Akademia Kusznierewicza: Dominik i ja, czyli team
Stojąc na olimpijskim podium w Atenach, rozglądałem się po trybunach. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale myślami byłem już gdzie indziej. Wiedziałem, że igrzyska w Atenach były ostatnimi, w których żeglowałem w pojedynkę. Podjąłem wtedy decyzję, że kolejną kampanię olimpijską przyjdzie mi spędzić w załodze. Najlepszy kandydat był wtedy nieopodal...
Z Dominikiem Życkim znam się przeszło trzydzieści lat. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia zaczynaliśmy przygodę z żeglarstwem nad Zalewem Zegrzyńskim. Dominik w warszawskiej „Spójni”, a ja w Yacht Klubie Polski. Przez osiem pierwszych lat nie mieliśmy okazji żeglować na jednej trasie, dlatego że Dominik na początek wybrał Cadeta, a ja Optimista. Aż nadszedł rok 1992 i spotkaliśmy się na Finnie.
Dzięki sukcesom w klasyfikacji juniorów obaj dostaliśmy się do kadry narodowej, a później olimpijskiej. Razem podróżowaliśmy po świecie. Jednym samochodem z przyczepą z naszymi finnami. Wspólnie gotowaliśmy, razem trenowaliśmy, można by rzec: żyliśmy jak dobre małżeństwo…
Przeczytaj również: Akademia Kusznierewicza: Trener - ktoś bardzo ważny!
Na wodzie żaden z nas nie odpuszczał. Walczyliśmy zacięcie. Ale zawsze zgodnie ze sztuką żeglarską, przepisami i zasadami fair play. Czasami lepszy był Dominik, czasem ja. W kwalifikacjach olimpijskich do Atlanty 1996 to ja zwyciężyłem, ale do samego końca Dominik pomagał mi w roli sparingpartnera. Tuż przed moim wylotem do USA zrobiliśmy zakład: jeśli wrócę z medalem, to kupię do jego wysłużonego mercedesa nowy silnik. Tą poczciwą „beczką” zjeździliśmy całą Europę. Zawierając ten zakład, żaden z nas nie myślał, że dojdzie do jego realizacji. Po powrocie z Atlanty zrobiłem to z wielką przyjemnością, a tego mercedesa mam... do dzisiaj! Odrestaurowany, z silnikiem z 1996 r., jeżdżę sobie nim w weekendy po Gdańsku. To nasza pamiątka z tamtych lat.
Ścigaliśmy się wspólnie na finnach przez kolejne cztery lata. Przez ten czas poznałem Dominika jeszcze lepiej. Wiedziałem, że choć rywalizowaliśmy, można było na niego liczyć. Doceniałem jego pracowitość i kunszt żeglarski. Z wykształceniem i zacięciem inżynierskim potrafił być bardzo precyzyjny i skuteczny.
Po powrocie z igrzysk w Atenach dałem sobie miesiąc na celebrację sukcesu, ale też ułożenie planu żeglowania na dwuosobowym Starze. Na mojej liście kandydatów do załogi Dominik był numerem jeden. Zadzwoniłem i spotkaliśmy się następnego dnia. Przedstawiłem swój plan. Spodobał mu się, ale od razu nie dał odpowiedzi – musiał to omówić w domu i w pracy. Miałem czekać cały tydzień. To był bardzo długi tydzień...
Decyzja była pozytywna, z czego bardzo się ucieszyłem. Kiedyś byliśmy rywalami, a od tamtej chwili stanowiliśmy jedną załogę! To ciekawe i bardzo wartościowe doświadczenie. Nigdy nie wiadomo, kogo w przyszłości przyjdzie nam poprosić o pomoc, z kim współpracować albo kto zostanie naszym szefem. Może się tak zdarzyć, że będzie to rywal z dawnych lat…
Bardzo cenię w mojej historii z Dominikiem to, że nigdy nie spaliliśmy za sobą mostów, nigdy się nie pokłóciliśmy, zawsze mogliśmy na siebie liczyć, a jako rywale mieliśmy do siebie wiele szacunku i respektu. To zaprocentowało w przyszłości.
Nasze początki na Starze były bardzo trudne. Podczas pierwszego zwrotu zapomniałem powiedzieć o tym, że go robimy i Dominik wylądował w wodzie! Potrzebowaliśmy czasu, by nauczyć się współpracy, a przede wszystkim komunikacji. Werbalnego wyrażania myśli i decyzji. Zajęło nam to blisko rok. Kiedy doszliśmy w tym do perfekcji, zaczęliśmy naturalnie i podświadomie komunikować się bez słów. Tym samym wspięliśmy się na kolejny, jeszcze wyższy stopień zaawansowania naszej współpracy. Sama nauka współdziałania z drugim człowiekiem, a także całym zespołem, była dla mnie niemałym wyzwaniem. Przez blisko 20 lat sam sobie byłem sternikiem, żeglarzem i okrętem! Decyzje podejmowałem samodzielnie. Uwierzcie mi, że zmiana tak wyuczonych przyzwyczajeń nie jest łatwa, ale to była jedyna możliwość osiągnięcia kolejnych sukcesów. Przyłożyłem się i te przyzwyczajenia zmieniłem! Nagrodą były zwycięstwa, jakie przyszło mi wspólnie z Dominikiem osiągać, w tym mistrzostwo świata w klasie Star, które uważam za swój (nasz) największy sukces sportowy.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU
Mateusz Kusznierewicz