„Ulysses” wyrusza z „Kanarów”
Już w najbliższą środę kapitan Mirosław Lewiński na jachcie s/y „Ulysses” wyruszy z Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich w dalszą część wyprawy szlakiem Władysława Wagnera. Międzynarodowa, trzyosobowa załoga rozpocznie 800 milowy etap na wyspy Republiki Zielonego Przylądka. Oto najświeższe informacje od dowódcy jachtu:
Koniecznie przeczytaj o przygotowaniach "Ulyssesa" do rejsu przez Atlantyk
Cześć,
w środę 6.10 wreszcie ruszam dalej, bardzo się cieszę bo mimo, że Las Palmas to wspaniała żeglarska atmosfera, to jak to mówią jacht gnije na cumach, a załoga schodzi na psy. Załoga będzie trzyosobowa i międzynarodowa, bo z Polski nikt mimo zaproszeń nie dojechał. Płynie Laura z Kanady i Thorsten - filmowiec z Niemiec. Język na pokładzie żeglarski, czyli angielski.
Oboje wegetarianie, ale jedzą na szczęście ryby, co pozwoli mi przeżyć. Oboje też no abstynenci co po poprzednich załogach pozwoli odpocząć mojej wątrobie.
Pogoda wydaje się być stabilna tak, że po 5 - 6 dniach powinniśmy pokonać 800 mil i znaleźć się na Sal.
Cabo Verde cieszy się dwuznaczną opinią. Z jednej strony Wyspy Magiczne z drugiej trochę groźne ze względu na kradzieże, ale każdy musi przekonać się sam. Ja jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam Wszystkich sympatyków rejsu i zapraszam na Karaiby, a póżniej na Pacyfik!
Mirek L.
www.rejswagnera.pl
Historia rejsu pierwszego Polaka, który opłynął świat, Władysława Wagnera (ze strony www.rejswagnera.pl)
Wyprawa dookoła świata Władysława Wagnera (1932-1939):
Opłynąć świat - to słowa magiczne, które fascynowały ludzi od zawsze i wciąż wyzwalają ciekawość, pasje i marzenia. Zwykłe rejsy i wielkie wyprawy, sławni i bezimienni odkrywcy, zdobywcy, kupcy, wielorybnicy i wreszcie żeglarze...
Władysław Wagner urodził się w roku 1912 w okolicach Radomia i pewnie gdyby tam pozostał, jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Los sprawił jednak, że w roku 1927 razem z rodzicami przeniósł się na stałe do Gdyni. Tu było prawdziwe morze, port, statki, jachty, które całkowicie zawładnęły piętnastoletnim chłopakiem. Władek zapisuje się do morskiej drużyny harcerskiej, uczestniczy w kursach żeglarskich.
Zauroczony postacią Joshuy Slocuma, który w latach 1895-98 odbył na jachcie "Spray" samotną podróż dookoła świata i książką "Sam jeden żaglowcem dookoła świata", postanawia pójść w jego ślady. W 1931 roku znajduje w okolicy portu porzucony wrak szalupy motorowo-żaglowej i nagle doznaje olśnienia, że trafił na łódź, którą wreszcie będzie mógł popłynąć za linię horyzontu. Rozpoczyna remont kadłuba, dodaje takielunek i już w marcu 1932 roku "Zjawa" - slup z ożaglowaniem gaflowym, spływa na wodę. Mimo, że próbne pływania wykazują zbyt małą dzielność jednostki, Władek jest zdecydowany i wyznacza 1 lipca jako datę wyjścia w "wakacyjny rejs". Kilka dni przedtem dwaj członkowie załogi rezygnują z udziału w wyprawie, i tylko zgłoszenie się Rudolfa Korniowskiego sprawia, iż Wagner nie zostaje "pierwszym polskim samotnym żeglarzem". Ostatecznie 8 lipca, w piątek (sic!), późnym wieczorem "Zjawa" opuszcza gdyński port. Jednak Wagner zdając sobie sprawę z niedoskonałości konstrukcyjnych swojego jachtu postanawia zawrócić i pod osłoną nocy uprowadzić stojącą w porcie, należącą do harcerzy "Zorzę", znacznie bardziej nadającą się do zaplanowanego rejsu. W dniu 10 lipca "Zorza" dopłynęła do Ustki i tutaj została zatrzymana przez niemiecką straż graniczną. Powiadomiony o tym właściciel jachtu składa jednak oświadczenie, iż powierzył jednostkę Wagnerowi i tym sposobem nowa "Zjawa", a ex "Zorza" może kontynuować rejs.
Żeglarze planowali płynąć w kierunku zachodnim, by minąwszy Bornholm osiągnąć Zelandię. Niestety, dysponując tylko ręczną busolą, trafiają w środek wyspy Oland, 200 mil na północ od zamierzonej trasy! To był dla żeglarzy wyraźny znak, że jeszcze nie w pełni mogą polegać na swoich umiejętnościach nawigowania po otwartym morzu. Postanawiają płynąć wzdłuż brzegu, od portu do portu, i tym sposobem w dniu 17 lipca docierają do Kopenhagi, a 1 sierpnia do Goeteborga. W drodze na Morze Północne Wagner obawiając się zdradliwych wód Skagerraku obrał skrót przez Limfjorden. Już przy samym wejściu w wąski kanał, w tężejącym wietrze pęka bom, jacht traci sterowność i zostaje zdryfowany na mieliznę. "Zjawę" przyholowano do Halso, gdzie dokonano napraw kadłuba i takielunku, przy okazji dodając bukszpryt. Już w połowie sierpnia jacht rusza w dalszy rejs i 19 sierpnia cumuje w Thyboeron u wyjścia na Morze Północne. Następnym portem jest Esbjerg, z pierwszą pocztą z kraju. Stąd żeglarze rozpoczynają trudne przejście do brzegów Holandii. Tym razem Wagner nawiguje znacznie staranniej, bezbłędnie trafiając w dniu 29 sierpnia do Scheveningen. Już w pobliżu portu dochodzi do niecodziennego spotkania z polskim statkiem "Tczew" i do znacznie mniej przyjemnego uderzenia nagłego szkwału niszczącego topsel i zmuszającego załogę do wspinania się na maszt. Nadszedł wrzesień i przechodzące kolejne sztormy wymuszają płynięcie krótkimi odcinkami, od portu do portu. "Zjawa" odwiedza więc Ostendę, Dunkierkę, Calais, Boulogne, Caen, w dramatycznych warunkach zawija do maleńkiego, rybackiego Moulard. Dalej są: Cherbourg, Brest z wielką paczką korespondencji i wreszcie Sables d'Olonne, gdzie jacht zostaje wyslipowany do pomalowania. Jest już prawie koniec października, toteż Wagner nie decyduje się wyjść na otwarte wody Zatoki Biskajskiej i postanawia dalej ostrożnie żeglować wzdłuż brzegu zawijając do La Rochelle i Bayonne. W hiszpańskim Santander kończy się żywność oraz pieniądze i przed załogą pojawia się problem - co dalej? Korniowski, były uczeń malarski, wpada na pomysł, by wykorzystując swoje uzdolnienia wykonać zbiór pocztówek przedstawiających jachty i statki żaglowe. Zdobyte w ten sposób środki pozwoliły na zakup zaopatrzenia, dopłynięcie doVigo i później Porto, gdzie wreszcie nadszedł oczekiwany od dawna przekaz pieniężny. 18 grudnia "Zjawa" dopływa do Lizbony i tu dołącza do załogi Frydson, pracownik polskiego konsulatu. Żeglarze opuszczają Lizbonę w Nowy Rok i zawijają do Faro. Pierwszym afrykańskim portem jest Rabat, następnym Casablanca, gdzie "Zjawa" wystawiona zostaje na ląd i dzięki pomocy francuskiej marynarki wojennej, wyremontowana. Tutaj też ma miejsce spotkanie z ówczesną wielką żeglarską sławą - Alainem Gerbault, który na nowozbudowanym jachcie "Alain Gerbault" płynie na wyspy Pacyfiku.
22 lutego "Zjawa" rusza na południe, zachodzi do Mogadoru, Port Etienne i na koniec do Dakaru. W bazie francuskiej marynarki wojennej jacht znów przechodzi remont. Otrzymuje nowy grotmaszt, nowy bukszpryt i zostaje otaklowany jako jol. Co warto podkreślić, Francuzi nie biorą za materiały i wykonane prace żadnego wynagrodzenia. W rejs przez Atlantyk "Zjawa" wychodzi w dniu 21 kwietnia. Wagner pragnąc uniknąć zbyt silnych wiatrów płynie daleko na południe w rejon równika. Już w pobliżu Ameryki w jednym z gwałtownych szkwałów jacht traci bezan i bukszpryt, stając się na powrót slupem. 4 czerwca żeglarze zawijają do Belem i tu nad dalszym losem wyprawy zaczynają pojawiać się ciemne chmury. Rudolf poważnie choruje, trafia do szpitala i w końcu postanawia zmustrować. Łódź mocno przecieka i jej stan pogarsza się jeszcze bardziej, gdy po opuszczeniu Belem wchodzi na mieliznę. Wagner i Frydson,bo płyną teraz tylko we dwójkę, zmuszeni są zawinąć na wyspę Bailique, by dokonać koniecznych napraw. 22 sierpnia dopływają wreszcie do Cayenne, 10 września zawijają do Port of Spain na Trynidadzie. W drodze do Panamy, nękani ciągłymi awariami, zachodzą do La Guaira, Willemstad, Santa Marta i Puerto Columbia. 4 grudnia "Zjawa" staje u wrót Kanału Panamskiego, w Cristobal. Wagner dokładnie wie, że jacht nie wytrzyma trudu żeglugi przez Pacyfik i z ciężkim sercem postanawia go sprzedać. Znajduje nabywcę, żegna się z Frydsonem i po raz pierwszy w tym rejsie zostaje sam, bez domu, bez załogi, ale z niezłomnym postanowieniem, by płynąć dalej! Tylko jak, skąd wziąć środki na zakup nowej jednostki, na jej wyposażenie...? Pisze pamiętnik z podróży "Podług słońca i gwiazd" i wysyła go do Głównej Księgarni Wojskowej. Teraz zostaje tylko czekać na honorarium...
Tymczasem otrzymuje informację, iż nad jeziorem Gatun jest do sprzedania jacht wymagający wykończenia i co najważniejsze - jego cena nie jest wygórowana. W ten sposób, prawie na kredyt, Wagner zostaje armatorem dużego, czternastometrowego kecza. Mordercze tempo prac i zabójczy klimat sprawiają, iż po zwodowaniu "Zjawy II" w dniu 4 lutego 1934 roku, zaczyna ciężko chorować. Wtedy nadchodzą z kraju honoraria za książkę i artykuły, Związek Harcerstwa Polskiego obejmuje patronat nad rejsem i na to wszystko na redzie Colon pojawia się "Dar Pomorza" odbywający rejs dookoła świata! Czyż można sobie wyobrazić większe szczęście? Spotkania z kolegami z drużyny harcerskiej, pomoc załogi w pracach wykończeniowych, mapy na dalszą część rejsu, liny, farby, płótno żaglowe, żywność... i przejście w dniu 1 grudnia na holu Białej Fregaty z Gatun do Balboa. 4 grudnia obie jednostki wychodzą na ocean.
W drodze na Wyspy Perłowe "Zjawę II" dopada pierwszy sztorm, który łamie stengę grotmasztu. Nowy załogant, Józef Pawlica, który dotąd z żeglarstwem niewiele miał wspólnego i - jak wynika z relacji Wagnera - na dodatek okazał się złym człowiekiem, niewiele może pomóc, więc wszystkie prawie prace spadają na kapitana. Na awaryjnym ożaglowaniu żeglarze płyną na wysepkę Gorgona, gdzie usuwają uszkodzenia, a później kierują się ku wybrzeżom Ekwadoru zachodząc do portów Esmeraldas i Libertad. Wagner odwiedza położone nieopodal Guayaquil. 6 lutego 1935 roku rozpoczyna się rejs przez Pacyfik. Na jachcie nadal brak sekstansu i chronometru, armatora nie stać na ich zakup, toteż cała nawigacja polegać będzie, jak dotąd, na zliczeniu. 12 lutego jacht mija Galapagos, miesiąc później jest w okolicy Markizów, niestety nie udaje się na nie trafić, jak planowano. W pierwszych dniach kwietnia żeglarze zatrzymują się przy atolu Manihiki dla uzupełnienia wody i po krótkim postoju ruszają w dalszą drogę.
Już w pobliżu Samoa, w gwałtownym sztormie "Zjawa II" traci grotmaszt i na awaryjnym takielunku zawija do Apia w Samoa Zachodnim. Znów prace remontowe, później jeszcze przejście do Pago Pago i żeglarze wypływają w kierunku Fidżi. Do Suva zawijają 11 lipca i zatrzymują się tu na dłużej. Tak kończy się rejs "Zjawy II", która stoczona przez świdraki prawie tonie i zostaje sprzedana. Powtarza się sytuacja z Panamy, Wagner znów zostaje sam, bez jachtu i bez pieniędzy, ale teraz jest już silnym, prawdziwym mężczyzną i doświadczonym żeglarzem. Podczas półrocznego pobytu w Suva, by mieć na utrzymanie, pracuje w stoczni, pisze następną książkę Pokusa horyzontu i co najważniejsze, nawiązuje kontakt z Polonią australijską. 18 kwietnia 1936 roku przypływa parowcem "Niagara" do Sydney stając się gościem tamtejszego Związku Polaków. Przyjazd do Australii okazał się losem wygranym na loterii, bo tutaj rozstrzygnęły się dalsze losy rejsu, dzięki ogromnemu wsparciu miejscowej Polonii.
Ponieważ ceny jachtów w Australii okazują się zbyt wysokie, Wagner postanawia wrócić do Ekwadoru i tam zbudować nową jednostkę według własnego projektu. W pierwszych dniach sierpnia przypływa do znanego mu Guayaquil, znajduje stocznię, rozpoczyna budowę, starając się przy okazji, jak najszybciej nauczyć hiszpańskiego. Pomaga mu, poznany w Australii, Władysław Kondratowicz. "Zjawa III" jest większa od poprzednich, ożaglowana jako jol ma 150 metrów kwadratowych żagla i 15,5 metrów długości. 19 lipca 1937 roku nowy jacht rusza w dziewiczy rejs. Jest już lepiej wyposażony i Wagner może wreszcie prowadzić nawigację astronomiczną.
Tym razem płynie bardziej na południe w stosunku do poprzedniej trasy. Żeglarze cieszą się wspaniałą, pasatowa żeglugą. 18 sierpnia osiągają wyspy Tuamotu i kotwiczą w atolu Raroia, 28 sierpnia wchodzą do Papeete na Haiti i wreszcie 18 września stają na Bora Bora, gdzie ma miejsce ponowne, niezwykle sympatyczne spotkanie z Alainem Gerbault. Krótko zatrzymują się na Rarotonga i zaraz potem ruszają w kierunku Australii. Początkowo sprzyja im pogoda, później warunki żeglugi pogarszają się, wiatry wieją ze zmiennych kierunków, zmienia się ich siła, spada temperatura. Na szczęście jacht jest mocno zbudowany i tym razem przejście Pacyfiku odbywa się bez poważniejszych awarii. 4 listopada "Zjawa III" zacumowała w Sydney, by pozostać tutaj na następne osiem miesięcy. W tym czasie jej armator występował z odczytami, żeglował z nowopoznanymi przyjaciółmi, gromadził środki i sposobił się do drogi. 10 lipca 1938 roku "Zjawa III" w asyście licznych jachtów opuszcza gościnny port. W załodze płynie dwóch australijskich skautów: Dawid Walsh i Sidney Smith, którzy w ten sposób zamierzają dopłynąć na światowy zlot skautów w Anglii.
Trudne warunki, na jakie napotykają w początkowym okresie sprawiają, iż Sidney szybko rezygnuje z dalszej podróży. Na jego miejsce mustruje Bernard Plowright - Blue. Płyną wzdłuż Wielkiej Rafy Koralowej uważnie nawigując w gęstwinie wysepek, raf i kanałów. Niestety, nie obywa się bez wypadku. W nocnej wichurze jacht wpada na rafę i tylko dzięki przytomności umysłu i doświadczeniu Wagnera udaje się sprowadzić go na głęboką wodę. Trzeba zawinąć do Cooktown, by usunąć uszkodzenia i odtąd żeglowanie odbywa się tylko w dzień, w nocy jacht staje na kotwicy. Później nie było już żadnych większych awarii, tak że 4 września "Zjawa III" na krótko zatrzymała się w Kupangu na Timorze, a w połowie września dotarła do Bali. Następnym portem była Djakarta na Jawie, gdzie jacht poddano remontowi, warto odnotować, że za niewielką, symboliczną opłatę. Tutaj w otrzymanej korespondencji Wagner znajduje patent kapitański, przyznany mu przez Polski Związek Żeglarski. 25 października jacht wychodzi w morze, 11 listopada przez kilka dni zatrzymuje się na Diego Garcia, skąd kieruje się na Morze Czerwone. O tej porze roku panują w tym rejonie warunki pogodowe, które nie sprzyjają żeglarzom - szkwaliste, często przeciwne wiatry i przenikliwe zimno - toteż dopiero w połowie grudnia kapitan zdołał doprowadzić jacht do Adenu i 23 stycznia do Suezu.
Dzięki zabiegom polskiej ambasady w Kairze udaje się uzyskać dla "Zjawy III" zezwolenie na przepłynięcie Kanału Sueskiego pod żaglami. Start następuje w dniu 12 lutego, przejście do Port Saidu trwa dwa dni. 15 marca Wagner wypływa w kierunku Malty i po czterech dniach sztormu zmuszony jest zawrócić z powodu poważnych awarii takielunku. Powtórne wyjście w morze następuje dopiero 13 maja. Pierwszym portem jest La Valetta na Malcie, następnymi Algier i Gibraltar, gdzie jacht zawija 2 lipca. W odwiedzanych portach czuje się już zapowiedź zbliżającej się wojny. Mimo wielu rad, by wracał tam, skąd przybył, Wagner stara się płynąć jak najszybciej, by zdążyć do Gdyni zanim wojna wybuchnie. Nie zdążył, 21 sierpnia 1939 roku zacumował w Southampton, 2 września w Great Yarmouth dowiedział się o napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę, do której już nigdy nie dane mu było powrócić.
Od tego momentu upłynęło już prawie 70 lat. W tym czasie wielu polskich żeglarzy wypływało na wielki krąg. Żaden z nich jednak nie dokonał tego, co mogłoby się równać z wyczynem Wagnera, bo cóż może się równać z młodością i szczęściem.