Karol Jabłoński: Zwycięstwo w Polsce ma wyjątkowo słodki smak!
Karol Jabłoński po raz dwunasty w karierze został mistrzem świata w bojerowej klasie DN. Po swój pierwszy złoty medal sięgnął w szwedzkiej miejscowości Arsund w 1992 roku, kiedy miał 30 lat. W tym roku po raz pierwszy wygrał na polskim lodzie pokonując rywali na jeziorze Wielimie pod Szczecinkiem. O tym, jaka jest recepta na sukces i „długowieczność” w rywalizacji na lodzie, Karol Jabłoński opowiedział Tomaszowi Kowalczykowi.
Tomasz Kowalczyk: Kolejne tytuły mistrza świata najwyraźniej nie mogą nudzić?
Karol Jabłoński: Nigdy się nie znudzą! Są ciężko wywalczone i bardzo się cieszę, że ten dwunasty tytuł wygrałem po raz pierwszy na polskim lodzie, co ma dla mnie duże znaczenie.
Tomasz Kowalczyk: Do tej pory odnosiłeś zwycięstwa w Szwecji, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie…
Karol Jabłoński: Mimo, że Polska wiele razy organizowała tę imprezę, do tej pory nie udawało mi się wygrać w kraju. Były też sytuacje, że nasz kraj był organizatorem mistrzostw świata, ale rywalizację z powodu złych warunków atmosferycznych przenoszono za granicę. Tym razem w końcu to tu odebrałem złoty medal. Co ciekawe, jeżeli chodzi o mistrzostwa Europy, to też tylko raz w Polsce stanąłem na najwyższym stopniu podium.
Tomasz Kowalczyk: Wspaniale wygląda też seria pięciu zwycięstw z rzędu w mistrzostwach świata. Nikt wcześniej nie potrafił osiągnąć takiego wyniku.
Karol Jabłoński: Aż trudno w to uwierzyć! Nigdy, nawet w najodważniejszych snach nie wyobrażałem sobie, że będę miał możliwość wygrywania w takim wieku. W tej chwili mam 56 lat, więc ostatnie pięć tytułów zdobyłem po pięćdziesiątce! Do każdych regat przygotowuję się bardzo starannie, moi najwięksi rywale też tak robią, ale wciąż jestem w stanie z nimi wygrywać. Zwycięstwa przychodzą mi już jednak z wielkim trudem, a czasu na regenerację sił potrzebuję coraz więcej. Po zakończeniu mistrzostw świata spałem praktycznie przez 12 godzin i ledwo doszedłem do siebie, żeby móc wystartować w mistrzostwach Europy.
Tomasz Kowalczyk: Jaka jest recepta na sukces?
Karol Jabłoński: Trzeba mieć doskonale przygotowany sprzęt i dostosować go do odpowiednich warunków pogodowych. Później trzeba mądrze żeglować (latać!), opanować sprzęt i trafić z formą na najważniejszą imprezę w roku. Mnie ta sztuka udawała się wiele razy i jestem bardzo zadowolony, że na najważniejsze regaty potrafię zbudować formę i odnieść sukces.
Tomasz Kowalczyk: W ostatnich latach na podium regularnie stają też inni Polacy, a tym razem wszystkie trzy czołowe miejsca zajęli biało-czerwoni. Nie ma chyba drugiego takiego sportu zimowego, w którym tak dominujemy?
Karol Jabłoński: Mamy niesamowitych żeglarzy lodowych, którzy mają bardzo profesjonalne podejście do sportu. Można to porównać do sytuacji w skokach narciarskich, gdzie przez wiele lat budowano silną drużynę, która teraz potrafi osiągać dobre rezultaty. Myślę, że trzeba się z tego cieszyć, ale trzeba też nadal ciężko pracować, żeby nie było jakiejś zapaści, o którą jest bardzo łatwo w sporcie na bardzo wysokim poziomie.
Tomasz Kowalczyk: I tylko wypada żałować, że bojerów nie ma w programie igrzysk olimpijskich, bo wtedy byłaby dużo większa szansa na większą liczbę medali np. na igrzyskach w Pjongczangu…
Karol Jabłoński: Na pewno tych szans na medale olimpijskie byłoby dużo, bez wątpienia mięlibyśmy większy dorobek, ale takie jest życie. Nie ma co gdybać. Regaty bojerowe regularnie odbywają się w Europie, to na tych startach musimy się koncentrować i starać się prezentować na nich najwyższy poziom sportowy. Trzeba przyznać, że polscy bojerowy są podziwiani przez reprezentantów innych krajów. Mamy wspaniały team, doskonałych młodych zawodników i umiemy szybko żeglować. Świat robi wszystko, żeby nas dogonić, ale my się nie dajemy i staramy się utrzymać wysokie tempo, które narzuciliśmy już wiele lat temu.