Żegnamy Pawła Koprowskiego

2008-06-23 14:11 archiwum Żagli

Wiadomość o jego śmierci spadła na nas nagle, a jej tragiczne okoliczności pogłębiły jeszcze nasz smutek... Odszedł znany żeglarz, jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, szantymen, wspaniały człowiek... Przypomnijmy jak w 2002 roku pisał o nim w Żaglach inny "wielki nieobecny", także tragicznie zmarły nasz redakcyjny kolega - Witold Tomaszewski, żeglarz i wielbiciel szant.

Paweł "Pablo" Koprowski - Oskar Kolberg polskiej szanty
Historiami ze swego życia na morzu i lądzie mógłby, niczym Szeherezada, wypełnić program 1001 wieczornych spotkań...
Wśród nich znalazłaby się zapewne i ta o pewnym wiosennym rejsie do Niemiec, ze szmuglowanym w jachtowych materacach i śpiworach puchem, którego z powodu nadchodz¹cego lata nie udało mu się sprzedać, a który w drodze powrotnej zamókł w sztormie. Pablo wyszedł na całym przedsięwzięciu dokładnie tak samo, jak Zabłocki na mydle i zdobył sobie przydomek "Gąsiora Bałtyku".
Mógłby też opowiedzieć, jak tuż przed stanem wojennym ożenił się z pewną dyrygentką big bandu tylko po to, aby... uzyskać przydział na skrzynkę wódki, która wówczas była na kartki. Albo o tym, jak pracował w charakterze zawodowego żeglarza na Morzu Śródziemnym. Jednak powodem prezentacji sylwetki Pabla Koprowskiego na łamach Żagli jest zgoła co innego niż jego burzliwe życie. Warto bowiem pamiętać, że wniósł on spory wkład w rozwój tego, co nazywamy kulturą żeglarską. Ale po kolei!
Paweł Koprowski urodził się w Kielcach pięćdziesiąt kilka lat temu. Z żeglarstwem zetknął się jako młody chłopak, a w roku 1962, mając 13 lat, sfałszował datę urodzenia w legitymacji szkolnej i przystąpił do egzaminu na stopień żeglarza, o który można było wówczas zabiegać dopiero po ukończeniu 14 lat. Jego kariera żeglarska potoczyła się dość szybko i zakończyła zdobyciem stopnia kapitańskiego. Dziś ma już w swym żeglarskim dorobku 100 rejsów morskich z czego 70 - kapitańskich! Zdecydowanie wolniej przebiegała jego kariera naukowa. Studia na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego Pablo kontynuował ok. 10 lat!
Zainteresowanie jachtingiem szło w parze z fascynacją śpiewaniem żeglarskim. Pablo zaczął zbierać oraz spisywać teksty, a także melodie piosenek i pieśni morskich. Śpiewał głównie przy żeglarskich ogniskach, na nocnych wachtach i na żeglarskich spotkaniach posezonowych. Aby to śpiewanie lepiej wychodziło, kupił sobie gitarę i nauczył się kilku akordów.
W roku 1971 znał już ok. 100 utworów żeglarskich, co stanowiło swoisty ewenement. W Polsce wiedza na temat muzyki morza i znajomość piosenek z tego gatunku była wówczas jeszcze bardzo skromna. Częściej niż "Wysoki brzeg Dundee", czy "Bramy Meksyku" śpiewano "pieśni masowego rażenia" w stylu "Czerwonego pasa". Nic dziwnego, że gdy kiedyś studenci zrzeszeni w AKM-ie zebrali się w Górkach Zachodnich przy ognisku i pieczonym baranie, po kilkunastu minutach żeglarski repertuar wyczerpał się.
- Jeden znał jedną piosenkę; drugi - dwie, a znany kapitan i późniejszy twórca szant - ze trzy - opowiadał mi kiedyś przy piwie Pablo prywatnie, bo z zasady nie udziela wywiadów.
- Kiedy się zdziwiłem, że przeszli na repertuar kabaretowy, któryś z nich zapytał: -A znasz coś jeszcze?- Wtedy zacząłem śpiewać... Skończyłem nad ranem. Część tych utworów pochodziła z nagranej w bodajże 1968 r. przez Polskie Radio Gdańsk, dziś już kompletnie zapomnianej, opery żeglarskiej.
Pablo stał się jednym z najbardziej pożądanych uczestników imprez żeglarskich odbywających się na pokładach jachtów i przy ogniskach. W 1973 r. dosłownie mieszkał w Basenie im. Zaruskiego w Gdyni, koncertując za spanie i "michę" na stojących tu jednostkach.
Zawsze jednak unikał występów na estradzie. Uważa bowiem, że pieśń żeglarska, zrodzona pod żaglami lub z inspiracji jachtingiem brzmi prawdziwie tylko w warunkach naturalnych, a przeniesienie jej do sal koncertowych stanowi wyraz swoistej alienacji tego gatunku muzycznego.
W 1976 r. dał się jednak namówić na udział w trwającej dwie noce sesji nagraniowej zorganizowanej przez studencką rozgłośnię radiową w Krakowie. Powstała wówczas wykonana profesjonalnie taśma-matka, a dziesiątki - jeśli nie setki! - jej kopii trafiły do klubów żeglarskich w całym kraju. W ten oto sposób zbieracka pasja Pabla stała się prapoczątkiem tego, co później, m.in. dzięki Markowi Siurawskiemu, Januszowi Sikorskiemu i Jurkowi Rogackiemu, rozwinęło się w prężny ruch szantowy...
A zdarty od urodzenia głos Pabla będą mieli szansę usłyszeć w oryginale ci, którzy wybiorą się z nim w jego 101rejs lub zasiądą kiedyś do wspólnej żeglarskiej biesiady...
Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.