Prześcignąć wiatr: trym foka na kursach pełnych
W bajdewindzie foka da się jakoś ustawić, nawet jeśli jego konstrukcyjny, nazbyt wąski lub szeroki kąt trymu nie jest trafiony. Problem zaczyna się pojawiać w miarę odpadania od wiatru. Skręcony fok już w półwietrze pracuje „na pół gwizdka”, nie wspominając o pełnym baksztagu i, w końcu, fordewindzie, na którym to kursie telepie się z burty na burtę. Przy silniejszym wietrze grozi to nawet wywrotką. Czy jest na to jakaś rada?
Przypomnijmy jednak najpierw, co oznacza termin "konstrukcyjny kąt trymu". Najkrócej rzecz ujmując, jest to kąt między rogiem halsowym żagla a kipą szotów foka na pokładzie (rys. 1).
Projektanci dostosowują go zazwyczaj do charakteru jachtu, zakładając mniejszy dla tych do sportu i regat, większy dla jednostek do tzw. cruisingu, czyli turystyki. Jakkolwiek duży byłby ów kąt, w każdym przypadku okazuje się zbyt mały do osiągnięcia właściwego trymu i skrętu żagla, gdy zaczniemy odpadać na kursy pełne. Nie da się tego dokonać w przypadku ruchomej kipy szotów umieszczonej na prowadnicy wzdłużnej, nawet przesuwając ją maksymalnie do przodu (rys. 2). Uzyskanie właściwego trymu wszystkich partii foka (od dołu do góry), więc zlikwidowanie nadmiernego skrętu żagla już w półwietrze, wymagałoby zamontowania kipy na krawędzi burty, a nawet poza nią, by żagiel na całej swojej wysokości pracował pod optymalnymi kątami natarcia (od 15 do 20 stopni).
Pewne, ale nie całkiem skuteczne
Producenci osprzętu znaleźli częściowe remedium na ten problem, proponując tzw. prowadnicę krzyżową, pozwalającą przemieszczać ruchomą kipę w dwóch wymiarach – wzdłużnie i poprzecznie – i dostosowywać jej położenie do kursu i siły wiatru. Jest to jednak możliwe i efektywne w przypadku tzw. flashdecków, czyli jachtów z pokładem bez nadbudówki. Patent ów powoli przechodzi do historii, ponieważ – mimo że nie tani – nadaje się raczej do mniejszych jednostek (i to specyficznego typu). Swego czasu widywało się tego rodzaju prowadnice na jachtach klasy Micro, występują też w niektórych jednostkach klasy Star.
Podobną skuteczność wykazuje znacznie tańsza, a zarazem mniej skomplikowana wersja, czyli prowadnica umieszczona poprzecznie – prostopadle do osi jachtu (rys. 3).
Wymaga jednak ruchomej w pionie kipy-bloczka (tzw. barber haulera), poruszanego za pomocą fału blokowanego na knadze. Jej położenie wpływa na kąt szotów foka.
Oczywiście można zamontować dodatkową kipę na krawędzi burty i przepinać szoty, ale nie dość, że to kłopotliwa operacja, to jeszcze wymagająca uprzednich sporych inwestycji. Koszt zestawu czterech specjalnych otwieranych bloków (snap block) przyprawia o ból głowy.
Sprawdzony i tani
Najmniej napracujemy się i wykosztujemy, wybierając wersję, którą osobiście wypróbowałem na różnych moich jachtach (rys. 4).
W najprostszym wydaniu, dla niewielkich jednostek (do około 7 m długości), wymaga jedynie zakupu czterech pojedynczych bloczków oraz dwóch knag, najlepiej szczękowych. Parę bloków zwrotnych (nr 6 na zdj. 4) mocuje się na krawędzi burty na wysokości przedniego końca prowadnicy szotów, knagi dalej ku rufie – w zasięgu ręki załoganta (nr 5). Można uniknąć wiercenia dziur w pokładzie, szeklując bloki zwrotne do podwięzi wantowych, zwłaszcza gdy usytuowane są na krawędzi burty.
Szoty foka (nr 2) prowadzone są przez blok barber haulera (nr 3), którego wysokość reguluje się, wybierając oraz blokując w knadze jego fał (nr 4). W ten sposób możemy odciągnąć róg szotowy żagla (nr 1), powiększając jego kąt trymu oraz redukując skręt znacznie poza zakres wynikający z usytuowania kipy na prowadnicy.
Gdy fok ma niewielką powierzchnię zamiast bloczków barber haulera można z powodzeniem użyć plastikowych karabińczyków, możliwie jednak jak najsolidniejszych.
I ten patent przestaje jednak wystarczać przy dalszym odpadaniu od wiatru. Przydałoby się przesunąć róg szotowy żagla jeszcze dalej na zawietrzną, aby kąty natarcia strug wiatru były zgodne z optymalnymi dla jego charakterystyki aerodynamicznej, sygnalizowanymi przez odpowiedni układ icków na całej wysokości foka. Załogant stojący na pokładzie z bosakiem wbitym w remizkę rogu szotowego to znane z amatorskich regat rozwiązanie raczej prowizoryczne i o dość ograniczonym zakresie stosowania, nie tylko ze względu na zmęczenie oraz groźbę wypadnięcia za burtę rzeczonego (bardziej załoganta niż bosaka).
Co zamiast załoganta z bosakiem?
Jedyną opcją jest wytyk – piętą oparty lub zamocowany do masztu, nokiem (o specjalnym okuciu, jak w spinakerbomie) do rogu szotowego foka (rys. 5a). Oczywiście przydałby się teleskopowy wytyk o zmiennej długości, ponieważ za chwilę, po odpadnięciu do fordewindu, wytyk baksztagowy okazuje się za krótki (rys. 5b). Żagiel zyskałby bardziej głęboki profil, ale nie zostałaby wykorzystana cała powierzchnia foka. Ona przecież w głównej mierze decyduje o sprawności tego żagla przy kącie natarcia bliskim 90 stopni. Nie popadajmy jednak w regatową przesadę. W jachcie turystycznym do stabilizacji foka w fordewindzie wystarczy jeden wytyk (ten dłuższy). Z dobrym skutkiem można go użyć w pełnym baksztagu.
Według angielskiego powiedzenia "dżentelmeni nie żeglują pod wiatr". Jak wynika jednak z powyższego, żeglowanie z wiatrem może się okazać równie, a nawet bardziej skomplikowane i męczące niż bajdewindem, i – co gorsze – wymagające dodatkowego osprzętu. Oczywiście pod warunkiem, że staramy się ów ekologiczny napęd, czyli wiatr wykorzystać maksymalnie.
Polecany artykuł:
Polecany artykuł:
Polecany artykuł: