Z wizytą u Króla Sielaw: Mikołajki - perfekcyjna wizytówka Mazur
Mikołajki to dla wielu wizytówka Mazur. I to zarówno dla tych, którzy zwiedzają je z wody, jak i tych, którzy poznają szlak Wielkich Jezior tylko z lądu. Jedni je uwielbiają, inni uciekają od tłumów przewalających się w sezonie po ulicach miasteczka i nabrzeżu jeziora.
Po tym, jak w latach dziewięćdziesiątych z małymi dziećmi na jachcie zanocowaliśmy przy mikołajskiej "betonce", przez wiele lat Mikołajki traktowałem jako miejsce, gdzie należy zrobić zakupy, zatankować paliwo, wziąć gotówkę z bankomatu i ewentualnie zjeść obiad. Wtedy nie zmrużyliśmy oka, bo przez całą noc słychać było rozbawionych i mocno podchmielonych wczasowiczów. To wystarczyło, aby przez kilkanaście lat przestrzegać mocnego postanowienia "nigdy więcej".
Nowe oblicze Mikołajek
Na szczęście czas robi swoje. Miasto zmieniło się, "wydoroślało". Powstała wioska żeglarska, nowa zabudowa nad wodą, a kilka lat temu ekomarina. Teraz można tu noc spędzić w całkiem znośnych warunkach, choć z pewnością nie będzie cicho jak na jeziorze Nidzkim. Od kilku lat zdarza mi się nocować w Mikołajkach. Szczególnie wtedy, gdy koncertuje ktoś, kogo lubię.
W czasach obowiązywania postanowienia "nigdy więcej" po zrobieniu zakupów i podjęciu pieniędzy "ze ściany" wychodziliśmy na jezioro Tałty i cumowaliśmy na dziko na wschodnim brzegu, jeszcze przed linią wysokiego napięcia. Teraz jest tam mała przystań z pomostem (widać go na zdjęciu) i już przestało być dziko. Ale samo miejsce wciąż jest sympatyczne, a przede wszystkim położone wystarczająco daleko, żeby nie słyszeć hałasu Mikołajek.
Po drugiej stronie Tałt, na zachodnim brzegu, nieco bliżej mostu, można dostrzec keję należącą do Hotelu Gołębiewski. To miejsce przyjazne żeglarzom. W dzień cumujemy za darmo, a i za noc też nie zapłacimy zbyt wiele.
Z widokiem na Śniardwy i Beładny
W górnym lewym rogu kadru doskonale widać Przeczkę i niewielki skrawek Śniardw. Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy zaglądałem na jezioro Śniardwy, wystarczało mi kółeczko po tym skrawku i z powrotem w nogi do Przeczki. Bałem się Śniardw. Myślę, że był to efekt opowieści o tym "strasznym" akwenie, jakie i dziś krążą wśród mazurskich żeglarzy. Gdy już jezioro Śniardwy poznałem, stały się moim drugim (po jeziorze Nidzkim) ulubionym jeziorem wśród Wielkich Jezior Mazurskich.
Na górnym skraju kadru, obok Przeczki, widać Wierzbę i wejście na jezioro Bełdany. Przez kilka lat byłem obrażony na Wierzbę po tym, jak odprawiono nas stamtąd z kwitkiem, ponieważ port i bar został zarezerwowany dla załóg jachtów biorących udział w jakichś regatach. Na szczęście czas gniewania się mam dawno za sobą i z przyjemnością tu zaglądam. Robię zakupy, często coś zjem, a czasem zanocuję.
Powyżej Wierzby widać Zatokę Szyba i nieznane nikomu Warnołty. Nieznane, bo tu obowiązuje zakaz jakiejkolwiek żeglugi. Na Warnołty możemy popatrzeć tylko z góry, ale do zatoki na pewno warto zajrzeć, choćby po świeżutką, pyszną, rybę od rybaków z Głodowa.
W prawym górnym rogu zdjęcia możemy jeszcze dostrzec jezioro Bełdany, a dokładnie – Kamień oraz Zatokę Iznocką, a dalej nawet jeszcze Piaski i Zatokę Wygryńską. Ale przede wszystkim widać ogromną, sięgającą aż po horyzont cudną Puszczę Piską. Z puszczą mam bardzo miłe wspomnienia, ale o tym później. W następnym numerze popatrzymy z góry na jezioro Śniardwy.