Regaty Sydney - Hobart bez żeglarzy z Yacht Club Sopot

2018-12-27 11:39 Z Sydney - Jacek Siwek

Nasz start w regatach Sydney - Hobart mógł być znaczącym wydarzeniem dla polskiego żeglarstwa. Ekipa mającego doświadczenie w organizowaniu startów w prestiżowych regatach (m.in. Fastnet, Volvo Ocean Race – Race of Legends, Heineken Regatta) Yacht Club Sopot, bardzo szybki jacht klasy Volvo Open 70, świetny Zbyszek Gutkowski za sterem, kompetentna załoga. Wprawdzie trafiliśmy na pierwsze strony australijskich gazet, ale nie z powodu zajęcia jednego z czołowych miejsc. O faktach w mediach było sporo, nie będę tych informacji powielał. O stronie sportowej wydarzenia również media informują obszernie, nie będę konkurował z profesjonalnymi relacjami z przebiegu wyścigu. Skoncentruję się na innych, często pomijanych, aspektach tej sprawy.

Na początek „rozprawię się” z faktami:

1. Właściciel wyczarterowanego przez nas jachtu "Kosatka Monster Project" przedstawił sfałszowaną polisę ubezpieczeniową. Nie wiem, kto ją podrobił! Faktem jest, że została sfałszowana.

2. W efekcie tego zdarzenia "Kosatka Monster Project" została wykluczona z wyścigu, a sprawą zajęły się sąd, policja, organizator regat (Cruising Yacht Club of Australia) oraz komisja regatowa.

3. Od momentu tego zdarzenia Yacht Club Sopot i członkowie załogi zrobili wszystko co się dało, aby spróbować przywrócić nam prawo startu (niestety bezskutecznie, o czym dalej) oraz zabezpieczyć interesy finansowo-prawne uczestników (na tym etapie bardzo skutecznie, choć na ostateczny efekt trzeba będzie poczekać).

Czy można było skuteczniej domagać się innej (niż wykluczenie z wyścigu) decyzji organizatora lub przywrócenia prawa do startu ?

Po pierwsze, takie decyzje podejmuje Komisja Regatowa, organ całkowicie niezależny od organizatora i niepoddający się żadnym wpływom. Przekonaliśmy się o tym po uruchomieniu naprawdę solidnego i z bardzo wysokiego australijskiego szczebla, poparcia dla naszych prób.

Po drugie, kwestia braku ubezpieczenia (którą nota bene udało się w ciągu kilku godzin rozwiązać) była tylko punktem wyjścia.  W tutejszej kulturze oprócz artykułów i paragrafów obowiązują również zasady i tradycje. Proste rzeczy takie jak; uczciwość, zaufanie, przestrzeganie procedur. Tak jak w tutejszych szkołach nie akceptuję się ściągania, tak w tym społeczeństwie i środowisku nie ma przyzwolenia na żadne oszustwa. W świecie opartym na zasadach, przedstawienie sfałszowanego dokumentu (oprócz tego, że jest zwyczajnie przestępstwem) jest po prostu nieakceptowalnym działaniem, skutkującym wykluczeniem ze środowiska. Nie ma paragrafów, które można obejść, przepisów, które można jakoś inaczej interpretować, znajomości, które można uruchomić. Oszukałeś - wypadasz z gry! I dlatego „Kosatka” została wykluczona z regat Sydney – Hobart.

Po trzecie, czy można było przywrócić prawo do startu, gdy okazało się, że polska załoga była ofiarą, a nie świadomym uczestnikiem lub wręcz współwinowajcą? Nie ma procedury (ani precedensu), która umożliwiłaby przywrócenie prawa do startu. Nikt tu nie będzie się bawił w tworzenie nikomu do niczego niepotrzebnego precedensu, zapętlał w próbach uzasadnienia takiej, a nie innej decyzji, poświęcał czasu potrzebnego na dopięcie ostatnich szczegółów organizacyjnych wielkiego wydarzenia sportowego. Nie ma procedury, współczujemy, jest nam przykro, nic się nie da zrobić…

Ponieważ w sieci pojawiło się sporo pytań i komentarzy skoncentrowanych na „co i jak jeszcze można było zrobić ?” powtórzę jednym słowem - nic!

I dodam, że na miejscu Komisji Regatowej postąpiłbym dokładnie tak samo i podjął taką samą decyzję.

To wszystko oczywiście jest bolesne dla poszkodowanych uczestników, ale nie sposób nie zauważyć, że taki brak tolerancji dla oszustw powoduje, iż żeglarstwo jest tutaj sportem czystym, nie wywołującym kontrowersji, nie pogrążonym w aferach, sami żeglarze uważani za prawdziwych dżentelmenów sportu, a przynależność do klubu żeglarskiego swego rodzaju potwierdzeniem przynależności do etycznej elity.

Reakcja australijskiej Polonii

Najkrócej mówiąc fantastyczna! I nie chodzi mi o wyrazy współczucia, czy wspólne użalanie się nad naszym pechem. Skontaktowały się z nami dziesiątki osób, mających dziesiątki pomysłów na rozwiązanie problemu i kontaktów, mających to umożliwić. Z powodów, o których wspomniałem wcześniej nie mogło to przynieść efektu, ale to wsparcie i zaangażowanie naszych rodaków w Australii, było fantastycznym i pozytywnym zaprzeczeniem obiegowych, niesprawiedliwych opinii o naszym charakterze i wadach. Tym wszystkim, którzy tu z nami byli, jesteśmy bardzo wdzięczni za okazaną pomoc!

Reakcja Australijczyków

Australijczycy są generalnie przyjaźni, zrelaksowani i pomocni. Gdy tylko wyjaśniło się, że padliśmy ofiarą oszustwa, a nie byliśmy jego autorami, mogliśmy w całej pełni doświadczyć tych właśnie cech. Niezbyt natarczywe pytania o to co się stało, szczere „I’m really sorry mate”. Także kierownictwo CYCA okazało dużo serdeczności i zrozumienia dla naszej sytuacji.

„Nieudany występ Polaków”

Pozwolę sobie zauważyć, że nie byliśmy jedynymi Polakami, którzy przybyli do Sydney by wziąć udział w tym kultowym wyścigu. Tak, byliśmy największą i najbardziej widoczną biało-czerwoną grupą, ale pojawili się tu również inni żeglarze chcący spełnić swoje marzenia – w tym roku z Polski i USA. Tak zresztą jest co roku. I warto o tym pamiętać, gdy ekscytujemy się startami i większymi lub mniejszymi sukcesami polskich załóg.

Sydney - Hobart oczami uczestnika

Wszyscy wiemy, że to wyścig trudny, wymagający umiejętności i doświadczenia. Dodam również, że wymagający dobrej organizacji. A przynajmniej takiej, w którym dobra organizacja pomaga „odfajkować” kwestie administracyjne i skupić się na tym co ważne. Podam przykład: kwestie związane z bezpieczeństwem jachtów i załóg są tutaj absolutnym priorytetem! Załogi amatorskie często całymi dniami zmagają się z wymogami formalnymi, dotyczącymi przygotowania jachtu i jego wyposażenia, a audyt bezpieczeństwa przeradza się w wielodniowy maraton. Tymczasem na jednym ze 100-stopowych supermaxi taki audyt trwał kilkanaście minut. Zwyczajnie wszystko było, wszystko było na swoim miejscu i przygotowane tak jak przygotowane być powinno! To co zwraca uwagę uczestnika, to świetna organizacja i profesjonalizm zaangażowanych w obsługę regat. Nikt tu nie biega, nie krzyczy, nie rozmawia bez przerwy i nerwowo przez telefon, nie ma wrażenia działania pod wpływem chwili. Po prostu, wszystko jest zaplanowane, przygotowane i doskonale działa!

Sydney-Hobart
Autor: Jacek Siwek

Sydney - Hobart oczami kibica

Te regaty, to jedno z największych wydarzeń sportowych w Australi. Widać wszędzie olbrzymie zainteresowanie mediów, ale także zwykłych Australijczyków. I tych na żeglarstwie się znających i z zapałem omawiających taktykę startową poszczególnych jachtów, i tych traktujących oglądanie startu jako okazję do rodzinnego pikniku, i tych, którzy swoje większe i mniejsze jachty oraz motorówki wyciągają na tą okazje „z garażu” i towarzyszą ścigającej się flotylli na pierwszych milach regat. Przyznam, że oglądając w ubiegłych latach start w telewizji, obserwowałem przede wszystkim wspaniałe regatowe jednostki, ich załogi, manewry, taktykę. Dopiero tutaj, na miejscu, oglądając start w palącym australijskim słońcu i w towarzystwie naszych lokalnych, nieco mniej „wyczynowo” nastawionych przyjaciół, zwróciłem uwagę na inne elementy. Na szpaler setek jachtów, tworzących dość wąską „aleję”, w której z trudem halsują olbrzymie jednostki regatowe. Na niekończącą się kawalkadę jachtów, motorówek i wszelkiej maści łódek, płynących równolegle ze ścigającymi się jednostkami. Na fantastyczną, piknikową atmosferę wśród zgromadzonych wokół Sydney Harbour tysięcy widzów. To wszystko razem wywiera ogromne wrażenie i pozostawia niezapomniane wspomnienia.

Jak to przyjęliśmy i co dalej ?

Nie muszę chyba mówić, że dla załogi Yacht Club Sopot był to szok i dramat. Porażka! Kilka miesięcy przygotowań, szkoleń, zdobywania dodatkowej wiedzy i doświadczeń. Zainteresowanie, wsparcie, zaangażowanie i oczekiwania rodziny, przyjaciół i znajomych. Przewrócenie do góry nogami świątecznych, rodzinnych planów i utartej tradycji. Znaczne koszty finansowe, ale przede wszystkim nasze własne marzenia, które legły w gruzach, gdy wydawało się, że już nic nie może w ich realizacji przeszkodzić…

Na szczęście, nasza ekipa składała się z osób, mających duże doświadczenie w sporcie lub biznesie. W dziedzinach, w których sukcesy przeplatają się z porażkami. W dziedzinach, które uczą pokory i radzenia sobie z sytuacjami trudnymi. Uczą walki do końca, ale także umiejętności pogodzenia się z sytuacjami obiektywnie beznadziejnymi. Uczą wyciągania wniosków i uporu w realizacji celów. Nikt z nas nie powiedział sobie „moje marzenie o udziale w Sydney - Hobart właśnie trafiło do kosza”. Nikt z nas nie zrezygnuje z wzięcia udziału w tych regatach.  Za rok, dwa, pięć wrócimy! Lepiej przygotowani, lepiej zabezpieczeni prawnie i organizacyjnie. Ponownie przygotowując się przez kilka miesięcy, ucząc, szkoląc, ponownie przewracając do góry nogami rodzinne plany świąteczne. Nie wiem, czy w tym samym gronie, czy może w jakichś innych konfiguracjach. Wiem, że z takimi samymi ambicjami startu na szybkim jachcie, z szansami na zajęcie dobrego miejsca.

Mam też nadzieję, że nasze doświadczenie pomoże innym polskim żeglarzom w przygotowaniu się do startu w tych i innych regatach. 

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.