Who is who - kpt. Jerzy Domański

2008-06-23 14:07 archiwum Żagli

Kapitana Jerzego Domańskiego doskonale znają nie tylko szczecińcy żeglarze, ale i wszyscy czytelnicy "ZAGLI". Mimo, że należy do starszego pokolenia żeglarzy - jego liberalne poglądy, krytyczna ocena  "otoczki" polskiego jachtingu, wychwytywanie i wyśmiewanie absurdów, odwaga i otwarta głowa - to przymioty, które powinny imponować młodej generacji. Pisze językiem prostym, zrozumiałym. U Jurka białe jest białe, czarne jest czarne, a kolorowe  - a to już zależy.... w jakim kolorze ma okulary.

Jest doświadczonym i rozważnym kapitanem (na zdj. z prawej) i chyba właśnie dlatego potrafi trafnie, wręcz bezbłędnie rozróżniać dobrą praktykę morską od papierowych głupot. Widzi kto w czym ma interes i dlaczego. To tym cenniejsze, że Jerzy przez długie laty był merytorycznym "funkcjonariuszem" (pardon).... polskiej administracji morskiej, a to nie sprzyja obiektywnym sądom.

Poznaliśmy się przez "ŻAGLE" - nasze artykuły nieraz pojawiały się na sąsiadujących ze sobą stronach. Rozpoczęła się korespondencja i  zaprzyjaźniliśmy się na odległość dzielącą Gdańsk od Szczecina. Ten stan rzeczy trwał wiele lat, aż dopiero na uroczystościach 500-tnego numeru naszego ulubionego miesięcznika wreszcie spotkaliśmy się w dostojnych murach Pałacu Prymasowskiego. Szczeciński i gdański "contributors" , dwaj Jurkowie - powitali się gestem "na niedzwiedzia".
Jerzy Domański jest na tym świecie od tak dawna, że przyjaciele już go nie pytają o datę urodzenia, bo po co? Przecież znają go od zawsze. Z żeglarstwem zetknął się już przed wojną (drugą!), ale tylko w roli pasażera. Za to na tak nobliwych jeziorach jak Trockie czy Narocz. Zdarzyła się mu także okazja kąpieli w Świtezi - stąd chyba łatwość pisania.
Po wojnie znalazł się w Giżycku, też nad nie najmniejszym jeziorem. Tam właśnie, w roku 1948 zaczęło się jego poważne żeglowanie. Kompanem pierwszych Jurka żeglarskich zmagań regatowych był późniejszy założyciel Bazy Mrągowo - Józef Nowicki.
Jak mi powiedział - "znam doskonale całą historię powojennego żeglarstwa wraz z jego wszystkimi regulaminami i i innymi bzdetami, co skutkowało patowymi sytuacjami - jedni stawiali dobre koniaki, żebym to opisał  - inni równie przednie trunki, aby ("za Chiny!") - nie". Trawestując słynne powiedzenie prof. Leszka Kołakowskiego: i tak źle i tak niedobrze - WSZYSTKO NIEDOBRZE.
Na jachtach przeżeglował nie mniej niż 20.000 mil. Tyle pamięta, bo wichry dziejowe  dawnych lat wymiotły sporo papierków. Pływał z  wieloma kapitanami,  znanymi jeszcze z przedwojennych czasów, którzy niestety pełnią już wieczne wachty.
Przy nich przyswoił sobie fundamentalną maksymę: "nie każdy dżentelmen musi być żeglarzem, ale za to każdy żeglarz powinien być dżentelmenem". Dziś brzmi to jak ponury żart. Jurek jednak wziął to zupełnie na poważnie i od tamtych lat (z różnym skutkiem) stara się do tego przekonać młodsze generacje. Wyniki swych wysiłków ocenia sceptycznie - inne czasy, inne wzorce, inne wartości - po prostu inni ludzie pojawili się w jachtingu. Samokrytycznie  tłumaczy: "chyba nie miałem pedagogicznych talentów".
Z wykształcenia ekonomista od organizacji i techniki transportu morskiego. Całe swojeż życie zawodowe przepracował dla morza lub na morzu. 

Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
(na zdj. z lewej)

www.kulinski.sail-ho.pl


Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.