Zawisza Czarny i "Zobaczyć morze"
2008-09-08
23:29
archiwum Żagli

Jacht "Zawisza Czarny" wrócił w ubiegłą niedzielę do Gdyni z rejsu po Bałtyku i Morzu Północnym. Połowę załogi stanowili żeglarze niewidomi i niedowidzący. Ten niezwykły morski projekt nazywa się "Zobaczyć morze".
Kapitana Jerzego Zbierajewskiego, oficerów, kuka i 32-osobową załogę powitała Orkiestra Reprezentacyjna Marynarki Wojennej. W ten sposób zakończył się już trzeci rejs z cyklu "Zobaczyć morze". Od 2006 roku organizuje je grupa zapaleńców z fundacji Gniazdo Piratów.
W ciągu miesiąca przez pokład Zawiszy przewinęły się trzy załogi, w sumie 96 osób - w tym 48 niepełnosprawnych wzrokowo. W każdej grupie proporcje były takie same: doświadczona "góra" oraz szeregowa załoga, w połowie niewidoma bądź niedowidząca, często bez doświadczeń na morzu.
Każda z grup spędziła w trasie 10 dni. Pierwsza pływała po Bałtyku, druga załapała się na regaty The Tall Ships' Races 2008 z metą w holenderskim porcie Den Helder, trzecia przyprowadziła "Zawiszę" z powrotem do Gdyni.
- Słów brakuje, by opisać tę piękną duchową przygodę. Byłam, zobaczyłam, przeżyłam. Udowodniłam sobie i innym, że inwalidztwo to nie koniec świata - mówiła Alicja Czapp. - Wzrok straciłam osiem lat temu, z dnia na dzień. Stanęłam na nogi, mam co robić i dla kogo żyć. Rejs był dla mnie kropką nad "i". Pochodzę z kaszubskiej rodziny rybackiej. Teraz i ja jestem wilkiem morskim z dłońmi poszarpanymi linami.
Agata Sadza: - Wielka przygoda i nauka. Nie miałam wcześniej doświadczeń z osobami niewidomymi. Największą pułapką dla obu stron jest wyręczanie niepełnosprawnego partnera. Tak jest po prostu wygodniej i dla osoby sprawnej i niepełnosprawnej. Tymczasem okazało się, że to ja spadłam ze stromych schodów, żadnemu niewidomemu się to nie zdarzyło. Trzeba im i w nich uwierzyć, świetnie poruszają się po jachcie.
Już na suchym lądzie załoga świętowała w gdyńskim klubie Contrast Cafe, słuchając szant w wykonaniu zespół Mordewind. Na imprezę z całej Polski zjechali uczestnicy rejsów z ubiegłych lat.
Każda z grup spędziła w trasie 10 dni. Pierwsza pływała po Bałtyku, druga załapała się na regaty The Tall Ships' Races 2008 z metą w holenderskim porcie Den Helder, trzecia przyprowadziła "Zawiszę" z powrotem do Gdyni.
- Słów brakuje, by opisać tę piękną duchową przygodę. Byłam, zobaczyłam, przeżyłam. Udowodniłam sobie i innym, że inwalidztwo to nie koniec świata - mówiła Alicja Czapp. - Wzrok straciłam osiem lat temu, z dnia na dzień. Stanęłam na nogi, mam co robić i dla kogo żyć. Rejs był dla mnie kropką nad "i". Pochodzę z kaszubskiej rodziny rybackiej. Teraz i ja jestem wilkiem morskim z dłońmi poszarpanymi linami.
Agata Sadza: - Wielka przygoda i nauka. Nie miałam wcześniej doświadczeń z osobami niewidomymi. Największą pułapką dla obu stron jest wyręczanie niepełnosprawnego partnera. Tak jest po prostu wygodniej i dla osoby sprawnej i niepełnosprawnej. Tymczasem okazało się, że to ja spadłam ze stromych schodów, żadnemu niewidomemu się to nie zdarzyło. Trzeba im i w nich uwierzyć, świetnie poruszają się po jachcie.
Już na suchym lądzie załoga świętowała w gdyńskim klubie Contrast Cafe, słuchając szant w wykonaniu zespół Mordewind. Na imprezę z całej Polski zjechali uczestnicy rejsów z ubiegłych lat.