Ujarzmić Jukon
Północna Kanada, terytorium Jukon. Wokoło surowa przyroda niczym wyczytana z książek Jacka Londona czy Jamesa Curwooda, która daje szanse tylko ludziom silnym, twardym, niezłomnym. Nasz autor odbył samotny spływ małym pontonem największą rzeką amerykańskiej północy!
To dopiero drugi dzień żeglugi. Na moim 3-metrowym pontonie walczę z dwumetrowymi falami jeziora Tagish. Przede mną ponad 3000 kilometrów spływu w dół Jukonu. Tajga wraz z ośnieżonymi szczytami i wyjącym wiatrem próbuje mnie przerazić, odciągnąć od projektu przepłynięcia kompleksu jezior wraz z całą długością dziewiczej rzeki wijącej się przez północną Kanadę i Alaskę aż do Morza Beringa.
Zapach niedźwiedzia
Znajduję się na wysokości wyspy Bove, naturalnej granicy pomiędzy jeziorem Tagish a Jeziorem Wietrznym. Wieje porywisty wiatr. Z minuty na minutę powstają coraz większe fale. Raptownie do pontonu wlewa się duża ilość lodowatej wody. Cały jestem mokry, ręce mam zgrabiałe. Oringi krwawią czarną farbą. Panicznie macham wiosłami. Sztormowe warunki przesuwają moją łupinę w stronę ostrych kamieni. Wskakuję do wody, ciągnę łódkę za pomocą cumy w bezpiecznej odległości od ostrych głazów. Docieram do kamienistego cypla. W lesie dostrzegam chatę. Kanadyjscy traperzy często je budują przy brzegach rzek i jezior. Różnią się one znacznie od syberyjskich, są bardziej nowoczesne, bogatsze. Na podłodze leży dywan, półki uginają się od książek. Jest kuchenka, telefon na baterie słoneczne, a nawet radio z telewizorem. Wszystko to położone w głuszy kanadyjskich lasów, gdzie do najbliższej osady jest 300 kilometrów, a dostać się tam można jedynie łodzią. Właściciel z pewnością często tu bywa, gdyż spostrzegam na stole świeże owoce. Rozkładam zmoczony śpiwór przy kominku. Z moich wyliczeń wynika, że dzisiaj zrobiłem zaledwie 20 kilometrów. Na obiad pieczone ziemniaki z cebulą i kukurydzą. Nie muszę się martwić, że niedźwiedź wyczuje zapach. Chata jest uszczelniona mchem, a ponadto ma grube na pół metra drzwi, choć to dla głodnego grizzly nie stanowi przeszkody.
Dopłynąłem do wioski Tagish...