Mistrzostwa świata były lekcją pokory!

2017-07-19 14:12 Tomasz Kowalczyk
Agnieszka Skrzypulec i Irmina Mrózek Gliszczynska
Autor: Szymon Sikora Agnieszka Skrzypulec i Irmina Mrózek Gliszczynska

Agnieszka Skrzypulec i Irmina Mrózek Gliszczynska po zdobyciu mistrzostwa świata w klasie 470 mają wreszcie moment na odpoczynek. To także czas na odbieranie gratulacji, spotkanie z ministrem sportu i turystyki, czy udzielanie wywiadów. Najlepsze żeglarki świata znalazły również chwilę, aby podzielić się swoimi wrażeniami z czytelnikami Magazynu Żagle.

Przyzwyczaiłyście się już do myśli, że jesteście najlepsze na świecie?

Agnieszka Skrzypulec: Do mnie to dopiero dociera. Kiedy usiadłam sobie w domu i pomyślałam, że w końcu jestem najlepszą sterniczką na świecie! Zdaję sobie sprawę, że udało mi się osiągnąć coś, na co pracowałam przez 20 lat. To niesamowite uczucie, kiedy spełniają się marzenia. Teraz trzeba znaleźć nowe marzenie i ja już takie mam... medal olimpijski.

Irmina Mrózek Gliszczynska: Ja po zdobyciu mistrzostwa świata czułam się niesamowicie podekscytowana. Nie mogłam spać, ale powoli to wszystko schodzi. Może niedługo będę mogła się w końcu wyspać.

Jak udało się zdjąć presję i nie myśleć o sukcesie, a po prostu go osiągnąć?

AS: To była dla mnie duża lekcja pokory i cierpliwości, bo wiedziałam, że nie mogę już pierwszego dnia od Irminy oczekiwać tego co reprezentowała Jola Ogar w Monaco w czasie mistrzostw Europy. Więc z dużym spokojem podchodziłam do naszych treningów i tych zawodów, a przez cały tydzień ścigania, każdą myśl, że może zdobędziemy medal, sukcesywnie odrzucałam. Myślałam, że muszę skupić na tym by jak najlepiej przepłynąć wyścig, cały czas napierać do przodu, a tak naprawdę medale są tylko podsumowaniem tego, jak się żegluje przez pięć dni. To nie jest cel do którego się dąży, tylko efekt, który otrzymujemy po dobrze przeprowadzonych regatach. Myślę też, że medal mistrzostw Europy zdjął wcześniej presję, bo wiedziałyśmy, że możemy dodać wartość, a nie walczyć o przetrwanie i finansowanie w przyszłym roku.

W przypadku Irminy sam start był nagrodą za długą i żmudną rehabilitację...

IMG: Na pewno, za mną najtrudniejsze pół roku w moim życiu i nie będę tego ukrywać. Po powrocie wcale też nie było łatwiej. Ważne, że dałam radę, ale to nie było tak, że wróciłam za pstryknięciem palców, potrzeba było skupienia i dużej determinacji. A teraz mogę powiedzieć, że bardzo dobrze czuję się już na łódce.   

Dobrze odnalazłyście się podczas regat, mimo że warunki wietrzne są w Grecji dość niestabilne. Co sprawiło, że utrzymałyście tak równą formę, spadając z podium w wyścigach kwalifikacyjnych zaledwie dwa razy?

AS: Wiedziałam, że musimy wyciągnąć lekcję z regat, które odbywały się przed mistrzostwami świata, wtedy nie szło nam zbyt dobrze i miałyśmy sporo problemów. Czułam, że musimy szanować każde miejsce, nie walczyć za wszelką cenę żeby wygrać wyścig, tylko bardziej skupić się na kontrolowaniu innych łódek i na tym, żeby pozycję zdobywać w trakcie całego wyścigu. Zaczynać od piątego, szóstego miejsca na górze i później na każdym boku trasy zdobywać kolejne. Moim zdaniem to był przełom w myśleniu i podejściu do wyścigu.

A czy przed wyścigiem medalowym pojawiła się presja?

IMG: Powtórzę słowa trenera Zdzisława Staniula, który powiedział nam: „Dziewczyny, srebro to jest bardzo dobry wynik. Bawcie się dobrze”. Czułam presję, ale byłam bardziej skupiona, żeby przepłynąć dobrze wyścig i zrobić to co zaplanowałyśmy, czyli żeby nie przypłynąć dalej niż na siódmej pozycji i liczyć, że Brytyjki nie wygrają.

AS: Ja przed wyścigiem medalowym nie mogłam spać i w głowie miałam tysiące scenariuszy. Jak ten wyścig przepłynąć, jak go rozegrać, żeby nie dać sobie odebrać złotego medalu. Kiedy rozpoczął się wyścig trzeba było się zdecydować, czy podjąć ryzyko i walczyć o zwycięstwo, czy skupić się na tym, żeby za naszymi plecami znalazły się minimum trzy przeciwniczki, co już gwarantowało złoty medal. Ponieważ miałam świadomość, że byłoby najgłupszą rzeczą podjęcie ryzyka i postawienie wszystkiego na jedną kartę, dlatego bardzo się cieszę, że udało się opanować emocje w wyścigu medalowym i najważniejsze, że zostawiłyśmy trzy przeciwniczki za rufą naszej łódki.

Teraz za dużo czasu na odpoczynek jednak nie będzie, bo już niebawem Agnieszka wystartuje w mistrzostwach Polski w klasie 505.

AS: Już w piątek w Gdyni wystartuję w tzw. „trochę przerośniętej 470-tce”. Moim załogantem, tym razem będzie nie Irimna, a pewien doświadczony Niemiec, starszy ode mnie o 30 lat. Na pewno ten start zaowocuje dużym doświadczeniem, ale cieszę się bardzo, bo z klasy 505 można wiele przełożyć na 470. Jedno czego się obawiam, że podczas tego występu wszyscy będą chcieli wygrać z mistrzynią świata, nikt nie okaże się dżentelmenem i będzie chciał pokonać mnie za wszelką cenę. 

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.