W Warszawie na żaglach
Przez wiele lat Warszawa była odwrócona plecami do Wisły, zdawałoby się, już nieczynnej rzeki. Nieczynnej, bo nie pamiętam szczególnego ruchu na Wiśle ani z lat dzieciństwa, ani jako nastolatek, a z pewnością nie przypominam sobie widoku żagli na rzece. To pewnie za sprawą konkurencji w postaci Zalewu Zegrzyńskiego, którego atrakcyjne wody w sposób naturalny odciągnęły warszawiaków od rzeki. Ale i to się zmienia...
Z dawnych lat w pamięci utkwiły mi jedynie jakieś zawody motorowodne rozgrywane na Wiśle w końcu lat siedemdziesiątych, a z końca lat sześćdziesiątych pamiętam plaże i kąpieliska w okolicach Mostu Poniatowskiego. To jedne z ostatnich obrazów związanych z aktywnością warszawiaków na Wiśle, jakie pozostały mi w pamięci. Na szczęście od kilku lat warszawski odcinek Wisły ponownie budzi się do życia. Na rzece widać ruch wszelkiego rodzaju jednostek, począwszy od sezonowych przepraw promowych utrzymywanych przez miasto, a kończąc na wioślarzach i kajakarzach, którzy właściwie nigdy nie opuścili Wisły. Pojawiają się też na Wiśle żagle, które po powstaniu zalewu zniknęły z Warszawy na wiele dziesiątków lat.
Moje z Wisłą początki
Dwa lata temu, w 2015 roku, po raz pierwszy zwodowałem „Szamana3” na Wiśle w Warszawie. Wtedy przez ponad dwa tygodnie pływałem nim po rzece, dopóki nie ruszyliśmy z Warszawy na Mazury. Po tym pierwszym wiślanym pływaniu w kolejnych latach już nie zastanawiałem się, gdzie rozpocząć sezon. W 2016 i 2017 roku również zwodowałem łódkę w Warszawie i znów pływałem na żaglach po Wiśle – zanim nie ruszyłem rzekami na Mazury. Jak się pływa na żaglach rzeką? Na pewno nieco inaczej niż na jeziorze, choćby dlatego, że ograniczeni szerokością toru wodnego mamy zdecydowanie mniej miejsca na manewry. W dodatku cały czas trzeba pamiętać o prądzie, który może pokrzyżować każdy nawet najlepiej zaplanowany manewr. Pamiętajmy, że przy silnym wietrze wiejącym pod prąd potrafi wybudować się krótka nieprzyjemna fala dodatkowo hamująca kadłub jachtu.
W ciągu trzech lat pływałem łącznie kilkanaście razy po Wiśle w Warszawie przy różnych poziomach wody: od 170 cm do 225 cm (wg stanu na warszawskim wodowskazie). Przed każdym rejsem na stronie IMGW (http://instytutmeteo.pl/aktualne-stany-rzek-w-polsce) sprawdzałem, jaka jest aktualnie woda. To ważne nie tylko ze względu na głębokości, ale przede wszystkim na informację o tym, czy można przechodzić pod mostami z postawionym masztem. Mój Focus 690 ma top masztu na wysokości 10,5 m nad lustrem wody. Przy 225 cm na warszawskim wodowskazie przechodziłem pod wszystkimi mostami, począwszy od Siekierkowskiego do Gdańskiego. Most Grota–Roweckiego akurat przy tym poziomie wody był w trakcie remontu obwieszony rusztowaniami, więc nie zaryzykowałem przejścia pod nim bez pochylania masztu, jednakże według oznakowania na moście i tam nie powinno być problemów. Niestety, nie dotarłem nigdy do mostu Curie-Skłodowskiej, więc nie mam wiedzy o jego wysokości.
W pułapce mostów
Nie wszystkie warszawskie mosty mają oznakowanie informujące o prześwicie. Takich oznakowań nie znajdziemy przy moście kolejowym linii średnicowej ani przy moście Świętokrzyskim. Spośród tych oznakowanych najmniejszy prześwit jest pod mostem Śląsko-Dąbrowskim, tylko 8,18 m, a największy pod mostem Poniatowskiego – ponad 12 m. Od razu warto przypomnieć, że oznakowanie pokazuje prześwit od najwyższej wody żeglownej. Jak wspomniałem, przy wodzie na poziomie 225 cm i przy topie na wysokości 10,5 m bez problemu przechodziłem pod najniższym w Warszawie mostem Śląsko-Dąbrowskim. Jak sprawdzić czy się zmieścimy? To łatwe, gdy idziemy na silniku pod prąd. Przed samym mostem zmniejszamy obroty i niemal zatrzymujemy się względem dna. Wtedy łatwo ocenić odległość od topu do przęsła. Podczas testów przy wodowskazowych 225 cm na wszelki wypadek miałem wypiętą przetyczkę talii przy bramce do kładzenia masztu, a sama lina była zaknagowana w kokpicie. W razie zagrożenia w każdej chwili mogłem pochylić maszt.
Uwaga na wodowskaz!
W zakresie 170 – 225 cm poziomu wody nie ma problemu z głębokością pomiędzy mostami Siekierkowskim i Gdańskim. Natomiast należy bardzo uważać za mostem Gdańskim, zwłaszcza jeśli płyniemy z prądem. Bezpośrednio za mostem trzeba podejść pod prawy brzeg po to, aby kilkaset metrów dalej, przy Cytadeli ostro skręcić w lewo i szybko podejść pod lewy brzeg, ponieważ pod prawym są groźne kamienne rafy. Na szczęście ten odcinek jest oznakowany nawigacyjnie już wczesną wiosną. To chyba jedyne niebezpieczne miejsce na Wiśle w rejonie Warszawy, choć płycizn jest kilka. Jedna z nich znajduje się pod lewym brzegiem pomiędzy mostami Świętokrzyskim a Śląsko-Dąbrowskim. Generalnie właśnie poza tym miejscem lepiej żeglować pod lewym brzegiem.
Tam jest głębiej. Przy 225 cm pod lewym brzegiem głębokość waha się pomiędzy 2 a 3,5 m, choć pod mostem Poniatowskiego dochodzi do niemal 6 m. Prędkość, jaką osiąga nurt Wisły w Warszawie, to 2 – 2,5 węzła (na wypłyceniu w dół od mostu Poniatowskiego prąd na bardzo krótkim odcinku wzrasta do 3 – 3,5 w). To pozwala na bezproblemowe pływanie pod żaglami pod prąd przy wietrze z korzystnego kierunku, choć to nie jest warunek konieczny. Zdarzało mi się płynąć na żaglach w górę rzeki z prędkością dochodzącą do 3 w nawet w bajdewindzie, jednakże przyznam, że nie próbowałem się halsować. Rzeka trochę kręci i jeśli tylko wchodziłem w kąt martwy jachtu, to włączałem silnik. Warto mieć uruchomiony silnik, jeśli podczas żeglugi w górę wchodzimy pod most. Może się okazać, że konstrukcja mostu zasłoni wiatr i wtedy będziemy tylko o krok od utraty sterowności. Jeśli prąd wody zacznie spychać łódkę w kierunku mostowego filaru, możemy znaleźć się w niebezpieczeństwie.
Brzeg lewy, brzeg prawy...
Wisła pomiędzy mostami Łazienkowskim a Gdańskim wygląda „miejsko”. Z lewej strony widzimy Śródmieście z gęstą zabudową i z nowymi bulwarami na pierwszym planie. Szczególnie uroczo z Wisły wygląda Stare Miasto i Zamek Królewski. Warto też popatrzeć na Centrum Kopernika. Bulwary nierzadko są pełne ludzi spoglądających z zainteresowaniem na jacht żaglowy na Wiśle. Przy nowych bulwarach znajdziemy też dogodne miejsca do zacumowania. Na praskim brzegu przykuwa uwagę okazały Stadion Narodowy i Saska Kępa. Widać piaszczyste plaże, na których już wiosną pojawiają się ludzie. Mogą zaskoczyć takie widoki, bo, jak wcześniej wspomniałem, jeszcze kilka lat temu Warszawa zdawała się odwrócona plecami do Wisły. Nieco inne obrazy zobaczymy pomiędzy mostami Łazienkowskim i Siekierkowskim. Tam oba brzegi wyglądają podobnie, nieco dziko. Nawet po lewej stronie nie widać już miejskiej zabudowy tylko gęstsze lub rzadsze zarośla.
Wisła dzika
Jeśli popłyniemy od mostu Siekierkowskiego w górę rzeki, zobaczymy jeszcze inne brzegi, nieuregulowane, bez okazałych bulwarów i przesiadujących na nich ludzi. Jedynie w okolicy Elektrociepłowni „Siekierki” położonej na lewym brzegu oraz umocnień na prawym brzegu w okolicach Miedzeszyna widać ślady działalności człowieka. Gdy popłyniemy jeszcze bardziej w górę, powyżej Miedzeszyna, to zobaczymy prawdziwie dziką rzekę. Zwłaszcza wiosną, gdy jeszcze nie ma oznakowania nawigacyjnego, można poczuć się prawie jak Kolumb, pokonując zupełnie nieznane wody. Trzeba odgadywać, gdzie jest główny nurt i tu na nic nie zda się wiedza z poprzedniego sezonu. Tam Wisła z roku na rok potrafi płynąć inaczej. Od mostu Siekierkowskiego w górę rzeki Wisła też wróciła do życia.
Na lewym brzegu na wysokości ulicy Zaściankowej przy Zawadach można ujrzeć piękną piaszczystą plażę chętnie odwiedzaną przez okolicznych mieszkańców. Nieco dalej na prawym brzegu, w Miedzeszynie, jest miejsce, przy którym zobaczymy napis „Plaża Romantyczna”. To dawna plaża, którą pamiętam jeszcze z lat siedemdziesiątych. Może jednak trochę zmylić nazwa. „Romantyczna” dlatego, że do do plaży prowadzi ulica Romantyczna. W 2016 r. to miejsce zostało zrewitalizowane przez warszawską dzielnicę Wawer. Warszawiacy wracają nad Wisłę, pomimo silnej konkurencji w postaci Zalewu Zegrzyńskiego. Żagle na rzece nie są już sensacją, choć zawsze będą budzić zainteresowanie. Czasami pojawia się myśl, że może warto postarać się o jakąś niewielką łódkę z żaglem, taką do dziennego pływania. To może być ciekawa zabawa po pracy. Trzeba tylko pamiętać o sprawdzaniu poziomu wody na warszawskim wodowskazie.