„Ulyssess” rusza w dalszą część wyprawy szlakiem Wagnera
Kpt. Mirosław Lewiński niestrudzenie okrąża świat szlakiem Władysława Wagnera. Ostatnie cztery miesiące jego „Ulyssess” spędził u wybrzeży Tajlandii. Teraz wyprawa wyrusza dalej. Oto najnowsze informacje od kapitana:
Z Phuketu na Malediwy 23.08.2013 - 06.03.2014
Załoga w komplecie: Alex z Moskwy, Timofiej z Minska i Włodzimir z Dniepropietrowska. Nie mają doświadczenia żeglarskiego ale mają dobre chęci a przecie wiadomo, że nie matura lecz chęć szczera... Wspólny rejs potwierdził zresztą naturalną zdolność porozumienia się Słowian. Ostatnie przygotowania, zakupy, naprawianie windy kotwicznej, które rozpoczyna się od wymiany solenoidu a kończy na wymianie akumulatorów i można ruszać. W niedziele rano skoro świt o 07.15 ruszamy w drogę, wstępny kierunek Malediwy-Uligan. Początek piękny: wschodni wiatr o sile 4-5B morze spokojne fala 0,5-1 metra, żagle na motyla, prędkość od 5 do 9 węzłów. No i noce, które w tropikach są najpiękniejsze, niebo rozgwieżdżone tak, że w Europie nawet marzyć o tym nie można. Nawet nie marzyłem, że tak będzie do końca, a było. 1600 mil z Phuketu do Male pokonaliśmy w 10 i pół dnia. Po drodze mijamy w bliskiej odległości Nikobary co zaowocowało złowieniem 7 i pół tuńczyka, połowę ostatniego odgryzł rekin. Zwracam uwagę na to, że zmienił się port docelowy oraz na słowa naprawianie windy kotwicznej. W pierwszym przypadku oznacza to elastyczne podejście do celu zależne od wiatru, w drugim zaś, że kluczowa dla cruisingu winda kotwiczna pozostała nie poskromiona mimo wielu starań i przyjdzie załodze szarpać kotwicę ręcznie. Póki co teoria mówiąca o tym, że im większa dziura, tym więcej biurokracji potwierdza się całkowicie! Odprawa zajmuje boży dzień a chociaż kontakt z agentem jest wątpliwy to rachunek jest pewny - ponad 300USD. Postanawiam więc od razu się odprawić do Salalach w Omanie i powoli wzdłuż zachodniej krawędzi Malediwów przemieszczać się na północ, po drodze nurkując i łowić ryby. Trzeba uzupełnić wodę, zrobić zakupy i podjąć kolejną próbę naprawy windy kotwicznej. Załoga się zmieniła Aleksiej wraca do Moskwy, a na jego miejsce przyleciał Ilja z Mińska. Jest więc Włodzimierz, jest Ilja nie ma tylko Lenina - został w Poroninie. Żartuję, bowiem załoga mimo niedostatków w szkoleniu żeglarskim jest świetna i nastawiona bojowo. Drżyjcie piraci i biurokraci arabscy, pies trącał piratów ale ta arabska biurokracja jest przerażająca. Z takim składem damy radę...
Decyzja 17.02 2019
Minęły prawie cztery miesiące od kiedy Ulysses dotarł do Tajlandii, dużo to i mało. Trochę zobaczyłem i poznałem kilku fajnych ludzi. Tajlandia jest piękna szczególnie z pokładu jachtu dzięki , któremu nie ginie się w tłumie turystów i można pobyć dłużej w miejscach pięknych z jednoczesnym dostępem do systemu chodzenia czyli wody. Tajowie są uśmiechniętymi i uczynnymi ludźmi, kuchnia doskonała, ale Tajlandia nie stała się moją miłością tak jak San Blas, Luiziady czy Filipiny, po prostu jest nadto komercyjna. Dla wielu żeglarzy Tajlandia jest miejscem docelowym, dla mnie niestety nie, chociaż niczego mi tu nie brakowało. Żeglarsko trochę za mało wiatru ale pływanie po niezafalowanej wodzie ma swój urok. Odwiedziło mnie kilku przyjaciół dzięki, którym przetrwałem. Był Piotr Gąsowski z ekipą, Grzegorz Michniewski, Andrzej Mikołajski, Jackiem Porada, Krzych Żurawinski, no i najważniejsza osoba - mój Ojciec. Dzięki nim przetrwałem ekonomicznie. Liczyłem, że uda mi się trochę zarobić na dalszą podróż organizując dzienne przejażdżki ale niezupełnie się to udało. Kłopoty komunikacyjne z Tajami, którzy słabo mówią po angielsku plus upały spowodowały, że nie osiągnąłem specjalnych rezultatów. Raz Julian z Tropical Bird podesłał mi Dawida Linde, później Leszek Limeryk grupę z Wrocławia i to na tyle. Nędza. A Ulysses ma potrzeby: awaria windy kotwicznej, złamane skrzydło od turbiny wiatrowej no i mój sztandarowy żagiel ,,Rotary Szczecin” (reacher 90 m2) szlag, a właściwie słońce go trafiło, bowiem rozdarł się bezpowrotnie. Logo zachowałem, poczekam na lepszy czas kiedy będę mógł go odtworzyć. Morze Andamanskie jest sympatycznym akwenem doskonałym dla relaksowego żeglarstwa, ale mnie znowu goni. Znudziła mnie żegluga kabotażowa, potrzebuję dwóch tygodni na Oceanie , który jest lekarstwem dla duszy. Po prostu Ocean jest medytacją, pozwala być tylko tu i teraz. Ostatni okres sam sobie uczyniłem trudnym, bo zawisłem w próżni nie mogąc podjąć decyzji jaką drogą wracać i dodatkowo nie chciałem sam płynąć. Znalezienie załogi, mimo ogłoszeń, nie jest proste, deklaratywnie wszyscy chcą pływać ale nie mogą. Wreszcie 3 lutego na pokład wszedł ktoś, kto chce i może – Tima Atroszczenko z Minska. Nie męczył mnie głupimi pytaniami, jak większość kandydatów na załogę, aby po ognistej wymianie maili stwierdzić, że niestety teraz nie ale za dwa lata na pewno. Chciał, zaryzykował, przyjechał do Chalong i został. Tima musi wracać w kwietniu na Białoruś, jest bowiem kierownikiem projektu ,,Droga do Morza”, którego celem jest zakup jachtu i pierwsza białoruska wyprawa dookoła świata. Jest więc załoga, która ma dość czasu na przejście do Europy przez Morze Czerwone, a nie ma chętnych dookoła Afryki. Decyzja stała się oczywista, płyniemy trasą Wagnera. Cieszę się na powrót do domu, bo to już najwyższy czas. Tima nie ma pieniędzy ale ma pomysły, poprzez facebooka zorganizował dzienne rejsy z Rosjanami i Białorusinami a później prawem serii woziłem ekipę z moich rodzinnych stron - Leszna. Tomek Kaczmarek namówił moich krajan na żeglowanie dzięki czemu powrót zaczął być realny. W żeglarstwie ,,niezbędna” jest jednak jakaś próba charakteru, czyli tzw. ,,chujowizna” tym razem była to winda kotwiczna, która straciła uciąg. 3 dni babrania się z windą nic nie dały: silnik, solenoid, kable, prąd i sama winda wydają się w porządku ale kotwicy nie podnosi. Na Ulyssesie kotwica ma 30 kg a łańcuch 120m i waży 250 kg, jak to podnosić ręcznie? Czyli ,,fachowiec” i koszty. Cieszę się, że jest ze mną Tima, gdyż dobrze się rozumiemy i on też chce do domu. Póki co, stoimy w Krabi River Marina, która stała się docelowym miejscem Wojtka Olczyka i jego katamaranu „Sinuan”, którego już 2 lata w tym upale remontuje, co jest strasznie wyczerpujące. Klarujemy jacht, naprawiamy co do naprawienia w tempie stosownym do temperatury 33 stopnie w cieniu. Tima w międzyczasie próbuje znaleźć jakiś turystów abyśmy nie płynęli do Arabów z pustymi kieszeniami.
16.02.2013 wypływamy z Krabi na Phuket w powiększonym składzie, dołączył Wołodia Rezvov z Dniepropietrowska, inżynier wracający do domu z kontraktu w Malezji. Młodość zapanowała na pokładzie, chłopaki muszą się uczyć żeglarstwa, ale to lepiej, bowiem pływali ze mną tacy, którzy ze dwa razy popłynęli na Bornholm, a mieli moralną siłę, aby pouczać kapitana, który od czterech lat jest w podróży dookoła świata i przepłynął 30 000 mil. Załoga słowiańska! Białorusin, Ukrainiec, Polak, a ma dołączyć jeszcze Aleksiej z Moskwy. Ciekawe jak Słowianie poradzą sobie z piratami somalijskimi? W ostatnim czasie sytuacja uspokoiła się ale ryzyko pozostaje.
Miroslaw Lewinski
s/y Ulysses
tel.Tajlandia: +66 936250631
tel. Malezja: +60 1125352867
www.rejswagnera.pl
skype: syulysses