Szlakiem Wagnera: "Ulysses" zmierza do Cairnes

2012-11-24 23:38 Mirosław Lewiński
_
Autor: Mirosław Lewiński

Płynący szlakiem Władysława Wagnera kpt. Mirosław Lewiński zdecydował się na rozpoczęcie kolejnego etapu wyprawy. Postanowił opłynąć swym "Ulyssesem" Australię od północnej strony. Pozostawił więc za rufą gościnny Bundaberg - pierwszy swój port w Australii - i żegluje obecnie do Cairns. Oto najnowsza porcja relacji i zdjęć od kapitana:

Australia 2.11-21.11.2012

Nieprzespana noc odbiła się wieczorem gdy podczas party wypiłem 3 szklaneczki wina poczułem obezwładniająca senność i już wkrótce znalazłem się w koji.

Marina Port Bundaberg znajduje się ujścia rzeki Burnett a do samego Bundabergu, trzeba podjechać autobusem, jakieś piętnaście minut.

Bundaberg to ładne, spokojne, prowincjonalne miasto słynne z produkowanego tutaj rumu, w sam raz na sobotni przedpołudniowy spacer. Trudno byłoby mi znaleźć w nim załogę.

Zastanawiałem się czy popłynąć na południe do Sydney czy też na północ do Cairns. Zwyciężyła wersja północna, która pozostawia mi możliwość kontynuowania podróży w kierunku Azji.

Australia jest zbyt droga aby spędzić w niej 5 miesięcy nie pracując. W niedzielę w południe rzucam cumy i płynę w kierunku Cairns, dużego miasta na północy. Wybrzeże Queensland jest najbardziej malowniczym terenem żeglarskim w Australii.

Mnóstwo tu zatok,wysp i raf, w końcu to Morze Koralowe. Morze Koralowe jest płytkie jakieś 20-40metrów, woda ma przyjemny szmaragdowy kolor ale nie jest przejrzysta z powodu wielu uchodzących do niego rzek. Żegluga wymaga uwagi ze względu na mnóstwo rozsianych wzdłuż wybrzeża wysp, wysepek i skał. Wyglądają surowo i malowniczo,są skaliste i porośnięte sosnami między którymi błyszczy żółty piasek plaż.

Pierwszy etap to 120 mil do wyspy Great Kappel, dalej 46 mil do Pearl Bay. Wstaję wcześnie i już o piątej rano ze świtem jestem w drodze. Żegluga szybka i komfortowa bo między kontynentem a rafą morze jest spokojne. Pięknie.

W czwartek w południe wychodząc na pokład, zauważyłem nienaturalnie podniesiony bom grota, no i znowu mam czym się martwić. W miejscu zamocowania obciągacza bomu nastąpiło zmęczenie materiału i bom po prostu pękł. Grot w dół i skończyło się rumakowanie, zamiast siedmiu węzłów tylko cztery a do Cairns jeszcze 400mil. Rezygnuję więc z postojów i płynę bezpośrednio. Sezon huraganów zaczyna się za 3 tygodnie, w Cairns muszę usunąć awarię, znaleźć załogę, i uciekać na północ gdzie ich nie ma.

Płynę więc dostojnie i podziwiając widoki. Duże odcinki wybrzeża tak jak i wyspy są bezludne. Przepiękny jest archipelag Whitsundays: labirynty i szkiery podobne do Alandów tylko tutaj jest dużo cieplej. Niekiedy pokaże się jakiś żagiel czasami motorówka. Duże statki pływają poza rafą ale i tak w nocy muszę uważać bo gdy z przeciwnej strony popłynie drugi samotny żeglarz, który również będzie spał?

Żeglarz ze złamanym bomem, dobrze, że nie z sercem. Danusia mówi,że kocha i czeka ale z kobietami nigdy nie wie się...

Póki co trzeba płynąć. Te trzy, cztery węzły nie leżą w temperamencie Ulyssesa i moim więc w piątek 9.11. o dziesiątej rano podnoszę genakera 140 m/kw , wielu nie ma takiego mieszkania.

I mimo że wiatr jest słaby 10-12 węzłów od razu inna jazda, Ulysses mknie 5-6 węzłów czyli normalnie. Zbliża się wieczór, pogoda bez zmian, postanawiam więc genakera zostawić na noc.

Obudziłem się przed jedenastą, Jacht mknął 8-9 węzłów a wiatr miał siłę około dwudziestu węzłów z tendencją do wzrostu. Zrzucając w nocy genakera, który o mało nie wyrwał mi ramion i nie wyciągnął za burtę, przypomniałem sobie, że czasem trudniej jest żagiel zrzucić niż postawić.

Emocje z tym związane oraz ruch statków nie pozwoliły mi spać przez resztę nocy.

Nad ranem wiatr ścichł i patrząc na mapę odkryłem Hinchibrook Channel. Przejście między wyspą
Hinchibrook a kontynentem o długości 26 mil. Podejście dość płytkie mniej niż 2 metry ale przypływ podniósł poziom wody, jak znak od boga, więc decyzja musi być zgodna z sprzyjającą naturą. Nie zawiodłem się, jest pięknie. Góry, lasy i gładka woda jak na rzece. Woda mało przejrzysta, kryła w sobie sporo życia w tym aligatory, które nie zawsze bywają przyjazne.Wpłynąłem przy mieście Lucinda a kanał kończył się przy Caldwell. Postanowiłem zakotwiczyć na noc w kanale. Było pięknie poza tym potrzebowałem snu na spokojnej wodzie. Kotwica przy ujściu kanału do Morza Koralowego w Scraggy Point złapała od razu. Niestety hak mocujący łańcuch kotwiczny do knagi wypadł za burtę, był ze mną 20 tysięcy mil. Chciałem nurkować ale coś mnie powstrzymało i słusznie bowiem przepływający wędkarze potwierdzili obecność aligatorów.

Przyszła rozgwieżdżona noc, wokół nikogo, absolutna cisza tylko sapanie delfinów i błyszczące ślepia aligatorów. Niezwykły spokój natury udzielił mi się całkowicie, i o to chodzi.

Poczułem przynależność do Natury - jestem Żeglarzem.

W niedzielę rano 11.11 w Święto Niepodległości otworzyłem szampana wznosząc toast za Ojczyznę i z odpływem ruszyłem w drogę . Do Cairns pozostało mi jeszcze około 80 mil, postanowiłem podzielić drogę na dwa odcinki aby nie płynąć w nocy. Będę potrzebował energii aby naprawić bom i znaleźć załogę na dalszą drogę.

Spokojna żegluga jak na Jeziorze Dominickim plus pomyślny prąd ponad jeden węzeł. Stopniowo się rozwiewało a ja coraz bardziej oddalałem moment rzucenia kotwicy, rano więc z silnym wiatrem i deszczem wpłynąłem do Cairns. Rzuciłem kotwice na rzece przed mariną i tak nie miałem siły na nic. We wtorek wpłynąłem do Marlin Mariny i zabrałem się za najważniejsze - naprawę bomu. Wyszło nieźle acz b. drogo, przy okazji okazało się, że przyczyną pęknięcia był zepsuty obciągacz bomu, który nie amortyzował grota. Tyson zespawał i zrobił obejmę naokoło , wytrzyma z parę lat.

Wieczorem odwiedziłem miejscowy Rotary Club, mili ludzie ale nie było wśród nich żeglarzy. za to wracając na jacht zobaczyłem w barze dwie twarze, które wydały mi się swojskie. Podszedłem i zyskałem dwóch przyjaciół: Łukasza i Bartka. Są specjalistami od stawiania podwodnych kabli w morzu. Właśnie przylecieli i jeszcze jakiś czas ich statek stał w Cairns dając nam okazję do wielu miłych spotkań.

Po udzieleniu trzech wywiadów do radia SBS(sekcja polska), zyskałem na popularności i wielu Polskich Australijczyków dzwoniło do mnie z wyrazami sympatii a zupełnie nie znana mi pani Teresa z Melbourne za sponsorowała naprawę bomu co mi bardzo pomogło bo znowu zbliżył się czas kiedy muszę myśleć o zarabianiu.

Zyskałem też wielu przyjaciół telefonicznych jak Piotrka czy Poldka i chyba załogę.

Wszystko to dzięki żeglarskim koneksjom Włodka Kubiaka z Las Palmas, poprzez Bogdana Marciniaka z Sydney (dawna ekipa Asteriasa) po redaktora Andrzeja Lubienieckiego z Radia SBS, który jak zauważył jeden z moich przyjaciół pozwolił mi mówić... [Wywiad z kapitanem można posłuchać TUTAJ]

--
Miroslaw Lewinski
s/y Ulysses
www.rejswagnera.pl

Szlakiem Wagnera: "Ulysses" zmierza do Cairnes

Szlakiem Wagnera: "Ulysses" zmierza do Cairnes

Szlakiem Wagnera: "Ulysses" zmierza do Cairnes II

Szlakiem Wagnera: "Ulysses" zmierza do Cairnes II

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.