Polak z Pucharem Ameryki [ROZMOWA Z TRENEREM ETNZ]

2017-08-24 18:40 Tomasz Kowalczyk
Hubert Woroniecki
Autor: Emirates Team New Zealand\Facebook Hubert Woroniecki

Hubert Woroniecki to trener przygotowania fizycznego Emirates Team New Zealand. Niedługo po zwycięstwie jego zespołu w Pucharze Ameryki odwiedził redakcję "Żagli" i opowiedział o kulisach wielkiego triumfu. Rozmowę przeprowadził Tomasz Kowalczyk. 

Jak wyglądała współpraca ze słynnym sternikiem Peterem Burlingiem?

Rozpisywałem cały plan przygotowania fizycznego, a on podchodził do wszystkiego bardzo profesjonalnie. Można powiedzieć, że ma głowę na karku i zawsze jest tam, gdzie trzeba dać z siebie wszystko. To było ciekawe doświadczenie, które dało mi dużo satysfakcji, ale najważniejsze, że wszyscy na końcu czerpaliśmy ogromną radość ze zwycięstwa.

Czy czułeś, że pracujesz z wielkimi postaciami w światowym sporcie, czy żeglarze Emirates Team New Zealand zupełnie tego nie pokazywali?

Wszyscy byli na tym samym poziomie. Nie mieliśmy gwiazd, a nawet jak media starały się kreować taką postać, to nikt się nie wywyższał. Osoby, które zrobiły indywidualne reklamy, musiały potem zapłacić kary dla zespołu. Każdy czuł się potrzebny, przychodził do pracy na tę samą godzinę i o tej samej wychodził. Peter Burling często łapał się za noszenie ciężkich rzeczy, pomagał z budowaniem łódki, był dosłownie wszędzie. Moja rola też nie ograniczała się tylko do pracy trenera przygotowania fizycznego, pomagałem przenosić przedmioty, a już po wywrotce naszego katamaranu każdy z nas łapał się dosłownie za wszystko.



Emirates Team New Zealand postawiło na kolarzy m.in. na brązowego medalistę igrzysk olimpijskich z Londynu, Simona van Velthoovena. Praca z nimi była z pewnością czymś nowym, ale czy wymagała od Ciebie najwięcej wysiłku?

Pracę przed Pucharem Ameryki mogę rozdzielić na trzy części. W pierwszej, rozpoczętej na dwa lata przed Pucharem Ameryki, Simon nie był przygotowywany nawet pod względem kolarskim, ponieważ wciąż rozważana była opcja, że będzie zwykłym grinderem. Wówczas były to z reguły dwie godziny rano i dwie godziny treningów po południu przez sześć dni w tygodniu. W drugiej części naszej pracy już wiedzieliśmy, że będziemy mogli skorzystać z napędu rowerowego, wtedy dołożyliśmy trening na rowerach, średnio trzy, cztery razy w tygodniu. Były to długie jazdy, ale niezbyt intensywne, a jak zauważyliśmy zmiany fizjologiczne, wtedy trening zrobił się krótszy, ale bardziej intensywny. W trzeciej części postawiliśmy już na mocny kolarski trening, siłownię, oraz pracę na łodzi, a poza tym masaże i regenerację. Ogromnym plusem takiego rozłożenia sił było to, że omijały nas kontuzje.

Jak wyglądał zwykły dzień podczas regat o Puchar Ameryki?

Na Bermudach byliśmy już doskonale przygotowani fizycznie. Postawiliśmy na delikatną poranną pracę na siłowni, dbaliśmy o odpowiednie schłodzenie organizmów, moim zadaniem było też zabezpieczenie zawodników przed kontuzjami, starałem się również namawiać ich na odpowiednio długi sen. Rano zaczynaliśmy od rozgrzewki i rozmowy na temat samopoczucia, kondycji fizycznej i psychicznej. Istotne były też codzienne masaże.   

A jak odżywiali się żeglarze/kolarze?

Na szczęście mieliśmy kilku kucharzy, którzy przygotowywali bardzo różne posiłki. Podawaliśmy dużo warzyw i makaronów, bogatych w węglowodany. Ja z kolei przygotowywałem małe przekąski, potrzebne do zjedzenia natychmiast po ekstremalnym wysiłku, oraz napoje izotoniczne. Pracowałem z profesjonalną ekipą, która wiedziała, że musi się odpowiednio odżywiać i to był ogromny plus, bo nikogo nie trzeba było do niczego zmuszać.



Jak Polak trafił do Nowej Zelandii?

Moi rodzice pochodzą z Polski, ale wyjechali do RPA, gdzie się urodziłem. Kiedy miałem 7 lat, ze względu na to, że w Pretorii robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, przeprowadziliśmy się do Nowej Zelandii. Tam się wychowałem i czułem się naprawdę dobrze, bo obok kształciło się wielu imigrantów. Rodzice dbali jednak o to, żebyśmy mówili po Polsku, a ja kiedy pierwszy raz przyleciałem do kraju, od razu wystąpiłem o paszport. Teraz raz na rok przylatuję do Europy, trochę do Francji, a trochę do Polski. W Warszawie czuję się znakomicie, mam liczną rodzinę, dziewczynę i czuję się bardzo ciepło przyjmowany.  

Trudno było dostać pracę w Emirates Team New Zealand?

Skończyłem w Nowej Zelandii jedną z nielicznych na świecie szkół o profilu sportowo-naukowym, takie wykształcenie sprawiło, że moja aplikacja do Emirates Team New Zealand została przyjęta. Po porażce w Pucharze Ameryki w 2013 roku myślałem, że cały zespół się rozpadnie, ale tak się nie stało, część członków ETNZ pozostało, a ja dostałem drugą szansę. Rewanż za porażkę sprzed czterech lat smakował słodko, wygrywaliśmy przecież wtedy 8:1 z Oracle Team USA, a jednak nie udało się sięgnąć po Puchar Ameryki.

Co planujesz w najbliższym czasie? Czy będziesz też współpracował z Peterem Burlingiem podczas Volvo Ocean Race?

Przez najbliższy rok nie będę miał okazji pracować z Burlingiem, ale życzę mu bardzo dużo powodzenia tym bardziej, że ma szansę dołożyć kolejne cenne trofeum po Pucharze Ameryki i złocie olimpijskim. Moim zdaniem są duże szanse na ten żeglarski hattrick, ponieważ Burling ma głowę na ziemi, jest bardzo sympatyczny i pracowity. Mimo, że nie będę miał okazji tym razem mu pomóc, będę śledził jego zmagania. A ja lecę do Francji, chcę popracować tym razem w tym języku, który może mi otworzyć kilka drzwi w przyszłości. Być może kiedyś pomoże mi to przy przeskoczeniu do innych ulubiuonych przez mnie dyscyplin, takich jak piłka nożna czy rugby.

Dziękujemy za odwiedzenie nas w redakcji i rozmowę! Powodzenia!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.