady i bardzo szybko zaczęło się przejaśniać. Kasia nie dała się złapać nawałnicy. Ale nie wszyscy byli tak ostrożni. Co się święci, dało się przewidzieć wcześniej. Telewizja poinformowała, że statki Białej Floty nie wypłynęły. Wiadomość o nadchodzącej nawałnicy szefowie Białej Floty zaczerpnęli z Internetu. Dopiero później okazało się, że jeden z nich wysztrandował na Niegocinie. Widać, że ich doświadczenie przydawało się jak nigdy.

Biały Szkwał na Mazurach (2007)
Autor: mazury.info.pl

Nasz współpracownik Zbyszek Jatkowski z Giżycka relacjonował, że przynajmniej dwie godziny wcześniej z okien swojego biura dostrzegł zagrożenie. Spakował aparaty i później fotografował to, co działo się na wodzie. Byli jednak i tacy, którzy nie dostrzegli zagrożenia i szkwał złapał ich na wodzie. – Byłem na Kisajnie. Biały szkwał posuwał się z dużą szybkością... Mało kto zedrze grota z masztu, a mnie się udało pazurami. Foka zrolowaliśmy i doszliśmy do brzegu w okolice Antonowa – opowiadał jeden z żeglarzy będących wtedy na wodzie. Zgłoszono 39 wywrotek jachtów. Mazurski WOPR ocenia liczbę wywróconych jachtów na około 60 (znajdowano później jachty, których nikt nie zgłosił) – powiedział Paweł Czubiński z Maz. WOPR-u. Niektóre wywróciły się „na suchym patyku”, czyli płynąc bez żagli (film nakręcony w Mikołajkach przez przygodnego świadka obiegł wszystkie stacje telewizyjne). Wiele jednostek zatonęło. Ile? Nikt nie wie. Ocenia się, że około 15.

Media przez wiele godzin szczegółowo informowały o katastrofie. Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy, a po Mazurach żeglujemy od lat. Fale na Śniardwach miały ponad dwa metry wysokości. To było istne piekło, stwierdzali przygodni interlokutorzy.

Janusz Kulpeksza – nasz mazurski komentator – przypomina sobie wiele białych szkwałów, których był świadkiem. Pierwszy – ponad 40 lat temu, a potem co kilka lat. Ostatnia pamiętna nawałnica przewróciła 15 tys. hektarów Puszczy Piskiej 4 lipca 2004 roku, a rok wcześniej 17 sierpnia w okolicach Giżycka wywróciło się kilkadziesiąt jachtów.

Kwadrans grozy

Biały szkwał trwał około 15 minut. Jeszcze przed nawałnicą 13 jednostek ratowniczych Maz. WOPR-u wypłynęło, aby ostrzegać tych, którzy byli na wodzie, lecz nie wszyscy zostali uprzedzeni, bo po prostu zabrakło czasu. Tuż po ustaniu wichury przystąpiono do akcji ratunkowej. Wyłowiono prawie 80 osób. Prezes Maz. WOPR-u Zbigniew Kurowicki zwrócił uwagę, że wszyscy podjęci z wody przez ratowników nie mieli na sobie kamizelek ratunkowych. Zadawał pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź. To była niefrasobliwość czy głupota?

Niestety, trzy osoby już nie żyły. Poszukiwania objęły kilkunastu zaginionych żeglarzy, wędkarzy i kajakarzy. Odnajdowano ich powoli, ale po kilku dniach nadzieja na odnalezienie żywych spadła do zera. Zaangażowane zostały siły policyjne, straż pożarna, Maz. WOPR i Mazurska Służba Ratownicza z Okartowa. Sprowadzono śmigłowiec i dwa samoloty, aby z powietrza poszukiwać zatopionych jednostek. Wykorzystano sonar (echosonda pozioma), żeby wykryć wraki leżące na większych głębokościach. PKN Orlen przekazał 15 tys. złotych na paliwo dla ratowników, których setka brała codziennie udział w akcji poszukiwawczej.

Czas na wnioski

W prasie, radio i telewizji przekazywano informacje o przebiegu zdarzenia. Nasycone były wielkimi emocjami i sprzecznymi opiniami: żeglarze są źle wyszkoleni i nieprzezorni, piją na wodzie alkohol, w archaicznych portach i marinach brak systemu ostrzegania przed burzami i silnym wiatrem itd., itd. Niestety, wiele w tym prawdy. Niektóre przystanie są rzeczywiście marne, ot, pomost, ubikacje i bosman zbierający pieniądze za cumowanie. Żadnej rejestracji, kto i na ile dni wpłynął, kiedy wypłynął. Brak podstawowych informacji o prognozie pogody i innych zagrożeniach. Jacht wypływający z przystani na mazurski szlak wpada w coś na kształt czarnej dziury. Nikt nie wie, dokąd popłynął i kiedy wróci...

Niewątpliwie zabrakło informacji o zagrożeniu pogodowym. Mimo iż na wodę wyszły wszystkie jednostki Maz. WOPR i ostrzegały o nadchodzeniu burzy, do wielu ona nie dotarła bądź została zlekceważona. Ratownicy z Giżycka dotarli z informacją o burzy tylko do jachtów na Niegocinie, Darginie i Kisajnie. Przyznać jednak trzeba, że kilkanaście tysięcy łodzi schroniło się przy brzegach. Na wodzie zostało tylko kilkaset (ocena szacunkowa ratowników Maz. WOPR-u).

Biały Szkwał na Mazurach (2007)
Autor: mazury.info.pl

Wiele osób szukając rozwiązania tego problemu, proponuje, aby zbudować na WJM zintegrowany system powiadamiania o zagrożeniach podobny do tego, który zainstalowano na Jeziorze Bodeńskim (zawiadamiające o burzy lampy stroboskopowe). Tam silne wiatry spadające z pobliskich Alp są bardzo częste, ale i na Mazurach burz i szkwałów zdarza się coraz więcej. Kolejnym problemem jest techniczne wyposażenie służb ratunkowych. Nie chodzi tu o jakość, ta jest już dostateczna, ale o ilość. Notorycznie brakuje paliwa, które potrzebne jest nie tylko do prowadzenia akcji, ale przede wszystkim do szkolenia nowych kadr i patrolowania akwenów. Altruizm Orlenu jest bardzo pomocny, ale czy tak musi być?

Mówią ratownicy

Nad Mazurami latał niegdyś stacjonujący tam śmigłowiec ratowniczy. Przebazowano go. Na czas akcji poszukiwawczej przyleciał teraz aż z Białegostoku. Śmigłowiec na WJM byłby bardziej przydatny, biorąc pod uwagę fakt, że wypoczywa tam latem kilkaset tysięcy osób. Jeśli toczy się ogólnonarodowa dyskusja nad problemem funkcjonowania śmigłowca w Tatrach, to warto powiedzieć, że dla Mazur jest nie mniej ważny. Wspinaczka na Orlą Perć, Rysy, a nawet Giewont jest równie niebezpieczna jak żeglowanie po jeziorze w trudnych warunkach pogodowych.

Biały Szkwał na Mazurach (2007)
Autor: mazury.info.pl

Co czwarty przewrócony przez biały szkwał jacht zatonął. Stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że armatorzy tych jednostek pominęli wymóg zapełnienia komór materiałem wypornościowym. Wielu żeglarzy zapomniało lub nie zostało poinformowanych, że pływają często na jachtach wywracalnych i zatapialnych. Tymczasem na kursach na stopień żeglarza standardardowo uczy się kursantów, aby w przypadku wywrotki nigdy nie odpływali od przewróconej łodzi – jest ona bowiem najlepszą „tratwą ratunkową” dla rozbitków!

Biały szkwał pójdzie z czasem w zapomnienie. Ci, co go przeżyli – będą ostrożniejsi. Doświadczyli sami tego, co niesie ze sobą nawałnica spod cumulonimbusa. Pisaliśmy wszak o tym w naszym czerwcowym numerze (na str. 68 i dalszych)! Władze i służby dokonają ostatecznego bilansu i wyciągną wnioski. My możemy mieć tylko nadzieję, że służyć będą one podwyższeniu bezpieczeństwa uprawiania żeglarstwa na Mazurach. Powstanie Centrum Koordynacji Służb Ratowniczych na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich oraz nastąpi radykalna poprawa stanu portów i wyposażenia służb ratowniczych. To sprawy, od których powinno się zacząć. Konieczna jest także edukacja i informacja o zagrożeniach wynikających z uprawiania jachtingu. To z całą pewnością zadanie dla wszystkich, którzy uczestniczą w procesie organizacji, szkolenia i popularyzacji żeglarstwa w Polsce.

***

Przeczytaj komentarz Waldemara Heflicha z 2007 roku: Biały Szkwał na Mazurach: w cieniu tragedii - część druga...

„…Kobieta wypytywała w mikołajskim porcie o swojego ojca, który w czasie sztormu był na wodzie i nie wrócił na ląd. Jeden z żeglarzy opowiadał, że zaginął mężczyzna, który na jez. Tałty uratował kobietę i dziecko, ale utonął, gdy skoczył po kolejną osobę…” >>>CZYTAJ DALEJ<<<

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.