Żeglarskie opowieści: Jacek Siwek w Round the Island Race
Zaledwie kilka dni temu udało mi się spełnić jedno z moich żeglarskich marzeń i wystartować w rozgrywanym od 1931 roku na 50-milowej trasie wokół wyspy Wight Round the Island Race. I nie chodziło bynajmniej o względy czysto sportowe. To oczywiście wyścig o ugruntowanej pozycji i renomie, zajęcie w nim dobrego miejsca daje dużą satysfakcję, ale nie o to tu chodzi. A o co? Już tłumaczę...
Tym razem, dość nietypowo, nie płynąłem na oceanicznej maszynie regatowej, tylko na prawie turystycznym jachcie typu Sigma 38. Prawie, bo te 11.5m jednostki mają całkiem niezłe osiągi, a do tego większość z nich została nieco podrasowana. W efekcie powstała dość popularna klasa i jest się z kim ścigać bez oglądania się na przeliczniki.
Żeby już mieć z głowy aspekt sportowy powiem, że udało nam się wydusić z tego niewielkiego jachtu prędkość 16.4 węzła ! Oczywiście w ześlizgu z fali, tylko przez kilka sekund i raczej w strachu, że coś się zaraz złamie lub rozpadnie, ale wynik wart odnotowania. W ostatecznym rozrachunku, po ponad 7 godzinach, zajęliśmy drugie miejsce w klasie, przegrywając o 1 minutę i dwie sekundy. Gdzieś popełniliśmy jakiś błąd oczywiście, a okazji do tego było sporo, o czym dalej. W klasyfikacji ogólnej uplasowaliśmy się na 127 miejscu. Daleko ? Nie, ale o tym też za chwilę.
Round the Island Race to wyścig bardzo techniczny. Znajomość akwenu i umiejętność wykorzystania prądów pływowych maja kluczowe znaczenie. Widać to było już na starcie gdy bardzo szybkie trimarany klasy MOD70 wybierały, teoretycznie mniej korzystną, stronę nawietrzną linii startowej zapewniając sobie długi pierwszy hals, a mniejsze jachty, dla których każdy ułamek węzła różnicy prędkości prądu miał olbrzymie znaczenie wybierały stronę zawietrzna i uciążliwe halsowanie tuż przy plaży. Do tego linia startu w cieśninie Solent to sam środek szlaku żeglugowego do portu w Southampton i niekończąca się procesja gigantycznych wycieczkowców, samochodowców i promów. Takie miejsce startu mogli wymyślić (i zaakceptować) tylko Anglicy ze swoją wielowiekową tradycją morską i żeglarską. Kolejny test dla nawigatorów to okrążenie The Needles, malowniczych skał na zachodnim krańcu wyspy Wight. Ze względu na otaczające je płycizny i znajdujący się w ich pobliżu wrak trzeba uważać i właściwie ocenić wysokość pływu. My przepłynęliśmy między skałami a wrakiem. Nie wszystkim się to udało tak jak planowali. Ponieważ cała załoga jachtu Alchemist została bez problemu uratowana i skończyło się na utracie jachtu, wiec bez wyrzutów sumienia polecam ten krótki filmik pokazujący jak szybko i skutecznie działa RNLI (Royal National Lifeboat Institution).
Potem najdłuższy ‘prosty’ odcinek wyścigu wzdłuż południowego brzegu wyspy. Tym razem kurs pełny, silny, dochodzący do 30 węzłów wiatr, i wysoka fala. Dla mniejszych jachtów prawdziwe wyzwanie i to widać było po ilości jachtów, które mimo korzystnego kierunku wiatru nie ryzykowały stawiania spinakerów. Te nieliczne, które takie ryzyko podjęły miały spore problemy ze zwrotem przez rufę. Szkoda, że zajęci pracą na pokładzie nie mieliśmy czasu na filmowanie, ilość spektakularnych, choć ostatecznie niegroźnych, przypadków położenia jachtu na wodzie była naprawdę spora. Na koniec jeszcze dwa długie halsy na wiatr i już meta w Cowes. Miejsca w marinach oczywiście nie było, żeby je sobie zapewnić trzeba je było rezerwować już podczas zeszłorocznego wyścigu.
W sumie tegoroczny wyścig odbywał się w dość trudnych warunkach i najlepszym potwierdzeniem tych słów jest ilość jachtów, które wyścigu nie ukończyły: 34%. Tak wiem, napisałem nieprawidłowo ‘ilość’ i ‘%’, ale to dlatego, że na sam koniec zostawiłem sobie trochę statystyki. Statystyki imponującej, statystyki, która udział w tym wyścigu pozwala zaliczyć do kategorii żeglarskich marzeń. Na starcie stanęły 1.533 jachty. Ilość dla przeciętnego żeglarza niewyobrażalna. Maszty i żagle wszędzie dookoła, wszędzie gdzie nie spojrzeć. Wszyscy walczący o jak najlepsze miejsce startu, a potem o jak najlepszy wynik 1.014 jachtów ten wyścig ukończyło. I w tym kontekście nasze 127 miejsce na niewielkim jachcie to wynik całkiem niezły, prawda?