Twórca zafascynowany tradycją
Trasa najdalszego z jego rejsów wiodła wprawdzie do Holandii, jednak "na co dzień" uprawia on głównie żeglarstwo zatokowe. Jest wprawdzie tylko sternikiem jachtowym, ale śpiewa o żaglowcach tak wielkich, że nie mogą nimi dowodzić nawet kapitanowie jachtowi.
Swój związek z żeglarstwem 31-letni dziś Sławek Klupś zawdzięcza harcerstwu. Nad Jeziorem Dominickim, nad które przyjeżdżał z rodzinnego Leszna do domku letniskowego swoich rodziców, druhowie organizowali obozy. To na nich po raz pierwszy Sławek zetknął się z jachtingiem.
Harcerstwo umożliwiło mu również pierwsze kontakty z muzyką morską. Na początku lat 80. zaczął bowiem uczestniczyć w Warsztatach Marynistycznych organizowanych w Gdyni przez Centrum Wychowania Morskiego GK ZHP, a konkretnie - przez Marka Siurawskiego (obecnie - Szurawskiego). Miał już wówczas na swoim koncie parę autorskich piosenek żeglarskich, a zespół "Klupsie", który stworzył wraz z bratem Lechem, dostąpił nawet (w 1984 r.) zaszczytu uczestniczenia w krakowskich SHANTIES.
Warsztaty uświadomiły mu jednak, że w swojej muzycznej twórczości szukać powinien związków z tradycją morską. Po zakończeniu jednego z kolejnych (bodaj piątych) spotkań gdyńskich, wszyscy ich uczestnicy "w sile", ok. 20 osób skorzystali z okazji stworzonej przez późniejszą żonę Sławka - Jolę i w profesjonalnym studiu radiowym nagrali 15 utworów w aranżacji przypominającej stare dobre czasy herbacianych kliprów.
Tych 20 wychowanków Marka Siurawskiego stało się szeroką bazą, z której wyrósł zespół "Mechanicy Szanty" ze Sławkiem jako liderem, a on w międzyczasie przeniósł się do Trójmiasta. W 1986 r. nagrali swoją pierwszą płytę. I tym razem pomogła Jola. Udało się jej przekonać dyrektora Polskich Nagrań, żeby poświęcił nieco czasu, uwagi i pieniędzy nieznanemu, młodemu zespołowi z Wybrzeża. Tak powstał czarny krążek, zatytułowany "Mechanicy Szanty". Spośród innych wyrobów tej jedynej wówczas liczącej się, polskiej firmy fonograficznej, płytę wyróżniała okładka. Zaprojektowali ją "społecznie" trójmiejscy plastycy.
- Była naprawdę fajna i z pewnością przyczyniła się do sukcesu rynkowego płyty - wspomina Sławek Klupś. Sądzę jednak, że jego przyczyną był przede wszystkim fakt, że na krążku znalazły się takie znane utwory Sławka, jak "Marco Polo", "Pacyfik", czy "Stara Latarnia". Zachęceni powodzeniem "Mechanicy Szanty" nagrali kolejną płytę: "Zapach lądu".
Później jednak sprawy zaczęły się komplikować. W zespole pojawiły się różnice poglądów i koncepcji artystycznych. Sławek, wraz z częścią muzyków, założył w 1995 r. grupę "Atlantyda". Wykonują najczęściej utwory autorskie przywodzące na myśl swą rytmiką, aranżacją i instrumentacją muzykę z kręgu kultury celtyckiej nawiązując jednocześnie do stylistyki dawnych marynarskich pieśni czasu wolnego. Teksty i muzyka stanowią najczęściej dzieło lidera grupy. Fabuła utworów oparta jest zazwyczaj na faktach historycznych, a pieśni opowiadają o ludziach i zdarzeniach, o których pisano kiedyś w gazetach lub książkach. W 2001 r. "Atlantyda" wydała płytę kompaktową zatytułowaną: 'Tak jak ptaki na błękitnym niebie", na której zamieszczono 14 utworów autorstwa Sławka (CD recenzowaliśmy w "Żaglach" 11/01).
Sławomir Klupś zajmuje się jednak nie tylko prowadzeniem swojej grupy. Jest także instruktorem Domu Kultury. Poza tym wraz z żoną Jolantą prowadzi firmę "Nautilus Media". Jako szef "Atlantydy" zamierza więcej uwagi poświęcić promocji ostatniej płyty zespołu.
Życzymy mu sukcesu!
Nasz kliper znów, jak ostry miecz, przecina fale...
Zamarza lód, na zewnątrz będzie minus sześć,
Północny szlak, gdzie coraz zimniej, coraz dalej...
I jedna myśl w kubryku ciągle męczy nas:
Way - hey, popłyńmy tam, gdzie rośnie kwiat wanilii...
Way - hey, popłyńmy tam, gdzie złoto w rzekach lśni...
Way - hey, popłyńmy tam, gdzie czarne są dziewczyny...
Way - hey, popłyńmy tam choćby na parę chwil. (...)
("Kwiat wanilii"- sł. i muz. S. Klupś)