Jaki powinien być idealny nóż żeglarski?

2019-06-23 1:35 Jerzy Klawiński

W epoce żeglarskiej komercji zalewa nas mnóstwo produktów – często niezwykle efektownych, ale czy na pewno przydatnych? Przeglądając ofertę rynkową, np. noży żeglarskich, spotykamy się z dziesiątkami rozmaitych propozycji. Jakie kryteria wyboru są istotne podczas podejmowania decyzji zakupu tego elementu wyposażenia naszego jachtu? Jaki powinien być naprawdę dobry nóż żeglarski?

Składany nóż towarzyszył żeglarzom od dawna. Otaczające nas na jachtach żaglowych gęste sieci lin i hektary żagli unoszące się nad głową stają się w przypadku zwalenia się na pokład śmiertelną pułapką niczym macki gigantycznej ośmiornicy. Jeśli znajdziemy się w wodzie, ta plątanina jest jeszcze niebezpieczniejsza! W takiej sytuacji szybko użyte dobre ostrze może uratować nasze lub czyjeś życie...

Owemu ostrzu przez stulecia towarzyszył zawsze wiernie marspikiel (zwany też marszpiklem) – zaostrzony kawałek stalowego pręta, używany przy wykonywaniu splotów na linach – stalowych i tekstylnych. To właśnie wyróżniało nóż marynarski, a potem – żeglarski spośród innych.

Składany? Niemożliwe!

Słynna zasada bezpieczeństwa na pokładzie – „jedna ręka dla siebie, druga – dla jachtu” – pozornie wyklucza przydatność podczas żeglowania składanego ostrza. Wymaga ono zwykle do otworzenia obu rąk. Dlaczego w takim razie stare noże marynarskie były w dużej części nożami składanymi właśnie?

Przyczyny są przynajmniej dwie: takie narzędzia są wygodne do noszenia w kieszeni i bezpieczne dla intensywnie poruszającego się użytkownika. Aby ich otwieranie było prostsze, mocowano dawniej na ostrzach kółko czy inny zaczep na kciuk (otwieranie jedną ręką), a szerokie jednosieczne ostrza wystawały mocno poza obrys rękojeści. Takie ostrze w ostateczności można było otworzyć... zębami, drugą ręką trzymając się np. want czy nagla. To niezdrowe dla zębów i niehigieniczne, ale – wykonalne! Przy nowoczesnych systemach blokad, pozwalających całkowicie odblokować ostrze i pozwolić mu grawitacyjnie opaść, ten problem praktycznie nie istnieje.

Odradzam używania na pokładzie pozornie idealnych do naszych celów noży sprężynowych – ich blokady łatwo się psują lub odbezpieczają, a przypadkowe i nagłe otwarcie sporego ostrza w kieszeni może być bardzo niebezpieczne!

Ostrze noża żeglarskiego – to nie takie proste

Dawne klingi noży żeglarskich miały jedną tylko wspólną cechę – były jednosieczne. To naturalna konsekwencja faktu, że były składane. Rozmaite formy sztychu, czyli końca noża, ostatecznie coraz częściej ustępowały formie zwanej po angielsku sheepfoot, czyli owczym kopytkiem. Ten niezbyt szpiczasty sztych służył do cięcia, nie do przebijania (jakkolwiek w potrzebie nietrudno przebić nim grubą tkaninę żaglową), więc był bezpieczny dla użytkownika.

Oczywiście jedyny sensowny materiał na głownię to stal nierdzewna dobrego gatunku. Ostrze wykonane ze stali nierdzewnej można bez obaw trzymać nawet w wilgotnym i słonym środowisku (woda morska), nie musimy go wycierać ani smarować przeciw korozji – słowem: nie wymaga pielęgnacji. Kiedyś taką stal zwano „nietnącą” – dawniej niski poziom węgla w stopie i miękki chrom utrudniały ostrzenie, dziś wyższy poziom węgla i inne dodatki usunęły w dużym stopniu tę wadę.

Samo ostrze powinno mieć 10 –12 cm długości (dawniej, przy grubych manilowych linach żaglowców, potrzebne było zapewne sporo dłuższe) i być szlifowane na płaski klin, co daje lepsze możliwości tnące w stosunku do innych przekrojów i ułatwia szybkie naostrzenie dosłownie na byle czym.

Wspomniałem wyżej o ułatwiającym otwarcie, poszerzonym w stosunku do rękojeści profilu ostrza. Podtrzymuję swoją opinię – bez względu na rodzaj blokady i wielkość ułatwiającego otwieranie wycięcia na paznokieć poszerzona górą głownia jest najwygodniejsza do otwierania!

Marspikiel – za i przeciw

W epoce zaciskarek do want robienie skomplikowanych splotów lin stalowych i tekstylnych z legendarnymi szplajsami na czele odeszło w niepamięć, więc czy charakterystyczny solidny kolec marspikla jest niezbędny przy współczesnym nożu dla żeglarza? Fajnie wygląda (kiedyś ponoć służył do strasznych w skutkach walk pomiędzy majtkami), ale czy dziś się przydaje?

Na pewno tak, choć mógłby zmienić nieco klasyczną formę. Zawsze na pokładzie znajdzie się coś, co trzeba podważyć i unieść, a płaskie ostrze może się przy tej czynności wyszczerbić, wygiąć, a nawet złamać. Gdyby jeszcze ostrą końcówkę marspikla zaprojektować jako wkrętak krzyżowy, a nieco powyżej wywiercić igielne oczko do przeciągania np. juzingu, to sens istnienia takiego marspikla nawet przy nowoczesnym nożu żeglarskim zostałby udowodniony. O tym, że musiałby otwierać się tak wygodnie jak ostrze, nie piszę, bo to oczywiste...

Rękojeść też jest ważna!

Pierwszy swój nóż utopiłem nie tylko dlatego, że go nie przywiązałem (błąd!), ale i dlatego, że był mały i miał gładziutką, błyszczącą rękojeść z  tzw. nierdzewki. Od tamtego czasu pamiętam, że dobry nóż na jacht musi mieć zaczep (otwór lub druciane ucho) do linki przymocowanej do paska spodni lub specjalnego zaczepu na sztormiaku (na dobrych modelach – jest!).

Sama rękojeść powinna przypominać pokład nowoczesnego jachtu – mieć dobrą powierzchnię antypoślizgową, ułatwiającą pewny uchwyt nawet mokrą czy spoconą dłonią. Nie powinna być przesadnie płaska czy kanciasta – to nie ułatwia operowania narzędziem. Najlepsze na okładziny jest moim zdaniem dobre sztuczne tworzywo z grubą moletą (powierzchnią o wzorze nacięć jak na „grubym” pilniku).

Nóż żeglarski: przydatne dodatki

Legendarny nóż brytyjskiej Royal Navy z czasów II wojny światowej – „churchill” – miał w pełnym zestawie oprzyrządowania prócz ostrza i marspikla jeszcze otwieracz do konserw. W dawnej praktyce odżywiania się na morzu było to narzędzie niezbędne. Dziś – w epoce liofilizowanej żywności i foliowanych dań gotowych – przydaje się najwyżej jako otwieracz do kapsli butelek...

A gdyby tak ów otwieracz zastąpić szeklownikiem? To prosty klucz ułatwiający obracanie trudno odkręcających się śrub w szeklach. W najprostszym wydaniu jest to gruby płaskownik z otworem w postaci szpary o zmiennej szerokości; może też mieć otwory na typowe znormalizowane łby śrub. Przydatny na jachcie – zawsze! I gdyby jeszcze na jego wolnym (zewnętrznym) końcu wykonać ostrze płaskiego śrubokręta, mielibyśmy narzędzie niemal doskonałe, bijące prostotą i użytecznością rozmaite niewygodne, skomplikowane i drogie „wynalazki”.

Czy jest taki idealny nóż żeglarski?

Jeszcze nie ma, ale kiedyś nie było też DVD, Internetu i spectrowych lin. Są jednak na rynku takie modele, które go przypominają, ze wspomnianym wyżej „churchillem” we współczesnym czy dawnym wydaniu – włoskim, brytyjskim, belgijskim czy australijskim na czele.

Doświadczeni kapitanowie dużych jachtów często przyklejają taśmą nóż typu finka do kolumny koła sterowego lub gdzieś obok stanowiska sternika. Wiadomo już – po co... Ale także Dominik Życki opowiadał mi, że kiedyś w czasie regat Mateusz Kusznierewicz musiał nurkować pod stara i odcinać nożem zaplątaną pomiędzy kil i płetwę sterową linę boi. Czyli nóż może przydać się na pokładzie zawsze i każdemu. Warto o tym pamiętać, kompletując wyposażenie jachtu!

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ NOŻY Z OPISAMI:

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.