Pierwszy duży sztorm za załogą "Katharsis II"
Relacja satelitarna kapitana Mariusza Kopera, skipera jachtu "Katharsis II", który w swojej wyjątkowej wyprawie dookoła Antarktydy dotarł już na Ocean Południowy.
To już prawie dwa tygodnie od wypłynięcia z Kapsztadu. Kolejne dni naszego rejsu upływają bardzo szybko. Z zewnątrz mogłoby się wydawać, że życie na morzu jest monotonne i czas stoi w miejscu. Ale nic bardziej mylnego. Tutaj czas płynie inaczej niż na lądzie. Cokolwiek byśmy nie robili, trwa to dłużej. Jacht kołysząc się na falach wytwarza siły, którym trzeba się przeciwstawić, napinać mięśnie, łapać równowagę. W takich warunkach zwykłe przygotowanie obiadu dla dziewięcioosobowej załogi zajmuje 2-3 godziny i to pomimo tego, że korzystamy często z przygotowanych jeszcze w porcie składników. A kiedy tężeje wiatr i pojawiają się duże fale, na odpoczynek potrzeba więcej czasu. W trakcie rejsu, nawet najprostsza naprawa musi uwzględniać pogodę i często potrafi wypełnić cały dzień.
Od kilku dni wiatry sprzyjają naszej żegludze na południe, chociaż generalnie są słabsze niż się spodziewałem analizując mapy pogody przed startem. Taka sytuacja chwilowo daje nam mniejsze przebiegi dobowe, ale za to oszczędza i jacht, i załogę. Na przebycie pierwszych 2000 mil morskich potrzebowaliśmy 12 dni. Dni w miarę szybkich, z przebiegami powyżej 190 mil, mieliśmy pięć. Trzy dni dały nam osiągi przeciętne jak na możliwości naszego jachtu, czyli na dobę po około 170–190 mil morskich. Były też cztery dni wolniejsze, poniżej 170 mil morskich, w tym pamiętny pierwszy dzień rejsu, ze szczególnie słabym wiatrem, za to w pięknym słońcu.
Pogoda dopisała załodze "Katharsis II" również podczas Sylwestra. Tuż przed zachodem nad horyzontem pojawiło się piękne słońce. Rok 2017 żegnaliśmy w pięknych kolorach nieba i oceanu. Łagodne falowanie i co za tym idzie stosunkowa stateczność pokładu pozwoliły na bezpieczne przygotowanie pełnej smaków kolacji. Dodatkowo naszym naczyniom nie groziło zsunięcie się ze stołu. Prawdziwy luksus. Oczywiście nie zabrakło tańców, ale zabawa na jachcie nie trwała do białego rana. Wszyscy zdajemy sobie sprawę o wyjątkowości miejsca i sytuacji. Wiemy, że musimy być cały czas gotowi na wszystko. W dodatku prognozy meteorologiczne mówiły o nadchodzącym sztormie. Po złożeniu sobie nawzajem życzeń - przede wszystkim - powodzenia, rozeszliśmy się do kabin.
Pierwszy duży sztorm w tym rejsie uderzył w nocy z pierwszego na drugiego stycznia. Rozległy układ niżowy rozciągał się od brzegów Antarktydy po Afrykę. Dodatkowo wciskał się w stacjonarny wyż usadowiony na południowy wschód od Afryki Południowej. To właśnie z tego kierunku przyszło pierwsze uderzenie północnego wiatru.
Zanim ocean się wybudował, udało się nam jeszcze przygotować i przetestować pierwszą z boi badawczych, które mają badać skład i temperaturę wody w rejonach w pobliżu kontynentu Antarktydy. W trakcie obecnej wyprawy prowadzimy projekt "Antarktyczne Laboratorium" i we współpracy z Instytutem Oceanologii PAN w Sopocie uczestniczymy w międzynarodowym programie naukowym ARGO. Na pokładzie badania koordynuje jeden z naszych załogantów, "w cywilu" profesor PAN, Piotr Kukliński. Jeszcze przed rejsem wytypowaliśmy kilka sektorów, każdy o powierzchni zbliżonej do Polski, gdzie takich urządzeń jeszcze praktycznie nie ma. Boje zostały dostarczone do Kapsztadu i tuż przed startem trafiły do ładowni jachtu. Warunki do planowanego uruchomienia i bezpiecznego umieszczenia boi badawczej w wodzie nie były łatwe, ze względu na silny wiatr i dużą falę. Zgodnie z instrukcją wodowanie może nastąpić tylko wtedy, gdy jacht nie płynie szybciej niż dwa węzły. Ustawiliśmy jacht do linii wiatru, by zmniejszyć naszą prędkość. Kiedy szybkość jachtu spadła do dwóch węzłów zwodowaliśmy boję. Ta najpierw zanurzyła się głęboko znikając z oczu, ale po chwili pojawiła się na powierzchni i kiwając się, żegnała oddalający jacht. Jeśli wszystko pójdzie dobrze informacje generowane przez to urządzenie będą dostarczane drogą satelitarną do centrów naukowych przez kolejne dwa lata.
Uderzenie sztormu dała się nam trochę we znaki. Podczas refowania grota straciliśmy jeden z wózków mocujących żagiel do masztu. Aby uniknąć rozdarcia żagla na wysokości drugiej listwy musieliśmy całkowicie zrzucić grot. To oznaczało sztormowanie tylko na żaglach przednich. Siła wiatru dochodziła w porywach do 55 węzłów. Szybko wybudowane fale zdawały się rzucać jachtem, ale nie powodowały już żadnych dalszych uszkodzeń. Natychmiast kiedy ocean nieco ustąpił udało się nam wymienić wózek grota i nasz główny żagiel powrócił do pracy.
W środę 3 stycznia 2018, w jedenastym dniu rejsu na horyzoncie pojawiła się pierwsza góra lodowa. Co prawda kilka dni wcześniej widzieliśmy na radarze olbrzymie echo informujące o "czymś wielkim" w odległości kilkunastu mil. Domyślaliśmy się, że to może być wielka góra lodowa, ale nie byliśmy w stanie tego potwierdzić, z uwagi na otaczającą jacht gęstą mgłę. Jednak wiemy, że góry lodowe potrafią wędrować daleko poza wody Antarktyki. Teraz nie mieliśmy wątpliwości – na własne oczy widzieliśmy unoszący się na falach wielki blok lodu.
Wiemy, że teraz góry lodowe będą nam towarzyszyły przez kolejne tygodnie żeglugi. Musimy być wyczuleni na każdy cień na radarze. Najlepiej byłoby, aby Neptun dał nam jak najmniej mgły i ciemnych nocy, bo one nie pomagają w wypatrywaniu przeszkód. Ale mam świadomość, że mgły w tych szerokościach będą niestety występować nawet co drugi lub trzeci dzień. Natomiast ciemne noce już za kilka dni powinny ustąpić nawet w późnych godzinach letniemu światłu. Oczywiście wiemy, że ciemne godziny w nocy powrócą już w lutym.
Ocean Południowy potrafi wytwarzać bardzo niebezpieczne fale. Czując respekt przed ich mocą zdecydowałem się na konserwatywną taktykę żeglugi. Ale stale testujemy różne ustawienia żagli. Ostatnio zaczęliśmy używać ciężkiego spinakera, zamówionego specjalnie na tą wyprawę czy kombinacji wszystkich posiadanych żagli w ustawieniu na motyla. Chcemy być gotowi na zmienne warunki na głębokim południu, na południe od 60 S. Wiatry bywają tam wyjątkowo zmienne. Im jesteśmy bliżej kontynentu Antarktydy, tym otaczająca nas woda jest coraz zimniejsza i gęstsza. Wydaje się także, że szybciej uspokaja się po sztormie. Przed nami niedługo kolejny sztorm. Ale jesteśmy gotowi...
Dziękuję za wszystkie życzenia docierające na pokład "Katharsis II".
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie, trzymajcie za nas kciuki,
Mariusz Koper i załoga "Katharsis II".
Więcej informacji na stronie www.Antarcticcircle60S.pl