Szkoła inna niż wszystkie
Tu nie ma tu stopni, ani cenzurek, a zamiast ławek szkolnych są reje. Nie ma też egzaminów z matematyki, czy języka polskiego, a jedynie z koleżeństwa, wytrwałości i odpowiedzialności.
Tu nie można sobie "kupić" wpisowego. Aby być tu uczniem trzeba sobie na to zapracować.
Szczecińska Szkoła Pod Żaglami obchodzi w tym roku jubileusz 15-lecia. Założona przez Zbigniewa Kosiorowskiego miała być alternatywą dla narkomanów, sposobem na wyrwanie ich z nałogu. Gdy jednak okazało się, że lepiej zapobiegać niż leczyć - szkoła przyjęła nieco inną formę, funkcjonującą do dziś.
Uczniami są tu licealiści zachodniopomorskich szkół, a nabór trwa przez cały rok szkolny, od września do maja. Co tydzień na antenie Polskiego Radia Szczecin w audycji żeglarskiej "Radiowa Szkoła Pod Żaglami" zadawane są pytania konkursowe, które nota bene dotyczą zawsze zawartości kolejnego numeru "Żagli". Nie wystarczy jednak poprawnie odpowiedzieć na te pytania, by zostać wylosowanym. To dopiero początek. Gdy ktoś otrzyma promesę na rejs - nie oznacza, że popłynie. Drugi etap konkursu to udział w różnych zadaniach; napisanie recenzji z koncertu szantowego, książki marynistycznej, opowiadania itp. Gdy i ten etap przejdzie się pomyślenie, pozostaje ostatni; warunkiem wzięcia udziału w rejsie są dobre stopnie w szkole i nienaganna opinia dyrekcji.
Wszystkie kwalifikacje przechodzi zwykle szesnaścioro młodych adeptów sztuki żeglarskiej. To oni stanowić będą załogę podczas rejsu na "Kapitanie Głowackim". Taki rejs zwykle trwa dwa - trzy tygodnie, zależnie od funduszy. Szkoła wpisana jest w Miejski i Regionalny Program Morskiej Edukacji Dzieci i Młodzieży gdzie samorząd lokalny i Okręgowy Związek Żeglarski, inwestują znaczne środki w edukację morską. Organizowane są festiwale szantowe, sesje naukowe, konkursy. Program ten obejmuje również rejsy morskie, biwaki żeglarskie, wykłady i kursy pedagogiczne dla nauczycieli. W program zaangażowano ponad 60 placówek oświatowych i 10 tysięcy dzieci i młodzieży.
Znalazły się więc środki, na pokazanie młodzieży tego, czego być może nigdy nie miałaby szansy zobaczyć. Ta szkoła to również pierwszy krok ku poważnemu żeglarstwu. Ci, którym się spodoba - mogą wziąć udział w konkursie za rok, ale wcześniej muszą podnieść swoje kwalifikacje żeglarskie.
Na pokładzie żaglowca okazuje się, kto ile jest wart i co sobą reprezentuje. [[KolumnaPrawa]] Odpowiedzialność, uczynność, koleżeńskość - sprawdzona w najprostszych rzeczach, począwszy od obierania ziemniaków, skończywszy na sterowaniu i pełnieniu wacht. Taki rejs to praca i obowiązek połączony z wielką przygodą. Możliwość poznania innych krajów, innej kultury ciekawych miejsc i ludzi.
Np. w zakończonym w czerwcu rejsie - młodzież Szczecińskiej Szkoły Pod Żaglami odwiedziła 9 portów: Świnoujście, Kołobrzeg, Ronne na Bornholmie, Sztokholm, Mariehamn na Wyspach Alandzkich, Visby na Gotlandii, Gdańsk i Ustkę. Podczas tego rejsu była wizyta w muzeum szwedzkiego okrętu Vasa, były białe noce na Alandach, szkiery sztokholmskie, wspólne szantowanie, prace na rejach i ....pierwszy w życiu ugotowany obiad.
Co dla tych młodych ludzi będzie lepszą szkołą niż zajęcia z geografii w praktyce? Kto z nich pamiętał, jak się wyznacza długość i szerokość geograficzną? Czy podczas zajęć w zwykłej szkole nie towarzyszyło im uczucie, że to im się do niczego nie przyda?
Na pokładzie "Głowackiego" wszystko nabierało innego sensu, miało już inny wymiar.
W ciągu 15 lat swego istnienia Szczecińska Szkoła Pod Żaglami dotarła do 4 tysiące osób, z czego ponad 500 uczestniczyło w rejsach na pokładzie "Henryku Rutkowskim" (dziś "Kapitan Głowacki"), oraz "Pogorii".
Ale ta szkoła to również praca i zaangażowanie wielu ludzi, którzy po to, by pokazać morze młodzieży poświęcają swój czas - za "Bóg zapłać". To od nich zależy to, czy ktoś kto jest po raz pierwszy w morzu, będzie chciał pod żagle wrócić. Nie sposób tu wymienić wszystkich. Najdłużej ze szkołą pływają kpt. Jacek Czajewski, kpt. Jerzy Szkudlarek i Hanna Wiśniewska.
Gdyby ktoś zapytał o sens organizowania rejsów dla szesnaściorga wybranych - to odpowiem tak: zawsze warto dać szansę, pokazać alternatywę, że jest jeszcze coś oprócz telewizji, komputera, stania w bramie, picia i brania. A dlaczego nie na karinach w rejsie szuwarowo - bagiennym? Właśnie dlatego, że to jest szkoła, a nie szkółka niedzielna.
Szkoła, która poważnie traktuje swoich "uczniów", stawia przed nimi wymagania, którym muszą sprostać. A to, że szkolne ławy zamienione są tu na reje, sprawia, że zdobyta wiedza pozostaje na dłużej w pamięci i stymuluje dalszy rozwój - co leży przecież u podstaw wychowania, które w tym przypadku przybrało morski charakter.