Polska załoga w Rolex Sydney Hobart Yacht Race
W grudniowym numerze Żagli Paweł Paterek opowiedział o tym, czego możemy się spodziewać po tegorocznym wyścigu Sydney Hobart (RSHYR) i o starcie w nim załogi Yacht Club Sopot. Niewiele mogę dodać poza tym, że faktycznie będzie to wyścig wyjątkowo mocno obsadzony, a lista jachtów i nazwisk płynących na nich żeglarzy-zawodowców przyprawia o zawrót głowy.
Ale Rolex Sydney-Hobart Yacht Race to nie tylko zawodowcy. Pozwólcie, że opowiem jak to wygląda z perspektywy amatora.
Wyścig Sydney Hobart to dla żeglarza to samo co Everest dla wspinaczy, La Scala dla miłośników opery, Augusta dla golfiarzy, czy też Wimbledon dla grających w tenisa. Wśród znajomych, którym nie dane było zasmakować żeglarstwa też widzę jakby większe zrozumienie tematu. O ile reakcje na Round Britain and Ireland, Fastnet (choć ten pewnie najmniej), Middle Sea Race, czy Caribbean 600 sklasyfikowałbym jako – mniej lub bardziej udane - próby ukrycia braku większego zainteresowania, o tyle Sydney Hobart wywołuje znacznie żywsze reakcje. A dla żeglarzy to obiekt westchnień i marzeń najczęściej pozostających tylko westchnieniami i marzeniami. ‘Chciałbym kiedyś popłynąć w Sydney Hobart’ to jednak nie to samo co pełne determinacji ‘chcę popłynąć’. Nie twierdzę, że jest to cel łatwy, ale – jak pokazuje doświadczenie czterech do tej pory polskich załóg – realny. A jak ?
Po pierwsze nie daj się pokonać kontrargumentami w rodzaju ‘nie masz wystarczającego doświadczenia’, ‘nie dasz rady’, ‘nie jesteś wystarczająco dobrym żeglarzem’. Jeśli masz jakieś doświadczenie morskie, wiesz, że pływanie sprawia ci przyjemność to na odpowiednim jachcie i z odpowiednią załogą sobie poradzisz. Tak, to wyścig na otwartych wodach oceanicznych, tak zdarzają się lata ze zdecydowanie kiepską pogodą. Ale to żeglarstwo, w wyścigach Round Britain and Ireland, Fastnet i Middle Sea Race też zdarza się pogoda jeżąca włos na głowie przeciętnemu uczestnikowi.
Po drugie przyłącz się do ekipy, która już do takiego startu się przygotowuje. Przy rosnącej popularności nieco mniej standardowych form spędzania wolnego czasu pod żaglami i potędze internetu nie będziesz mieć z tym większych problemów. Ja od dłuższego czasu pływam – przy pełnej satysfakcji - w barwach Yacht Club Sopot, ale liczba polskich załóg startujących w najpoważniejszych imprezach rośnie. Można oczywiście znaleźć miejsce na jakimś jachcie pod australijska czy nowozelandzką banderą, ale jeśli to twoja pierwsza żeglarska eskapada na taka skalę to łatwiej i prościej będzie pojechać z polską ekipą.
Po trzecie wreszcie, choć to właśnie często największy problem; dobrze przemyśl strategię na rodzinne negocjacje. Start RSHYR to tradycyjnie 26 grudnia, do tego kilkanaście dni wcześniej na treningi, kilka dni na zwiedzanie po zakończeniu regat i w efekcie ponad miesiąc poza domem. Argument, że żeglarstwo wymaga poświęceń w formie twojej nieobecności na Święta może nie wystarczyć.
Kolejna faza przygotowań to lekkie doposażenie się. Ten stary, mocno znoszony sztormiak może już wymagać wymiany. Może buty też należałoby wymienić na lepiej trzymające na mokrym pokładzie. Warto mieć indywidualny lokalizator AIS. Niektórzy dodają do tego lokalizator satelitarny PLB. Są tacy, którzy pewniej czują się w swojej własnej kamizelce. To wszystko elementy ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa, ale także dobrego samopoczucia na pokładzie. A moje obserwacje wskazują, że uczestnicy chętniej i bardziej doposażają się na Sydney Hobart, niż na inne regaty. Respekt dla tego wyścigu i akwenu na którym jest rozgrywany ?
Wszyscy organizatorzy takich przedsięwzięć zapewniają uczestnikom specjalistyczne (teoretyczne i praktyczne) szkolenia z zakresu bezpieczeństwa, udzielania pierwszej pomocy, zachowania w sytuacjach ekstremalnych. I nie tylko trzeba, ale warto w nich wziąć udział. Jeśli nigdy nie znaleźliście się w zimnej wodzie w sztormiaku i ciężkich butach, jeśli nigdy nie próbowaliście w takim rynsztunku wdrapać się do tratwy ratunkowej, jeśli nigdy nie musieliście ratować wyciągniętego z wody załoganta to warto to przećwiczyć pod okiem specjalistów i nie eksperymentować gdy (oby nigdy do tego nie doszło) liczyć się będzie każda sekunda. Jako ciekawostkę świadczącą o postrzeganiu RSHYR dodam, że o ile w przypadku innych regat zdarzało się często, że uczestnicy przygnieceni natłokiem zawodowych i rodzinnych obowiązków starali się takiego szkolenia uniknąć, to w przypadku Sydney Hobart wszyscy chętnie się na szkoleniu stawili.
I wreszcie ostatnia faza przed wylotem; przeglądanie listy startowej i zastanawianie się jak wypadniemy, czy ten nasz wymarzony start to będzie tylko uczestnictwo, czy też powalczymy o jakieś dobre miejsce ? Oczywiście olbrzymi wpływ będzie miała pogoda; siła i kierunek przeważających wiatrów – sprzyjających lub nie charakterystyce danego jachtu - wprawdzie zwycięstwa nikomu nie zagwarantują, ale mogą pogrzebać szanse na sukces. Ja tym razem, po raz pierwszy w historii swoich startów na ‘Monster Project’, nie podejmuję się spekulacji na temat możliwego wyniku. W mojej ocenie przynajmniej 25 (na 91 zgłoszonych) jachtów ma teoretyczne szanse na miejsce w pierwszej dziesiątce. Na pewno włożymy dużo wysiłku w strategiczne planowanie wyścigu i przedstartowe treningi. Na pewno damy z siebie wszystko w trakcie regat. A jaki to przyniesie efekt zobaczymy w ciągu kilkudziesięciu godzin zaczynających się o 3 nad ranem czasu polskiego w drugi Dzień Świąt Bożego Narodzenia.