Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru

2018-04-10 14:39 Bogusław Pazorek

Nigdy bym nie przypuszczał, że mój pierwszy wyjazd na żagle do Chorwacji przed osiemnastu laty będzie początkiem wielkiego zauroczenia Adriatykiem. To piękne miejsce stało się w ostatnich latach bardzo popularnym i bezpiecznym kierunkiem urlopowym. Kraj ten zaoferował żeglarzom same wspaniałości, a wzrost możliwości finansowych sprawił, że marzenie wielu, nie tylko młodych Polaków – spełniło się.

Znane powiedzenie, że „do Chorwacji jedzie się jedynie raz, potem już się tylko wraca” – zadziałało. Widać to na każdym kroku. Ci, co byli, są znowu. Nowi wciąż przybywają. Nie sprawdziły się przepowiednie malkontentów, że kierunek podróży w ten rejon się skończy. Wręcz przeciwnie, mimo corocznych podwyżek cen, turystów przybywa. Czym to jest spowodowane?

Nie jest daleko: z centrum kraju – ok. 1300 km autostradami. W sezonie wiele linii lotniczych uruchamia dodatkowe połączenia z Zadarem, Splitem czy Dubrownikiem. Loty z Polski również tam docierają. Jednak zaostrzenie dla bezpieczeństwa kontroli granicznych spowodowało długie kolejki na przejściach. Niestety...

Jest tu wszystko, co żeglarzowi do szczęścia trzeba: ciepłe morze z wodą czystą jak kryształ, wspaniała pogoda ze słońcem i upałami, a więc to, czego poszukujemy zmarznięci po zimie. Tam to dostaniemy! Dodajmy doskonałe jedzenie w towarzystwie dobrego wina, w sąsiedztwie morza i białych żagli. Trzeba jednak wiedzieć, gdzie... nie chodzić. Zdarzają się bowiem restauratorzy, u których to jedzenie mimo ceny nie będzie już takie doskonałe. Powód? „Karmiciele” bywają mało ambitni, bowiem wychodzą z założenia, że turyści i tak wszystko zjedzą. Niestety, tu się mylą. Informacja dzisiaj ma szybki obieg. Dobre są miejsca z dala od centrum, gdzie ludzi jest dużo, ale mało turystów.

Jachty

– czyli to co nas żeglarzy interesuje najbardziej. Nie wiem czy wiecie, że Chorwacja ma najwyższy w Europie - a kto wie czy nie na świecie - wskaźnik jachtów przypadających na głowę jednego mieszkańca. Liczba firm czarterowych i stacjonujących w marinach łodzi przyprawia o zawrót głowy. W Chorwacji spotkamy najnowsze modele znanych firm. Spotkamy też milionowej wartości pływające rezydencje najbogatszych ludzi. Dana jak na tacy, ogromna, wciąż rozrastająca się, ilość świetnych marin, portów, zatok i kotwicowisk jest, niestety, ciągle niewystarczająca. W sezonie jest bardzo trudno o miejsce w marinie po 1600. Ma to swoje złe strony, bowiem mariny to miejsce gwarantujące bezpieczne schronienie. I uwaga – rodzynek – jak będziemy mieć szczęście, możemy spotkać pasażerską fregatę „Royal Clipper”. Przypływa tam co roku. Chorwacja jak magnes przyciąga żeglarzy z najodleglejszych zakątków globu. Władze wiedzą, że to właśnie wybrzeże przynosi do budżetu największe profity i stara się o nie dbać.

Dla nas żeglarzy najważniejsze są łodzie. Dzisiejsze konstrukcje jachtów czarterowych niewiele mają wspólnego z tymi sprzed 15 – 16 lat. Zupełnie inny trend. Obecne kadłuby przypominającą co raz bardziej jachty IMOCA 60. Są przeważnie z pionową dziobnicą i szeroką pawężą, która daje dużo miejsca w kokpicie. Często są dwa koła sterowe. Fenomenalnym rozwiązaniem stały się pawęże z opuszczaną platformą kąpielową, która zapewnia dużą wygodę w zejściu do wody, czy do pontonu. Rozwiązania te przyjęły się i są obecne na małych i na dużych łodziach.

Odbiornik GPS kiedyś posiadały jedynie nielicznych jachtach. Za tratwę ratunkową płaciło się dodatkowo, a stery strumieniowe to był rarytas. Dziś elektronika zagościła na stałe. W obecnych konstrukcjach niemal standardem stał się GPS z mapami. Kolorowy, dotykowy, jasny ekran montowany jest najczęściej w kokpicie, dla wygody sternika. Często spotykamy też radar, Navtex, niekiedy AIS i radiopławy EPIRB. Tratwa ratunkowa nie robi już większego wrażenia. Rolowane oba żagle ma 90 proc. jachtów. Zdarzają się też jednostki z elektrycznymi kabestanami do obsługi żagli, przeważnie są na jachtach przekazanych do czarteru firmom chorwackim przez prywatnych właścicieli.

Najnowsze konstrukcje pozbawione są przeważnie typowego aneksu nawigacyjnego. Z reguły wystarcza dzisiaj niewielki stolik z szufladą. Pozwala to na wygospodarowanie większej mesy. Na niektórych jachtach taki stolik służy też do innych celów. Dawna tablica świateł nawigacyjnych zastąpiona została niewielkim panelem z minimalną liczbą symboli, wskaźników i guzików, które świecąc błyskają, a jak trzeba to piszczą. Na jednym wyświetlaczu przemiennie możemy sprawdzić ilość wody w zbiornikach, czy stan naładowania baterii. Na innym ilość paliwa. Mamy też podgląd, które urządzenia są włączone.

Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru
Autor: Bogusław Pazorek

Na jednostkach powyżej 40 stóp, a często i mniejszych, prawie zawsze jest ster strumieniowy, który bardzo ułatwia manewrowanie dużym jachtem w ciasnych marinach. Wygląda jednak, że to powoli przeżytek, bowiem „360 degree docking system” - nazwany tak przez firmę Jeanneau, która chyba pierwsza wprowadziła go do produkcji – przebojem wdziera się na pokłady dużych jachtów. W poważnym uproszczeniu są to jakby dwa stery strumieniowe wysuwające się z kadłuba (na dziobie i na rufie), mające możliwość obrotu w osi pionowej o 360º. Sterowanie nimi odbywa się za pomocą precyzyjnego joysticka z kokpitu. Kierunek działania jak i moc można ustawiać joystickiem w sposób dowolny. Jacht może się przemieszczać do przodu, do tyłu, skośnie, podchodzić (odchodzić) którąś z burt równolegle do nabrzeża. Może się też obracać w miejscu przy zablokowanym sterze głównym. System ten spotyka się już w czarterach, szczególnie na jachtach Jeanneau. Podobne systemy montuje się na indywidualne zamówienia w wielu konstrukcjach (Hanse, Delphiach 47 i innych).

Internet

– w podstawowym zakresie (1 GB) mamy dostępny w cenie czarteru niemal na wszystkich jachtach, a na życzenie możemy zwiększyć za dodatkową opłatą (ok. 30 euro) wielkość przesyłu danych do 50 GB. W marinach Internet dla załóg dostępny jest prawie w 100 proc. przypadków. Wszystko dla wygody klienta – żeglarza.

W Chorwacji znajdziemy obecnie jachty na każdą niemal kieszeń. Czasami się zdarza, że starsze mają większe wzięcie niż nowsze konstrukcje tej samej firmy. Park jest nieustannie odnawiany i zazwyczaj popularne, czarterowe konstrukcje po pięciu latach pływania wystawiane są przez armatorów na sprzedaż. Oczywiście jachty te pływają dalej, ale już z etykietą „for sale”.

Duże firmy czarterowe ostatnio proponują program popularnie zwany Yacht Charter Management (przykład – https://www.ultra-sailing.hr/Charter-management-programme). Propozycja skierowana jest do właścicieli jachtów, lub tych co chcą zostać właścicielami. Jeżeli mamy jacht, możemy go udostępnić firmie czarterowej, która pomoże założyć na nas firmę w Chorwacji, postara się o klienta i zaopiekuje się nim, będzie serwisować jednostkę i zapewni jej miejsce postoju. Tym samym zorganizujemy sobie coroczne utrzymanie jachtu. Będziemy też otrzymywać niewielki, umówiony procent z zysku. Warunek – musimy mieć jacht o odpowiednim standardzie.

Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru
Autor: Bogusław Pazorek

W drugim przypadku firma czarterowa pomoże nam zakupić nowy jacht, przy naszym minimalnym wkładzie własnym na poziomie 30 – 40 proc. wartości. Pomoże również załatwić kredyt w banku na pozostałą część pomoże w ubezpieczeniu jednostki. Oczywiście jacht będzie pływał w czarterach tej firmy, a z zysków będą pokrywane wszelkie koszty eksploatacji. My będziemy mogli skorzystać z niego nieodpłatnie przez określony w umowie czas. Kontrakt taki spisywany jest przeważnie na pięć lat. Po wygaśnięciu umowy jacht jest już przeważnie spłacony, możemy go sprzedać lub zostawić dla siebie. Może też być dalej czarterowany. Jest to dość popularny sposób stania się właścicielem jachtu i złagodzenia zasady „kto ma statki ten ma wydatki”. Prawie każda, duża firma ma jachty pływające na takich zasadach.

Obsługa

Dużą poprawę widać również w jakości obsługi w biurach firm czarterowych i recepcjach marin. Biura starają się spełnić wszelkie życzenia i zachcianki klienta. Popularne staje się powitanie załogi butelką miejscowego wina, którą znajdziemy w mesie czarterowanego przez nas jachtu. Czasami w niektórych marinach wręczą nam na powitanie talon z kilkuprocentową zniżką na kolację w miejscowej restauracji. W pięknych zatokach właściciele restauracji mają rozstawione swoje boje. Pobierają za cumowanie opłatę. Jeżeli jednak załoga jachtu przyjdzie na kolację – opłata za postój zostanie odliczona od rachunku. Bardzo trudno o miejsce późnym popołudniem. Mogę wskazać ciekawe zatoki z bardzo dobrym jedzeniem, szczególnie w Dalmacji.

W trosce o bezpieczeństwo, w wielu marinach na wodzie jest pracownik obsługi. Pływając pontonem z mocnym silnikiem, pomaga skiperowi podejść do nabrzeża, podtrzymując dziób (rufę) jachtu, szczególnie przy silnym, spychającym wietrze. Sprawność z jaką posługują się przyczepnym silnikiem pontonu jest imponująca. To też w trosce o dobre samopoczucie klienta.

Przy powszechnym dostępie do Internetu w wielu marinach jest już możliwa e-mailowa rezerwacja miejsca. Oczywiście telefoniczna – również. Za wcześniejszą rezerwację przeważnie trzeba dodatkowo płacić. Ceny różne, ale są też mariny, które nie pobierają dodatkowej opłaty. W Internecie znajdziemy też portale, które pośredniczą w rezerwacji miejsca (www.my-sea.com).

Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru
Autor: Bogusław Pazorek

Pułapki czarteru

Ogólnie jest pięknie, ale czasami może stać się ponuro. Duży ruch w interesie doprowadził niestety, do negatywnego zjawiska – solidarnego, cichego porozumienia między chorwackimi armatorami. Starają się oni trzymać ceną, a jakakolwiek próba negocjacji jest praktycznie bez szans. Firmy te doskonale również wyczuwają, kto jest „nowy” i pierwszy raz, a kto jest „starym wygą”. Taki świeży żeglarz to potencjalny kandydat, którego kaucją będą chcieli załatwić drobne naprawy sprzętu w swoich flotach. Ponieważ nie znamy wszystkich sztuczek armatorów – radzę być na wszelki wypadek skrupulatnym i czujnym przy przejęciu i zdaniu jachtu. Wszystkie usterki wpisujmy do protokołu przejęcia i wspomagajmy się dokumentacją fotograficzną. Jeżeli nie chcą nam potwierdzić usterek na piśmie, to mają je usunąć w sobotę, bo w niedzielę nie będzie już z kim rozmawiać. Nie dajcie się zwieść. Pociecha jest taka, że opisane zachowania są dziełem bardzo nielicznej, nieuczciwej części firm czarterowych. Oficjalnie nic takiego oczywiście nie ma miejsca. Większość armatorów nie zniża się do takich praktyk. Trzeba jednak uważać, szczególnie biorąc jacht z mało znanych firm.

Samemu czarterować czy z pomocą polskich agencji? Żeglarską przygodę z Chorwacją zacząłbym od posiłkowania się polskim pośrednikiem. Rodakom dalej się wydaje, że jak ominą polskiego pośrednika, to sami bezpośrednio wynegocjują lepsze warunki. Nic bardziej mylnego! Kiedyś może tak było, ale dzisiaj już nie. Odradzam, szczególnie początkującym, samodzielne negocjowanie ceny czarteru. Armatorzy bardzo niechętnie przystają na indywidualne zniżki. Tacy klienci mają przeważnie wysokie mniemanie o sobie i wielkie oczekiwania. Dość duża grupa z Polski ma również problemy z porozumieniem się. Z takimi klientami armatorzy mają później wiele kłopotu. Bardzo chętnie więc przerzucają te zmartwienia na pośrednika, który wszystko uzgodni, przyjmie i przekaże opłaty, jest pod ręką jak trzeba się dogadać z „niekumatą” załogą itp. Dla nas więc jest to zawsze wygodniejsza opcja.

Kaucja

– tę pobierają wszyscy! Wysokość zależy od wartości jachtu i waha się od kilkuset do kilku tysięcy euro. Sposoby jej uiszczenia też przeszły metamorfozę. Obecnie mamy trzy podstawowe możliwości. Pierwsza – zostawiamy u armatora w depozycie żądaną kwotę (wraca do nas po rejsie jak jest wszystko OK.). Pieniądze mogą być w gotówce albo w postaci blokady na karcie kredytowej.

Druga – zostawiamy u armatora część kaucji, np. 1/4, a na pozostałe 3/4 kaucji wykupujemy u niego ubezpieczenie. Jednak średnio to się opłaca. Dlaczego? Przykład: kaucja 2000 euro, depozyt u armatora 500, a 200 euro ubezpieczenie pozostałej kwoty kaucji (pieniądze te już do nas nie wrócą). Niech się stanie szkoda np. za 550 euro. Oczywiście w pierwszej kolejności zabiorą nam nasz depozyt – 500 euro, a brakujące 50 pójdzie z ubezpieczenia. Zamiast zapłacić 550 płacimy 700 euro ( 500 depozyt + 200 ubezpieczenie). Przy szkodach powyżej 700 euro wygląda to już lepiej.

Trzecia możliwość wreszcie – zostawiamy u armatora żądaną kwotę kaucji, a w zewnętrznej firmie ubezpieczamy całą kaucję. Są też różne warianty i różne kwoty ubezpieczenia. Zwykle od 120 euro w górę, bo opłata zależy od wysokości kaucji. Niektórzy ubezpieczyciele stawiają warunki, np. udział własny, około 10 procent.

Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru
Autor: Bogusław Pazorek

W przypadku zaistnienia szkody armator potrąca nam kwotę z naszej kaucji, a my później dochodzimy zwrotu od ubezpieczyciela. To działa. Moim zdaniem jest to najlepszy wariant.

Skoro jesteśmy przy kosztach – dla przypomnienia – we wrześniu 2003 r. za czarter Bavarii 34 (2003 r. prod.) płaciłem 2317 euro. Dzisiaj, w analogicznym okresie, u tego samego armatora, za Bavarię 34 Cruiser zapłacicie od 1700 do 2000 euro.

W 2004 r. za Bavarię 50 (dwuletnią) płaciłem 5731 euro. Dzisiaj za Bavarię 51 Cruiser z 2017 r. (Bavarii 50 dwuletniej już nie znajdziecie w ofercie) trzeba dać od 4700 do 5100 euro To informacja dla tych, co uważają, że czarter jachtów drożeje z roku na rok.

Oczywiście na ogólną kwotę urlopu składają się wszystkie koszty. Drożej zapłacimy za mariny, jedzenie i paliwo. Po podsumowaniu wyjdzie taniej niż przed piętnastu laty, albo na to samo. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że dzisiejsze jachty są nowocześniejsze, bezpieczniejsze, po prostu lepsze w każdym calu.

Bądźmy eleganccy!

Miałem o tym nie pisać, ale nie mogę przejść obojętnie obok tego tematu. Popularność Chorwacji spowodowała gwałtowny przyrost turystów z Polski. Widać nas na każdym kroku, szczególnie w miesiącach wakacyjnej przerwy w szkołach. Już od końca czerwca przybywa samochodów z dobrze nam znanymi numerami rejestracyjnymi. Polską mowę słychać wszędzie, w sklepach, restauracjach, pensjonatach i oczywiście w marinach. Nikogo też już nie dziwi Chorwat mówiący po polsku, a w prawie wszystkich restauracjach spotykamy menu również w naszym języku. Świadczy to o powadze z jaką Chorwaci traktują naszych rodaków, właściwie nie tyle rodaków, co ich portfele i karty kredytowe. To bardzo dochodowy interes. Każdy Marco, Zoran czy Ante wie, że jak się spóźni, to pieniądze podniesie jego kolega, sąsiad zza rogu. Muszą więc być mili, uczynni i z odpowiednią ofertą dla każdego turysty. Muszą szybko reagować. Powoduje to sytuację, że czujemy się tam zwyczajnie mile, jak u siebie w domu. Niestety, czasami aż za bardzo.

Zniesienie granic dało możliwość wyjazdu tysiącom Polaków. Jedni jechali za pracą, w poszukiwaniu lepszego życia. Inni poznawać odległe kraje, kultury, narody. Przykre to, ale często zostawialiśmy po sobie niezbyt pochlebne opinie. I choć zdecydowana większość się do tej negatywnej grupy nie zaliczała, to ta łyżka dziegciu (tych parę przypadków złego zachowania) zepsuło opinię większości Polaków.

Z perspektywy moich doświadczeń światowych muszę stwierdzić, że obraz polskiego turysty się zmienia. Kiedyś był wzorem. W zestawieniu z „hałaśliwym Niemcem”, „kłótliwym Włochem, czy „chuliganem” z Wysp Brytyjskich – nas stawiano za przykład . Byliśmy ambasadorami swojego kraju. Dzisiaj ukrywamy swoje pochodzenie.

Chorwacja dziś, czyli blaski i cienie adriatyckiego czarteru
Autor: Bogusław Pazorek

I nie inaczej ma się sprawa w Chorwacji. Widać nas. Słychać i czuć – niestety, czasami przetrawionym alkoholem. Nie wszystkich, oczywiście, ale zdarzają się nieprzyjemne przypadki. Pijemy rodacy, stanowczo za dużo pijemy. Na urlopie szczególnie. Nie przeszkadza nam, że jutro siadamy za kierownicę zabierając dzieci na wycieczkę. Nie przeszkadza nam, że „dla zdrowotności” dzień zaczynamy od piwa, czy śliwowicy, choć za chwilę wychodzimy w morze. Nie przeszkadza nam, że późna pora, że może inni chcą spać. Dziwi nas, że nie podoba się innym zachrypnięty głos „pokładowej wokalistki” śpiewającej szanty o drugiej w nocy. Czujemy się bardzo pewnie, jak u siebie w domu.

Czy tylko my pijemy? Skądże znowu. Piją Niemcy, Włosi i Anglicy. Czesi też. Tak samo potrafią siedzieć na jachcie do późna w nocy. Też potrafią pozostawić do rana na stole w kokpicie niemych świadków wczorajszej imprezy. Jednakże o innych nacjach jakoś się wiele nie mówi. Zastanawiające – czemu?

Może dlatego, że Niemiec na zwróconą uwagę reaguje spokojnie, przeprosi, zejdzie do kabiny? Może dlatego, że Czech w ramach przeprosin na zgodę zaproponuje piwo? Może również i dlatego, że każdego ranka się pozdrawiają, choć nie znają się osobiście? Na porządku dziennym jest poranne „Hi! How are you?”

My stajemy się jacyś inni, bo tacy nie byliśmy. Brak nam serdeczności, uśmiechu dla innych i na co dzień. Ubywa nam tej podstawowej kultury. Przybywa agresji, arogancji, zwykłego chamstwa, szczególnie po alkoholu. Owe negatywne zachowania stają się widoczne i wzrasta też ich ciężar gatunkowy. Czasami między pracownikami mariny można usłyszeć: „To je vjerojatno poljska posada. Ne idite k njima”. Ze szkodą dla całej reszty nie robimy nic, aby to zmienić. Odwracamy głowę w obawie przed reakcją awanturnika. Tak lepiej dla nas i bezpieczniej. Tacy się stajemy. Przypadków ze zmęczonym żeglarzem śpiącym na ławce w marinie, czy celowo wrzuconymi do talerza robakami, by nie zapłacić za posiłek, mógłbym przytoczyć przynajmniej kilka. Ich liczba z każdym rokiem się zwiększa, proporcjonalnie do wzrostu odwiedzających ten kraj Polaków. Na szczęście nie wszyscy tacy jesteśmy. I na pocieszenie powiem, że taka sytuacja dotyczy i Niemca, Włocha, i Brytyjczyka. Różnica polega na procentach. U nich ilość negatywnych zachowań można liczyć w promilach, a u nas – niestety, już w procentach. Nawet Rosjanie gdzieś się zagubili, znikli... A może ja piszę nieprawdę, może wcale nie jest tak źle? Odpowiedzmy sobie sami. Mamy jeszcze czas się zastanowić. Sezon dopiero się zaczyna.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.