Podsumowanie startu załogi Selma Racing w ME IRC

2018-06-25 12:56 inf. pras. Selma Racing
Selma Racing w ME IRC
Autor: mat. pras.

W dniach 10-16 czerwca na wodach cieśniny Solent odbyły się mistrzostwa Europy IRC. W regatach wzięło udział 31 jachtów zgrupowanych w trzech klasach. W klasie IRC 1 Polskę reprezentowała ekipa Selma Racing ze skiperem Arturem Skrzyszowskim na jachcie Reichel Pugh 48.

Format regat wzorowany był na Commodores' Cup (który był częścią tych zawodów) oraz na mistrzostwach świata w żeglarstwie morskim. Organizator - Royal Ocean Racing Club, zaplanował osiemwyścigów przybrzeżnych (na wiatr i z wiatrem oraz wyścigi po znakach/bojach Solentu), wyścig dookoła Wyspy Wight oraz ponad 30-godzinny wyścig morski. Plany jednak zostały zweryfikowane przez warunki pogodowe.

Poniżej podsumowanie zmagań w ME z punktu widzenia samej załogi Selma Racing

Startowaliśmy w klasie IRC 1, która liczyła łącznie siedem jachtów. Naszymi rywalami były dwa jachty z klasy Fast 40+: "Tokoloshe" z załogą z RPA oraz "Ino XXX", który pamiętaliśmy z zeszłorocznej rywalizacji w regatach Myth of Malham i Fastnet. Dalej, na trzecim miejscu pod względem potencjału mierzonego przelicznikiem IRC była nasza "Selma". Za nią jacht Ker 40 "Keronimo" oraz dwie nowoczesne i ultralekkie konstrukcje Mat 11.80 - "Tschuss" oraz "Gallivanter". Siódmym jachtem był "Fargo" Swan 42.

Start w mistrzostwach Europy potraktowaliśmy jako krok do budowania zespołu i zdobywania cennego doświadczenia. Nie nastawialiśmy się na wynik, ale raczej na konsekwentne wyciąganie wniosków na podstawie uzyskanych rezultatów. Tutejsze teamy żeglują i zgrywają się ze sobą miesiącami. My mieliśmy zaledwie 3-4 dni na trening i jesteśmy jeszcze w fazie poznawania i dostrajania jachtu, który jako znakomita, ale wymagająca konstrukcja do najprostszych w obsłudze nie należy.

Początek regat jak i poprzedzające je treningi odbywały się w zdecydowanie słabowiatrowych warunkach. Dla kontrastu końcówka regat, w tym także czwartkowy wyścig dookoła Wyspy Wight miały miejsce przy wietrze o sile dochodzącej nawet do siedmiu stopni w skali Beauforta.

Selma Racing w ME IRC
Autor: mat. pras.

Zaczęliśmy rywalizację w niedzielę, pierwszy wyścig - i od razu pod górkę. Zawody rozpoczęły się przy wietrze o sile ok. 6w, który nie pomagał nam w utrzymaniu właściwej prędkości łódki ani przy trymie żagli. Bieg zakończyliśmy na ostatnim miejscu w czasie rzeczywistym. To pierwsze regaty dla "Selmy", podczas których startowaliśmy w krótkich biegach po bojach, zamiast – jak do tej pory – w wyścigach offshorowych. Po pierwszym dniu wiedzieliśmy już przynajmniej jaki poziom prezentują nasi rywale i jakie mamy szanse w tych zawodach.

Matylda – trymer/młynkowy: Już pierwszy dzień zweryfikował moje wyobrażenia o tym, czym jest morskie żeglarstwo regatowe. Gdy wypłynęliśmy okazało się, że to wcale nie jest proste, łatwe i przyjemne. Ilość elementów, które muszą się zgrać, aby Selma mogła pokazać swoje możliwości jest imponująca, a do tego jeszcze dochodzi kapryśny czynnik, jakim jest wiatr. Na szczęście duch dydaktyczny emanował ze stałej załogi i codziennie można było zobaczyć progres w naszych manewrach, choć do ideału ciągle jeszcze daleko.

W kolejnych wyścigach radziliśmy sobie dużo lepiej. Podejmowaliśmy trafne decyzje taktyczne i popełnialiśmy mniej błędów przy manewrach (które zresztą wykonywaliśmy z każdym dniem coraz sprawniej). Udowodniliśmy sobie i innym, że jesteśmy w stanie nawiązać kontakt z czołówką stawki.

Paweł Barwicz - specjalista od takielunku i trymer na pokładzie Selmy: Cieszy mnie fakt, że pomimo że Selma Racing to jacht, który do najnowocześniejszych i najlżejszych nie należy, to w dalszym ciągu jest szybki i ma potencjał do wygrywania wyścigów. Sprzęt na jakim pływamy z pewnością nie jest przeszkodą, by rywalizować z czołówką klasy IRC 1. W wielu wyścigach przypływaliśmy jako trzeci lub czwarty jacht w czasie rzeczywistym.

Finalne miejsce zależało jednak od różnicy czasowej, jaka będzie między nami a resztą stawki. Najtrudniejsze okazały się wyścigi po znakach i bojach Solentu, gdzie jest sporo zmiennych, np. kursy, których nie można zaliczyć ani do ostrych ani do spinakerowych, dlatego trzeba błyskawicznie reagować na każdą zmianę kierunku i siły wiatru. Do tego trasa wyścigu jest podawana zaledwie na 5-10 minut przed startem. Nastręczało to trudności podczas złożonych manewrów stawiania i zrzucania spinakera na nietypowych kursach, jak półwiatr oraz podczas "peelingów" (podmianka jednego spinakera na drugi, kiedy w jednym momencie jacht żegluje niosąc dwa spinakery jednocześnie).

Jednak w wyścigach w prostej formule "dwa śledzie" (czyli kursy na wiatr i z wiatrem) radziliśmy sobie bardzo dobrze. W kilku z nich bardzo dobrze wystartowaliśmy; na pierwszej boi meldowaliśmy się w czubie, taktycznie dobrze rozgrywaliśmy halsówkę i dobrze wykorzystywaliśmy kursy z wiatrem. Załoga praktycznie bez potknięć wykonawała wszystkie manewry. To dało nam świadomość, że możemy jeszcze powalczyć w tych regatach, jeśli utrzymamy taki poziom żeglowania. W drugiej części tygodnia czuliśmy już, że zaczynamy żeglować naprawdę szybko i idzie nam coraz lepiej przy manewrach.

Przyszedł czwartek, czyli dzień wyścigu dookoła Wyspy Wight. Warunki wiatrowe na starcie to 25-30 węzłów oraz silne szkwały. Wiedzieliśmy, że mając największy jacht i to jeden z szybszych we flocie, to będą "nasze" warunki i mamy spore szanse na zajęcie dobrego miejsca. Do pierwszej boi radziliśmy sobie bardzo dobrze, żeglowaliśmy czujnie, wykorzystując charakterystykę linii brzegowej wyspy i byliśmy na czele stawki. Popełniliśmy jednak błędy przy zmianie żagli, na tyle poważne, że zostaliśmy daleko w tyle.

W trakcie stawiania spinakera, fala zalewa pokład i uniemożliwia jego szybkie postawienie, wciągając go do wody. Zaczyna się walka o wyciągnięcie żagla z morza. Po dwóch próbach się udało - niestety, żagiel jest potargany. Zostaje nam zatem Code 0. I tutaj niestety dochodzi do kolejnego błędu i zaklinowania się rolera. Żagiel zrywa się z bukszprytu i szaleje nad głowami osób walczących na pokładzie dziobowym. Na wszystkie te manewry straciliśmy bardzo dużo czasu. Musieliśmy stanąć do wiatru, by wyciągnąć żagiel z wody – relacjonuje tamten dzień skiper Artur Skrzyszowski.

Selma Racing w ME IRC
Autor: mat. pras.

Po niefortunnym dla nas wyścigu dookoła Wyspy Wight, mimo sporego zawodu, nie poddaliśmy się i przystąpiliśmy do kolejnych wyścigów, żeby poprawić pozycję w naszej klasie. Dwa ostatnie dni ME w Cowes to było naprawdę dobre ściganie. Wiatru z pewnością nie brakowało. Piątkowe wyścigi szły nam naprawdę dobrze. Cały czas byliśmy w pierwszej trójce na wodzie. Do czasu… W drugim wyścigu po górnym znaku odpaliliśmy spinaker A2 i żeglowaliśmy z prędkością kilkunastu węzłów, przy wietrze ponad 20 kts. To jednak była jazda na krawędzi... i niestety nasz największy spinaker tego nie wytrzymał - przerwał się w dwóch miejscach.

Matylda, trymer i młynkowy: Na treningach i na wyścigach przeżyliśmy wiele przygód na wesoło i na serio; darły się żagle, były emocjonujące rufy, rozgrywki na starcie. Dawka adrenaliny i emocji połączona z wysiłkiem fizycznym bardzo przerosła moje początkowe oczekiwania, oczywiście in plus i utwierdziła w przekonaniu, że żeglarstwo to najtrudniejszy i najwspanialszy sport.

Sobota, czyli ostatni dzień regat, to idealne zakończenie mistrzostw Europy. Pływaliśmy szybko, ale z zachowaniem marginesu bezpieczeństwa. Doświadczyliśmy niesamowitej jazdy na spinakerze, najpierw na spinakerze A4, a potem, gdy wiatr wzmógł się do 7 w skali Beauforta, na mniejszym A5. Wiadomo, że przy takiej pogodzie trzeba pływać naprawdę rozważnie, bo o uszkodzenie sprzętu, żagli czy takielunku bardzo łatwo (czego doświadczyliśmy na własnej skórze). Tego dnia nie byliśmy najszybsi, ale za to poczuliśmy piękno żeglarstwa, cieszyła nas szybka żegluga (choć we mgle i w deszczu) oraz brak kontuzji wśród załogi i brak uszkodzeń jachtu.

Skipper Artur Skrzyszowski: Ściganie w regatach przy wietrze powyżej 30 kts to stąpanie po bardzo cienkiej linii. Oprócz kwestii dotyczących taktyki i performance’u jachtu i załogi, należy wziąć pod uwagę kwestię bezpieczeństwa. A bardzo łatwo pod wpływem adrenaliny o tym zapomnieć. Skutki mogą być jednak opłakane. Znamy wiele przykładów połamanych masztów, uszkodzeń steru i rozerwanych żagli.

Przygód w całych mistrzostwach rzeczywiście nie brakowało. My skończyliśmy z dwoma podartymi spinakerami. Załoga jachtu "Keronimo" jeden z biegów zakończyła na skałach (po szybkiej naprawie kilu i wymianie steru mogli jednak wrócić do walki kolejnego dnia). Innym razem, jacht "Gallivanter" stracił ster, i załoga musiała wycofać się z gry w czasie ostatniego wyścigu.

Tydzień regat w Cowes był bardzo intensywnym czasem dla naszej załogi i zaowocował sporym progresem, jeśli chodzi o płynność wykonywania manewrów, prowadzenie jachtu, współpracę na pokładzie oraz poznanie akwenu. W całych zawodach najtrudniejszym dla nas elementem (co nie jest zaskoczeniem) było utrzymywanie tempa narzucanego przez inne jachty w naszej klasie. Na przestrzeni całego okresu żeglowania (czyli czterech dni treningowych i siedmiu dni regat), również na tym polu udało nam się odnosić sukcesy i nie odstępować od innych załóg.

Mistrzostwa Europy w Cowes tak zapisały się w pamięci naszego masztowego Tomka: Praca w zespole dziobowym to słony smak wody w ustach, następujący po przelewającej się po tobie fali; adrenalina, i ciągłe zmiany pod presją czasu, a także pot, krew i łzy...

Do zdecydowanie udanych elementów naszego pływania należały taktyka i właściwe ustawienie się na polu startowym. To w głównej mierze zasługa naszego nawigatora Dave'a Hirsta oraz doświadczonego sternika Tymona Sadowskiego.

Selma Racing w mistrzostwach Europy IRC
Autor: mat. pras. organizatorów

Należy podkreślić olbrzymie zaangażowanie całej załogi, która włożyła niesamowity wysiłek fizyczny, a także odznaczyła się dużą odpornością psychiczną w obliczu niesprzyjających zdarzeń i trudnych warunków do żeglowania. Rozpatrując nasz start w kategorii uzyskanego wyniku, czyli 7. miejsca w klasie IRC 1, nie można mówić o porażce. Było to pierwsze takie rozpoznanie bojem dla Selmy Racing w tego typu regatach. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować na wysokim poziomie i w naprawdę trudnych warunkach.

Regaty wygrywa jednak ten, kto popełnia najmniej błędów. My błędów popełniliśmy zdecydowanie za dużo. Nauczeni doświadczeniem i zdobytą wiedzą na temat jachtu, jego możliwości i pracy załogi, z zapałem szykujemy się do kolejnych startów w tym sezonie.

W Mistrzostwach Europy IRC w Cowes załoga Selma Racing wystąpiła w składzie (w kolejności od dziobu do rufy):
Cameron Davis – dziobowy
Tomasz Szwejkowski – masztowy
Jarosław Lehwark – pitman
Paweł Barwicz – trymer żagli przednich
Matylda Szalaty – trymer/młynkowy
Mirosław Zemke – floater
Andrzej Wyszyński – trymer grota
Tymon Sadowski – sternik
Tomasz Żbikowski – baksztagowy
Dave Hirst – taktyk/nawigator
Artur Skrzyszowski – skipper

Selma Racing to projekt regatowy, którego celem jest stworzenie załogi regatowej, która podejmie rywalizację z najlepszymi załogami świata. Organizatorem projektu jest Fundacja Selma Racing, powołana do życia w 2018 roku. Zespół ma za sobą starty w najsłynniejszych regatach na świecie, takich jak: Sydney-Hobart Race, Middle Sea Race czy Fastnet Race. W skład załogi wchodzą zarówno zawodowi regatowcy jak i żeglarze-amatorzy, którzy wkraczają dopiero w świat morskiego żeglarstwa regatowego. Projekt jest otwarty dla każdego żeglarza w Polsce. Największym sukcesem Selma Racing jest drugie miejsce (na 126 sklasyfikowanych jachtów) w regatach Myth of Malham w 2017.

Od roku flagową jednostką projektu jest s/y "Selma Racing" (Reichel Pugh 48), którego armatorem jest Fundacja. To piętnastometrowy jacht zbudowany w całości z włókien węglowych i kompozytów. Został zaprojektowany przez znakomite amerykańskie biuro konstrukcyjne Reichel Pugh, autorów takich projektów jak "Wild Oats XI", "Rambler 100" oraz jachtów klasy TP 52.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.