Jacek Siwek o starcie w Sydney – Hobart 2019
W materiale zamieszczonym trzy miesiące temu (link poniżej) opisałem, jak doszło do podjęcia decyzji o starcie w Rolex Sydney – Hobart Yacht Race 2019 – jakie były założenia i co trzeba było zrobić, żeby te założenia zrealizować. W piątek 25 października organizatorzy zamknęli listę zgłoszeń. Na starcie jubileuszowej, 75. edycji tego kultowego wyścigu stanie 170 zespołów. Wśród nich nasza 16-osobowa załoga na Volvo Open 70 „Maserati”.
Polecany artykuł:
Zespoły startujące w RSHYR muszą spełnić rygorystyczne kryteria. To pokłosie tragedii z 1998 roku, gdy w silnym sztormie, przy wietrze o prędkości przekraczającej 65 węzłów zginęło 6 żeglarzy, 55 zostało zdjętych z pokładów w trakcie akcji ratunkowej, w której udział wzięło 35 samolotów i śmigłowców oraz 27 jednostek marynarki wojennej Australii. Ze 115 startujących jachtów do mety dotarło zaledwie 44. Od tamtej pory w każdej załodze określona liczba lub procent żeglarzy musi legitymować się formalnymi uprawnieniami (np. operatorów łączności dalekiego zasięgu i pierwszej pomocy), ukończeniem kursu przetrwania i bezpieczeństwa na morzu, czy stażem żeglarskim obejmującym udział w regatach kategorii 0 (to w zasadzie tylko wyścigi transoceaniczne) lub kategorii 1 (tu kryteria są nieco mniej oczywiste, bo np. słynny Fastnet jest rozgrywany „tylko” według zasad wyścigu kategorii 2, ale organizatorzy uznają go - i słusznie – za wystarczająca kwalifikację do RSHYR) lub rejsów uznanych przez Komisję Regatową za równoważne. Dodatkowo wszelkie uprawnienia, o których wspomniałem muszą być uznawane w Australii (a np. nie wszystkie kursy organizowane nawet przez brytyjską RYA są, o polskich nie wspominając). Na szczęście nasz zespół wszelkie kryteria spełniał, regat i rejsów transatlantyckich i transpacyficznych, oraz wyścigów takich jak Fastnet mieliśmy wystarczająco dużo, posiadane patenty i uprawnienia zostały potwierdzone przez organizatorów jako wystarczająco równoważne australijskim, a kursy i egzaminy przetrwania oraz bezpieczeństwa na morzu organizowane przez Krystiana Szypkę są uznawane na całym świecie, w tym w Australii. Tu dodam, że pomimo spełnienia formalnych kryteriów w tym zakresie, takie szkolenie przeszła cała nasza załoga. Dla zespołów spoza Australii spełnienie kryteriów jest nieco kłopotliwe, ale przy dobrej organizacji to nic więcej, niż tylko dodatkowy wysiłek administracyjny i czasowy.
Do startu przygotowywany jest także jacht. „Maserati” zostało wyciągnięte na brzeg, rozłożone na czynniki pierwsze, a całe wyposażenie gruntownie „przeserwisowane”. Mający już swoje lata silnik nadawał się jeszcze wprawdzie do użytku, ale został wymieniony na nowy. Ale najważniejsza zmiana to nowy maszt i olinowanie. „Maserati” otrzymało zestaw pozbawiony jump salingów, znany z późniejszych Volvo Open 70 trzeciej generacji i Volvo Ocean 65. Jako ciekawostkę powiem, że konsultowałem to ze Zbyszkiem Gutkowskim próbując znaleźć polski odpowiednik tego co po angielsku nazywa się jumper struts lub po prostu diamonds (choć oczywiście żadne z tych określeń nie odnosi się wyłącznie do salingów, jak w wersji „spolonizowanej”), ale polegliśmy z kretesem. Jak zwał tak zwał, dzięki tej zmianie powinniśmy zyskać, szczególnie przy użyciu Code 0.
„Gutek” pomagał nam nie tylko jako konsultant lingwistyczny. Podzielił się z nami również swoją wiedzą i doświadczeniem żeglarskim. Ci wszyscy, którzy mieli okazję z nim pływać wiedzą jak wiele można wynieść pływając z nim, jak wiele można się nauczyć obserwując go za sterem lub przy trymowaniu żagli, jak bardzo podnieść swoją wiedzę, gdy się go uważnie słucha samemu sterując lub trymując. Weekend spędzony z „Gutkiem” na jego Globe IMOCA 60, znanej powszechnie jako „Babcia”, na długo pozostanie w naszej pamięci. Dzięki Zbyszku! Niektórzy z nas żeglowali również treningowo z Maćkiem „Świstakiem” Marczewskim na Volvo Ocean 65 „Sailing Poland”. To nie były krótkie pływania tylko liczące łącznie ponad 3 tysiące mil deliwerki z Plymouth do Alicante, z Alicante na Maltę i udział w Rolex Middle Sea Race i bezcenne kolejne doświadczenia zdobyte pod okiem doświadczonego regatowca. Duże podziękowania dla „Świstaka” i „Sailing Poland”. Do tego, o czym pisałem wcześniej, dojdą intensywne przedstartowe treningi w Sydney. Sporo tego, ale RSHYR to duże wyzwanie, a szansy jaką daje start na bardzo szybkiej jednostce nie chcemy zmarnować.
Od czasu do czasu jestem pytany pod jaka banderą będziemy płynąć. Pytanie, wbrew pozorom, nie jest łatwe i, jak być może zauważyliście, odpowiedź często stwarza problemy polskim żeglarzom startującym na wypożyczonych jednostkach. Zmierzmy się z tym problemem tu i teraz. Najpierw dwa zastrzeżenia: po pierwsze postanowiliśmy postępować zgodnie z etyką flagową i przepisami prawa. Po drugie zasięgaliśmy opinii i rady znanych i cenionych ekspertów PZŻ i YKP, a także praktyków – polskich żeglarzy, którzy osobiście się z tym problemem zetknęli. Konkluzja jest taka, że polski żeglarz startujący na jachcie zarejestrowanym poza granicami Polski nie ma prawa podnosić polskiej bandery, chyba, że jest członkiem YKP i uzyskał od Zarządu YKP osobisty patent flagowy. Uprawnienia takie nadać może również jacht Klub Marynarki Wojennej Kotwica. W obu przypadkach wprawdzie nie jest to wtedy polska bandera sportowa, tylko bandera Marynarki Wojennej z godłem YKP lub Kotwicy i dodatkowo wkraczamy w obszar, w którym autorytety prawnicze mogą dyskutować o zależnościach między aktami prawnymi z początku XX wieku i obecnie obowiązującymi ustawami. Ale wypada się cieszyć, że dzięki staraniom Generała Mariusza Zaruskiego YKP i Kotwica uzyskały takie uprawnienia w okresie międzywojennym i dzięki temu przynajmniej członkowie tych klubów mogą w pełni reprezentować Polskę poza polskimi wodami wewnętrznymi. Zauważę zresztą, że takie rozwiązania są szeroko stosowane w krajach o dużych tradycjach morskich, którymi również my – słusznie zresztą – się szczycimy. W Wielkiej Brytanii tzw. defaced ensigns stosowane są znacznie szerzej, niż w Polsce. Być może, biorąc pod uwagę rosnącą liczbę polskich załóg pływających na wyczarterowanych jednostkach, należałoby zastanowić się nad zmianami ustawowymi. Na szczęście te rozważania są dość teoretyczne. Jednostki regatowe w wyścigach pełnomorskich na ogół w ogóle nie podnoszą bandery, a na liście startowej przy Maserati jest adnotacja „Poland”.
Oczywiście przygotowania do Sydney Hobart to nie tylko kwestie żeglarskie. Święta spędzimy w Australii. W zeszłym roku Wigilię spędziliśmy na Bondi Beach przy menu składającym się z typowych polskich świątecznych potraw. Czerwony barszcz i śledź z widokiem na ubranych tylko w stroje kąpielowe i czapeczki Świętego Mikołaja „lokalesów” było dosyć ciekawym i wartym przeżycia doświadczeniem. W tym roku postanowiliśmy zorganizować Wigilię nieco bardziej tradycyjnie i skontaktowaliśmy się z Polish Club w Sydney oraz polskimi restauracjami. To w jednej z nich spędzimy ten tak ważny dla nas dzień, a to wszystko dzięki pomocy naszych przyjaciół w Australii znających nieco tamtejszą scenę restauracyjną, ale także specyfikę polskiej Wigilii i związane z nią wymagania kulinarne. Na naszą Wigilię zaprosiliśmy Asię Pajkowską i cieszę się, że będziemy mieli okazje ten wieczór spędzić także z nią i Alkiem.
Niektórzy z nas przyjadą do Australii z rodzinami. Im z kolei chcemy zapewnić możliwość obejrzenia startu w jak najbardziej atrakcyjny sposób. Możliwości jest kilka, poczynając od statku zorganizowanego za pośrednictwem organizatora regat, przez jeden z kilku najlepszych punktów obserwacyjnych na lądzie, po gigantyczny ekran w wydzielonej strefie Cruising Yacht Club of Australia. Tu każdy znajdzie dla siebie najlepszą opcję.
No i wreszcie to co dla miłośników żeglarstwa regatowego najważniejsze. 170 jachtów zgłoszonych do startu. W rzeczywistości wystartuje nieco mniej. Przypadki losowe wyeliminują kilka jednostek. Niektóre zespoły zgłaszają po dwa jachty i w ostatniej chwili, w zależności od prognozy pogody, wybierają do startu ten, który będzie miał większe szanse na zajęcie dobrego miejsca. Ale to margines. Zgłosiły się wszystkie 100-stopowe maszyny regatowe: „Comanche”, „Wild Oats XI”, „Black Jack” (który w tym roku przeszedł znaczące modyfikacje), „Infotrack” i” Scallywag”. To one najprawdopodobniej rozegrają między sobą walkę o miejsca na podium w czasie rzeczywistym. Dodatkowo „Wild Oats XI” będzie walczyć o historyczne 10-te zwycięstwo w RSHYR, a „Comanche” o powrót na tron po zeszłorocznym „zaledwie” trzecim miejscu. Tylko wyjątkowe warunki atmosferyczne i zbieg niesprzyjających dla tych pięciu gigantów okoliczności mogłyby dać szansę na podium mniejszym jednostkom. Takim jak “URM”, “Alive”,”Ichi Ban”, “Naval Group”, “Noahs I”I, ”Chinese Whisper” i nasze “Maserati”. Ciekawa będzie także rywalizacja jachtów klasy TP52, których wystartuje aż dwanaście, a które w sprzyjających im warunkach mogą okazać się bardzo, bardzo szybkie. Oczywiście w czasie skorygowanym wyniki będą zupełnie inne, ale ja pozostanę przy swojej preferencji dla klasyfikacji Line Honours, czyli w czasie rzeczywistym.
Nasz amatorski zespół wystartuje w składzie: Jacek Piotrowski, Małgorzata Kotańska, Tomasz Szela, Marek Woszczyk, Artur Litarowicz, Bertrand Jasiński, Robert Wójcicki, Jure Cesarek (Słowenia), Sam Mancuso (Australia), Steve Rae (Nowa Zelandia), oraz niżej podpisany, a wraz z nami popłynie ekipa profesjonalistów; David Burt, Russell MacLaren-Burns, Paul Degan, Adrian Fisk (wszyscy Australia) i Onno Schenk (Holandia).