Szymon Kuczyński: Chcę wykorzystać swoje pięć minut

2018-05-25 16:50 Tomasz Kowalczyk
Szymon Kuczyński
Autor: Chris Rock

Szymon Kuczyński, który w ubiegłym tygodniu zakończył samotny rejs non-stop dookoła świata odpoczywa w Plymouth przed powrotem do kraju. Żeglarz przeszedł do historii stając się trzecim Polakiem, który dokonał tej sztuki, okrążając kulę ziemską w 270 dni 10 godzin i 29 minut na nieco ponad sześciometrowym jachcie "Atlantic Pufiin" typu Maxus 22. O swoim wyczynie opowiedział Tomaszowi Kowalczykowi.

„Żagle”: Czy udało się już trochę odpocząć po historycznym rejsie?

Szymon Kuczyński: Tak. Cieszę się, że udało się osiągnąć założony cel, mam teraz wspaniały wpis w CV, ale przesadnie nie świętuje. Jestem teraz w Plymouth u przyjaciół, wspólnie zajmujemy się łódką, m.in. montujemy silnik, który będzie mi potrzebny na Kanale Kilońskim, kiedy będę wracał do Polski.

„Żagle”: A kiedy wracasz do kraju?

Szymon Kuczyński: Za kilka dni. Muszę jeszcze sprawdzić dokładną prognozę pogody. Do Kamienia Pomorskiego chcę dotrzeć 9 czerwca, gdzie tego dnia zaplanowane jest oficjalne powitanie.

„Żagle”: Spodziewasz się hucznego powitania? W ostatnich dniach było bardzo głośno o Twoim wyczynie i z pewnością wiele osób pojawi się, żeby osobiście przekazać Ci gratulacje w Kamieniu Pomorskim.

Szymon Kuczyński: Cieszę się, że mój wyczyn został doceniony i otrzymałem tyle gratulacji. Faktycznie mam teraz swoje 5 minut, które jednak pewnie szybko miną. Odezwało się do mnie bardzo wielu dziennikarzy, ale co ciekawe więcej z zagranicy niż z Polski. Pisało o mnie kilka ciekawych tytułów, prasa fachowa, a nawet słynny „The Times” zamieścił artykuł na 5 stronie. Teraz jednak myślę bardziej o tym, że trzeba szybko wrócić do Polski i iść do pracy, ponieważ jestem „spłukany”. Uważam jednak, że było warto i mam nadzieję, że rejs i te moje pięć minut, które aktualnie przeżywam przyczynią się do tego, że będzie mi łatwiej uczestniczyć kiedyś w większych projektach.

Szymon Kuczyński w The Times
Autor: Szymon Kuczyński

„Żagle”: Masz świadomość, że jesteś dopiero trzecim Polakiem po Henryku Jaskule i Tomaszu Lewandowskim, który ukończył samotny rejs non-stop dookoła świata?

Szymon Kuczyński: Wychodzę z założenia, że jeśli chodzi o takie wyczyny nie trzeba być wyjątkowym żeglarzem. Zresztą ani Henryk, ani Tomek takich z siebie nie robili. Tutaj decydująca jest determinacja i chęci, myślę że to jednak zupełnie innego rodzaju sukces niż zwycięstwo np. w Vendee Globe, gdzie trzeba być wybitnym żeglarzem.

„Żagle”: Czy doświadczenie z pierwszego rejsu dookoła świata bardzo się przydało?

Szymon Kuczyński: Tak, podczas pierwszego rejsu nabrałem przekonania, że jacht jest w stanie wytrzymać w trudnych sytuacjach. Tak naprawdę w porównaniu do pierwszej próby nie dokonałem wielu zmian na jednostce. Wyposażony został praktycznie tylko w dodatkowy hydrauliczny system autopilota. Doświadczenie, które udało mi się zdobyć wcześniej w podobnych warunkach jednak zaprocentowało, najwięcej odwagi i wiary w siebie zyskałem kiedy poprzednim razem bez zatrzymywania się opłynąłem Przylądek Dobrej Nadziei, wtedy zrozumiałem, że opłynięcie świata w rejsie non stop bez przystanków jest możliwe.

„Żagle”: Który moment był najtrudniejszy?

Szymon Kuczyński: Zapamiętałem na pewno dwie „żeglarska gleby”, ale porównałbym je raczej do upadku z roweru w górach, gdzie człowiek nie ma czasu na myślenie. Jacht się położył i wstał, a człowiek nie miał nawet czasu pomyśleć o tym co mogło się tak naprawdę stać. Jedną chwilą zwątpienia miałem w momencie kiedy odkryłem uszkodzenie masztu. Wtedy tak na jakąś minutę zupełnie się zatrzymałem i zacząłem się zastanawiać co robić dalej, czy to koniec? Przypomniałem sobie jednak, że przecież wcześniej chwaliłem się wszystkim, że mam świetne umiejętności techniczne i poradzę sobie w każdej sytuacji. Postawiłem więc takielunek awaryjny i udało mi się kontynuować żeglugę. Kiedy już wiedziałem, że maszt został uszkodzony skonsultowałem się z inżynierem co bardzo pomogło mi w uspokojeniu sytuacji. Te rady i burza mózgów, jaką zrobiliśmy okazały się bezcenne, bo maszt w takim samym stanie dopłynął do Anglii, a teraz będę mógł też bez problemu popłynąć do Polski. Mam trochę pretensji do siebie, że podczas upadku, a wtedy prawdopodobnie doszło do uszkodzenia masztu, zbyt długo zbierałem się żeby wyjść na pokład i przeciwdziałać, ale było strasznie zimno i nie byłem w stanie tak szybko się przełamać.

Szymon Kuczyński Call of the Ocean
Autor: materiały prasowe rejsu "Call of the Ocean"

„Żagle”: Jak w skali od 1 do 10 można ocenić skalę trudności rejsu?

Szymon Kuczyński: Podczas rozmaitych rejsów w których uczestniczyłem, nigdy nie dostałem w kość tak bardzo, jak w czasie różnych przygód na rowerze. Może to dziwnie brzmi, ale pracując jako kurier rowerowy dużo trudniej było znieść niektóre sytuacje niż nawet bardzo niskie temperatury na jachcie. Muszę jednak powiedzieć, że przez kilka miesięcy znajdowałem się w ponad 90 procentowej wilgotności, która bardzo dokuczała. Na jachcie nie było żadnego ogrzewania, tam jest goły laminat, od kabiny dzieli mnie kilka milimetrów plastiku, więc mamy ogromną kompensację wody. Przez cały czas płynie się praktycznie będąc przemoczonym, można wręcz powiedzieć, że łóżko pływa w wodzie. To było dla mnie dość trudne. Jeśli chodzi o ocenę rejsu w skali od 1 do 10 to oceniłbym ten mój na siedem, można sobie wyobrazić dużo trudniejsze przygody na wodzie, chociażby takie, jakie były doświadczeniem kolegów płynących na „Katharsis II”.

„Żagle”: Czy mocno żałujesz, że nie udało się przypłynąć szybciej niż Alessandro Di Benedetto, który opłynął świat w 268 dni? Zabrakło zaledwie dwóch dni.

Szymon Kuczyński: Trochę żałuję, ale to nie był mój cel. Tym bardziej, że harmonogramu który układałem zakładał, że przypłynę osiem dni później, więc i tak byłem szybciej niż sam się spodziewałem. Wiadomo, że wpływ na czas przypłynięcia miało uszkodzenie masztu, samo naprawianie trwało na tyle długo, że miałem ograniczoną manewrowość, kiedy np. płynąłem pod wiatr nie mogłem skorzystać z grota. Myślę że przepłynąłbym o miesiąc szybciej, ale z drugiej strony Włoch też miał podobne problemy, więc nie ma co już tego rozpamiętywać.

„Żagle”: Jakie masz dalsze plany?

Szymon Kuczyński: Muszę wykonać drobne naprawy przy jachcie i doprowadzić rzeczy osobiste do stanu używalności. Za kilka dni wypływam do Polski. 9 czerwca zamierzam być w Kamieniu Pomorskim i dopiero wtedy będę mógł myśleć o kolejnych poważniejszych planach. Myślałem o tym, żeby pościgać się na Bałtyku, ale przede wszystkim o podjęciu pracy, chyba że pojawią się jakieś inne opcje związane z zarabianiem na żeglowaniu, ciężko w tej chwili to przewidzieć.

„Żagle”: Trzeci rejs dookoła świata wchodzi w grę?

Szymon Kuczyński: Oczywiście, że wchodzi w grę. Tym razem jednak już tylko z potężnym sponsorem, ponieważ realizacja kolejnej podróży dookoła świata własnym sumptem nie jest możliwa.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.