Trudny sezon "Wodnego Ptaka"

Na stronie internetowej kpt. Jerzego Kulińskiego czytamy: Znany już z poprzednich korespondencji (własnych i innych mikro-armatorów) Waldek "3 sztagi" Kalenda nadesłał relację z tegorocznej włóczęgi bałtyckiej. Lektura specjalnie dla tych czających się do wyskoku do obcych portów. Jak widać - można, ale... sporą ilość samozaparcia musicie zasztauować do bakisty. A jak tam z kamizelką? Jakoś jej nie dostrzegam... Żyjcie wiecznie! Don Jorge
Ten sezon dla „WODNEGO PTAKA” ( 5,5 m długości) był trudniejszy od poprzednich. Na Bałtyku trafiłem na przeciwne wiatry 6 B i rozbudowaną falę. Musiałem szukać schronienia w porcie, jak rozdarłem żagiel i wiatr wzrastał do 7 B.
Zdarzyło się, że stojąc w porcie zostałem staranowany przez kuter... Ale po kolei.
Zacząłem sezon na początku czerwca. Wodowałem „Wodnego Ptaka” w Górkach Zachodnich. Chciałem płynąć na zachód. Pierwszy postój nietypowo na kotwicy, na Helu między portami rybackim i wojennym, było bardzo spokojnie. Rano dalej, Władysławowo i Łeba przy słabych wschodnich wiatrach, miła dzienna żegluga. W Łebie zastopowało, wiatry zachodnie do 8 B, ale były Mistrzostwa Europy i wycieczki rowerowe, nie było nudno. Po kilku dniach po telefonie z domu wracam do Gdańska. Prognoza to słabe zmienne wiatry, na wysokości Stilo zaczęło wiać ze Wschodu do 5 B i fala zaczyna się budować.
Mały „Wodny Ptak” nie lubi takiej żeglugi, krótkie halsy nic nie dają, wychodzę głębiej w morze, robi się ciemno otaczają nas statki, jest nieprzyjemnie. Jacht wali kadłubem w falę, a ja nie czuję się najlepiej, jest zimno i mokro. Mam jednak szczęście, wiatr trochę zmienia kierunek, żagle + silnik przepychają nas za Rozewie. We Władysławowie jestem o 3 w nocy, rzucam się do koji w ubraniu, taki jestem zmarznięty. Dalej przez Hel do Górek.
Po kilku dniach wypływam w stronę Helu, tym razem czekam na zapowiadany wschodni wiatr na cyplu przy Latarni i wiatr nie nadchodzi. Rano płynę do Jastarni i kiedy jestem już zacumowany w marinie siła wiatru stopniowo wzrasta, na drugi dzień wieje już ponad 8 B z Zachodu. Jastarnia, od kiedy są tam pływające pomosty do cumowania i niskie opłaty dla małych jachtów, jest bardzo przyjaznym portem Zatoki Gdańskiej, a obchody Nocy Świętojańskiej w żadnym porcie nie są takie huczne i oryginalne. Jak wiatr siada jeszcze raz wracam do Górek.
Po raz trzeci wypływam 2 lipca tym razem po wyjściu na Zatokę wiatr ustala się na N-E płynę bezpośrednio do Łeby. Rano dalej do Ustki, na tym odcinku wieje ze Wschodu do 7 B i są jak dla „Wodnego Ptaka” duże fale. Trochę w żartach mówię do siebie, że są to nasze „ryczące czterdziestki”.
Obawiałem się wejścia do Ustki w tych warunkach, ale mały fok + silnik i już jesteśmy w porcie. Spotykam „starych samotnych” żeglarzy Romka i Edka. Następnego dnia płyniemy dalej na Zachód, razem z Edkiem, on na HOLLY ja na Wodnym Ptaku, w dobrym czasie ze średnią ponad 5w, dopływamy ja do Dziwnowa a Edek pod Świnoujście. Pogoda jest zmienna, nawet na Zalewie Szczecińskim koło Wolina tak wieje spod chmur burzowych, że dwa razy wlecze mi kotwicę - raz przed mostami na wejściu da miasta, a drugim razem przy Wzgórzu Wisielców . Trzecia burza tego samego dnia łapie nas na Zalewie, ale dajemy radę i płyniemy dalej do Stepnicy. Tu stoimy 3 dni, znowu wieje z Zachodu czasem do 7 B, ale są miłe spotkania, żeglarze, rybki, piwko.
W Trzebieży robię zapasy i płynę dalej na wody niemieckie. Jest tu w drodze do Wolgast wiele ciekawych akwenów. Na Achter-wasser nie ustrzegam się błędów na wejściu do 2 małych portów siadam na mieliznach, zmyliły mnie maszty jachtów większych od Wodnego Ptaka, które cumowały w nich, były to jednak klasyczne mieczówki, a ja znalazłem dwie malutkie zatoczki, gdzie stałem dwa dni za darmo.
Wolgast to bardzo ładne miasto o morskich tradycjach. Postój tylko 4,5 Euro to taniej niż w bardzo drogim 25 zł dla małych jachtów Helu. Płynę dalej do mariny Kroslin. Jest to gigant, stoi tu kilkaset jachtów, ale i tu spotykam polskie jachty. Pogoda dalej niestabilna, na krótkim odcinku do Zicker na Rugii już drugi raz w ciągu 2 dni nagle wzrasta zachodni wiatr do 6B. To wymaga od Wodnego Ptaka maksymalnego wysiłku w żegludze na wiatr przy wypuszczonym mieczu, co zawsze uaktywnia mój niepokój. Dopływam jednak do Zicker, a tam nawet Niemcy, którzy widzieli, jak walczyliśmy podnoszą palce w kształcie V na znak uznania za walkę z wiatrem. Miło było patrzeć jak mały jachcik pod zarefowanym grotem i małym fokiem płynął w przechyle biorąc czasem falę na pokład, jak bryzgi wody leciały aż na rufę. Ja na szczęście mogłem się częściowo schować za szprycbudę.
Po noclegu na kotwicy płynę dalej do mariny w Seedorf [10 euro najdrożej w Niemczech] tam stoję 2 doby, bo bosman podaje prognozę do 8B. Poznaję czeską załogę jachtu JOY, który leczył rany po zderzeniu na morzu z innym jachtem. Kapitan mówi, że tamten szedł pod autopilotem, a on nie widział go zza dużej genuy. Zwiedzam na rowerze południową Rugię, pogoda cały czas niepewna, postanawiam wracać do domu. Dopływam do Zicker. Na kotwicy stoję tu ponad 2 doby - to już za długo, czuję się osamotniony. Sam na wodzie, a w radiu tylko Program I i Radio Maryja, słucham wszystkiego, aby zabić czas oczekiwania na sprzyjające wiatry. Ruszam rano o 0530, ale na otwartej wodzie przechodzą szkwały. Kiedy stawiam grota żagiel pęka na 50 cm i muszę go naprawić, wiatr wieje do 6B a jedyny port to Greifswalder Oie. Z duszą na ramieniu wchodzę awaryjnie do zamkniętego portu, staję przy kei i zaczynam naprawiać grota. Niemcy są wyrozumiali, nie robią trudności. Spotkany na kei Otton jest bardzo przyjacielski, zapraszają z żona na kawę i ciastka. Razem zwiedzamy wyspę. Stoję do rana bo wieję 7B. Razem z Ottonem wychodzimy z portu. On do Świnoujścia, ja w kierunku Gdańska, bo mam cichą nadzieję, że dopłynę tam bezpośrednio, ale po dobie płynięcia na wysokości Darłowa prognoza jest niekorzystna, rozbudowuje się wyż i mają przyjść wschodnie wiatry. Wpływam do Ustki .
Ktoś powie, że nie słucham prognoz, bo wiatr często mnie zaskakuje. Słucham Witowa 2, 3 razy na dobę, ale podają tylko na 12 i 24 godziny, a to mało aby planować strategię żeglowania, a szkwały są czasem nie do uniknięcia. Więc stoję w Ustce, jest bardzo fajnie, pogoda wyżowa najładniejsza w rejsie, ale wiatry ze wschodu. Czekam, po kilku dniach próbuję wyjść, po 2 godzinach wieje już 5B ze wschodu. Wracam, nie chcę tłuc się pod falę do Łeby - z moim silnikiem [3 KM] na pewno bym płynął ponad dobę. W tym samym dniu kolega Edek zerwał kilka drutów w wancie, jak wyszedł w morze, a o powrót do portu walczył przez kilka godzin. Więc dalej czekam, już z większą pokorą , jest miło, koledzy, rozmowy, czasem piwko. Wszystko ma swój kres. Rano 27 lipca o 0630 chcę posłuchać prognozy pogody i widzę przez zejściówkę, jak od nabrzeża odchodzi kuter, płynie w moim kierunku. Na środku kanału powinien skręcić w stronę wyjścia z Basenu Węglowego [Wodny Ptak tam cumuje przy miejscowych jachtach], ale nie skręcił wali prosto w Wodnego Ptaka, bronię jachtu rękami i nogami! Jak zatrzymać kilkanaście ton? Uderzył w silnik, gnie i częściowo wyrywa kosz rufowy. Na szczęście delikatny sklejkowy kadłub jest cały. To co przeżyłem, jak nas taranował trudno wyrazić, to jednocześnie bezsilność i wściekłość i nieuchronność czegoś bardzo złego. Szyper w rozmowie przyznał się, że był pierwszy raz na tym kutrze i nie znał nietypowej obsługi silnika, przez 15 sekund nie patrzył gdzie płynie i to wystarczyło do zderzenia. .Po sezonie naprawa będzie bardzo pracochłonna i ślad po wypadku pozostanie ku przestrodze. Na szczęście można płynąć dalej.
Po 10 dniach wiatr wschodni przechodzi na zachodni i już jestem w drodze. Płynę bezpośrednio do Gdańska. Zgłosiłem chęć bicia rekordu przejścia Łeba – Górki Zachodnie. Przy Łebie stawiam spinakera, płynę chwilami ponad 7 w, średnio do Rozewia 5,5 w, dalej do Helu na grocie i foku średnio 5w, ale od Helu zaczęły się schody. Wiatr wzrasta i kręci ku południowi, nie mogę utrzymać kierunku na Górki. Kadłub zaczyna tak tłuc o falę, że świecę do środka czy przy mieczu nie puszcza wody. Nigdy przy normalnej żegludze tak nie męczę sprzętu. O świcie wiatr siada, wychodzę na Sobieszewo, zmiana halsu i do Górek. W główkach jestem o 0710, od Łeby po lotnym starcie płynąłem 16 godz. 01min. Jestem wykończony, w główkach Górek opadały mi powieki bałem się że wpłynę w kamienie, więc szybko w trzciny spać. O 10 tej płynę do NEPTUNA z prasą od Edka z Ustki i do JKSt Gdańskiej, gdzie kończę sezon.
W tym roku było trudniej niż zwykle, były ciężkie chwile kiedy w nocy zmęczony, zmarznięty , chorujący walczyłem z wiatrem i falą, aby dojść do portu i nie mogłem liczyć na to, że ktoś zmieni mnie za sterem. Poznałem za to nowych ludzi, byłem w nowych portach stałem na nowych kotwicowiskach.
Teraz z perspektywy czasu wszystko wydaje się już łagodniejsze i myślimy o rejsach i nowych wyspach. W tym sezonie przepłynąłem samotnie na Wodnym Ptaku 850 mil, jacht nie zawiódł, a ja wytrzymałem. W tym roku też przekroczyłem 4500 mil samotnego pływania na Wodnym Ptaku. Jacht ma już zaleczone rany po zderzeniu z kutrem i czeka na przyszłe wspólne rejsy.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich żeglarzy