Druga część karaibskiego maratonu Jacka Siwka z przygodami
Po ciekawym i dość przewidywalnym Caribbean 600, w którym Volvo Open 70 „Trifork” przypłynął na szóstym miejscu przyszedł czas na drugi odcinek karaibskiej przygody. W Heineken St. Maarten Regatta wszystko zaczęło się na pokładzie Volvo Open 70 „Green Dragon”, ale ostatecznie skończyło się na zupełnie innych jednostkach.
Powiedzieć, że się działo byłoby niedomówieniem. Działo się bardzo dużo żeglarsko, sportowo, organizacyjnie. Ale po kolei. Wyjazd dwudziestoosobowej ekipy zorganizował Yacht Club Sopot. Organizacja ma zaledwie rok, ale już widać, że jest bardzo ambitnie i profesjonalnie zarządzana. I do tego z dużymi, ale i realnymi planami. W ekipie znaleźli się żeglarze ze sporym, a w niektórych przypadkach bardzo dużym, doświadczeniem oraz dużej klasy profesjonaliści.
Celem była integracja grupy i podniesienie kwalifikacji żeglarskich uczestników, ale także uzyskanie jak najlepszego wyniku na nowym dla większości osób jachcie i w doborowej stawce konkurentów. Liderem zespołu był Mateusz Kusznierewicz, jeden z najbardziej utytułowanych żeglarzy w historii tego sportu, który występował tu w roli dla siebie nowej i na typie jachtu, z którym się wcześniej nie zetknął.
Pierwsze dwa dni, typowo treningowe, upłynęły bez większych sensacji. Załoga uczyła się jachtu, manewrów, radzenia sobie z ponad dwudziestometrowym potworem mogącym podnieść ponad 700 metrów kwadratowych żagli. Pierwszy test regatowy to Gill Commodore’s Cup, jednodniowa impreza o odrębnej klasyfikacji stanowiąca preludium do właściwych regat Heinekena. Dla ekipy to pierwszy start. W kursie na wiatr wiejącym z prędkością około 20 węzłów łamie się maszt. Huk, chwila zamieszania i szybki skoordynowany wysiłek mający na celu ograniczenie szkód. Sytuację udało się opanować błyskawicznie, poza masztem nie odnotowano żadnych strat i, co najważniejsze, nikt nie odniósł najmniejszych obrażeń. Ewidentnie mieliśmy do czynienia z wadą materiału, najprawdopodobniej ze złamaniem salingu, lub uszkodzenia jego mocowania do masztu.
Dobór żagli dla tej siły wiatru był właściwy, dobre ustawienia napięcia olinowania stałego, ruchome baksztagi na swoim miejscu, zdarzenie nie miało miejsca w trakcie wykonywania manewrów, tylko spokojnej żeglugi przy niezbyt dużym zafalowaniu. Brak błędu ludzkiego, mówiąc dosadnie; shit happens. Złamanie masztu na oceanicznym jachcie regatowym klasy Volvo Open 70; nieoczekiwane i niepożądane, ale jednak wniosło doświadczenie, które niewielu żeglarzy ma w swoim CV.
Yacht Club Sopot stanął na wysokości zadania. W ciągu zaledwie kilku godzin, po uruchomieniu wszystkich kontaktów i znajomości w świecie żeglarskim udało się zapewnić miejsca dla wszystkich członków ekipy na dwóch innych oceanicznych jachtach regatowych Volvo Open 70 “Monster Project” i Whitbread 60 “Challenger”.
Pomoc i wsparcie, które udostępniono, zrozumienie z jakim wszyscy podeszli do sytuacji, szybkość działania i to wszystko przy olbrzymich różnicach czasowych ludzi rozrzuconych po całym świecie, zasługują na najwyższe uznanie i podziękowania. Czapki z głów. W efekcie od samego początku, czyli od piątku 3 marca można było wystartować w regatach. Skipperem na „Challengerze” był Chris Stanmore-Major znany z Clipper Round the World Race oraz z trzeciego miejsca w Velux 5 Oceans, a na „Monster Project” płynął Mateusz Kusznierewicz.
Kolejne trzy dni ścigania się upłynęły raczej spokojnie. Porwany, ale naprawiony przez noc, grot na „Monster Project” i urwany fał dużego foka „J2” to już, w porównaniu ze złamanym masztem drobne niedogodności. „Monster Project” przypłynął w swoich wyścigach odpowiednio na trzecim, drugim i drugim miejscu w czasie rzeczywistym, ustępując Volvo Open 70 trzeciej generacji „SFS II” z profesjonalną francuską załogą, która równie dobrze mogłaby startować w jednej klasie z wielokadłubowcami. A „Challenger” zajął trzecie miejsce w czasie skorygowanym w całym cyklu i ekipa miała okazję rozwinąć wielką banderę Yacht Clubu Sopot na głównej scenie w trakcie wręczania nagród. Biorąc pod uwagę sytuację zaledwie kilka dni wcześniej trudno to określić jako inaczej, niż jako duży sukces. W tej sytuacji pogoda, plaże i towarzyszące regatom imprezy i koncerty to już tylko miły dodatek do przeżyć sportowych i żeglarskich. Całość spięła się w fantastyczny wyjazd i pozwoliła nam na koniec regat ogłosić, że ekipa Yacht Clubu Sopot wystartuje, na jachcie klasy Volvo Open 70, w tegorocznych kultowych regatach Fastnet !
W St. Maarten świetne drugie miejsca w swoich klasach w czasie przeliczonym zajęli inni Polacy Robert Janecki na bardzo szybkim i bardzo dobrze się prezentującym katamaranie „R-SIX” i Przemek Tarnacki, stały już uczestnik tych regat, na „Ambersail”, Tomasz Ulatowski czwarty na swojej „Varsovie”, polska załoga na „Sea Otter 2” druga w swojej klasie i wreszcie Jeremi Jablonski, który doprowadził „Avanti” do szóstego miejsca, wprawdzie pod amerykańską banderą, ale z polskim nazwiskiem.