Światełko w liberalizacyjnym tunelu?
Kapitan Kuliński informuje: Wczoraj odbyło się spotkanie konsultacyjne w Urzędzie Morskim w Gdyni. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele Ministerstwa, Urzędów Morskich oraz stowarzyszeń żeglarskich. Z kół dobrze poinformowanych dowiedziałem się, że wynik pertraktacji można uznać za obiecujący. Wydaje się, że wszystcy uczestnicy spotkania zgodzili się, że od liberalizacji nie ma odwrotu. Nie tylko, ze jest ona zasadna, ale i nieunikniona. Ten ostatni wniosek wysnułem z deklaracji "głównego dozorcy", który ponoć miał oświadczyć, że PZŻ ustaleń konferencji kontestować nie będzie. A jakie są konkrety?
Uznano, że zapis ustawy o bezpieczeństwie morskim - wyrażony w Art. 15.2.3 w brzmieniu:
2. Minister właściwy do spraw gospodarki morskiej, mając na uwadze względy, o których mowa w ust. 1, może, w drodze rozporządzenia:
3) wyłączyć spod działania niektórych postanowień umów międzynarodowych, o których mowa w art. 6, statki podlegające tym umowom, zgodnie z przepisami tych umów;
umożliwia wyłączenie jachtów o długosci do 13,7 m ("model brytyjski") użytkowanych dla celów przyjemnościowych (niezarobkowych) z obowiązku poddawania ich inspekcjom. Wygląda na to, ze Dyrektorzy Urzedów Morskich będą mogli tego dokonać po otrzymaniu odpowiedniej do tego celu delegacji (upowaznienia?) Ministra. Więcej szczegółów dowiemy się po powrocie "deputowanych" do domów. Ten pierwszy meldunek przyjmuję jako potwierdzenie nadziei, że w "Rozmowach Polaków z Polakami" jeszcze istnieje słówko "consensus". Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
A oto relacja Marcina Palacza, reprezentujacego na spotkaniu warszawskie Stowarzyszenie SAMOSTER, zamieszczona na stronie Jurka:
Spotkanie trwało 4 godziny. Najistotniejszymi momentami były dwie kilkuminutowe przerwy - ale po kolei. Przed właściwym spotkaniem, połączone delegacje Bryfoka, SAJ i Samosteru odbyły naradę robocza przy kawie. Stawili się: Krzysztof Klocek, Włodek "Kocur" Ring , Maciek "Skipbulba" Kotas, Edward Zając, Piotr "Zwierzak"Wiśniewski i wyżej podpisany. W UM dołączył do nas Wiesiek Cybulski. Stanowiska trzech zrzeszeń są i były w zasadzie identyczne, ale wstępna narada była potrzebna, żeby uniknąć nieporozumień i niepotrzebnej dyskusji "przy ludziach".
Ustaliliśmy, że domagamy się zniesienia zarządzeń porządkowych (w odniesieniu do jachtów rekreacyjnych do 13,7 m długości) oraz natychmiastowego przystąpienia do prac modyfikujących trzy rozporządzenia Ministra, które umożliwiłyby wprowadzenie systemu brytyjskiego (żadnych wymogów do 13,7 m). Jednostronicowe zestawienie takich rozporządzeń przygotował Hasip. W dalszej perspektywie należy zmodyfikować ustawy - przede wszystkim Kodeks Morski. Ustaliliśmy, że propozycje częściowego "poluzowania", wprowadzana np. pod hasłem, że tylko tyle można zrobić szybko, nie spotkają się z naszą akceptacją.
Na spotkaniu w UM obecnych było około 30 osób. Niestety, nie jestem w stanie wymienić wszystkich nazwisk i reprezentowanych urzędów, organizacji oraz środowisk. Z góry przepraszam za pomyłki w nazwiskach i funkcjach oraz niewymienienie wszystkich obecnych. Relacja ta pisana jest na gorąco, po 4 godzinach obrad i 5 godzinach jazdy do Warszawy.
Zwartą grupą obsadziliśmy jeden koniec stołu. Z nami, dosłownie i w przenośni, pozycje zajęli dwaj przedstawiciele Polskiego Klubu Morskiego oraz Andrzej Szrubkowski z GFŻ. Był też przedstawiciel środowisk żeglarskich Politechniki (nie dosłyszałem, o którą Politechnikę chodziło). PZŻ reprezentowany był przez pp. Grabisa, Maćkowiaka i Czajkowskiego, był też przedstawiciel związku motorowodnego p. Rusak, POZŻ reprezentował p. Kieras.
Ze strony Urzędów Morskich byli panowie dyrektorzy Rekść, Królikowski, insp. Wojtasik oraz prawnik ze Słupska. Ministra reprezentował p. Chmielewski. Obecna była pani senator Arciszewska-Mielewczyk oraz pan poseł Strąk.
Początek spotkania był dość chaotyczny. Powitał zebranych i zagaił dyr. Królikowski, mówiąc o odpowiedzialności kapitanów jachtów związanej z poluzowaniem rygorów oraz o tym, że w Wlk. Brytani są rozbudowane służby ratownicze. Dyskusja na temat odpowiedzialności została ucięta przez przedstawiciela PKM, który stwierdził, że świadomość odpowiedzialności mamy od zawsze. Temat służb ratowniczych nie był na szczęście rozwijany.
Dyrektor Rekść podkreślił, że stanowisko Urzędów Morskich jest spójne (nie ma różnic pomiędzy poszczególnymi osobami). Już w trakcie przedstawiania się, pani senator zwróciła się do dyr. Królikowskiego z uwagą, że w trakcie spotkania "będziemy pana zmiękczać". Pani senator położyła na stole przed sobą grubą teczkę z napisem "Żeglarze" i prezentowała stanowisko jednoznacznie przychylne naszym postulatom. Po jej wypowiedzi, w której wspomniała, że należy wzorować się również na systemach innych krajów, nie tylko brytyjskim, dyr. Rekść zaznaczył, że system brytyjski został jednoznacznie wybrany, jako wzór w Słupsku i tego mamy się trzymać. To stwierdzenie wprowadziło tok obrad na konkretne tory. Zebranie od tego momentu poprowadził insp. Wojtasik. Nasze postulaty przedstawił "Kocur". Po krótkiej dyskusji insp. Wojtasik stwierdził, że na początek musimy zdefiniować pojęcie jachtu rekreacyjnego i odczytał długaśną definicję brytyjską "pleasure craft" (w wersji oryginalnej), pytając, czy ta definicja nam odpowiada.
Ku mojemu zdumieniu, okazało się, że według UM, definicja brytyjska jest w zasadzie tożsama z definicją zawartą w niesławnym "zimowym" projekcie zarządzeń. Wydawało mi się, że projekty rozporządzeń raz na zawsze powędrowały do kosza, tymczasem, tu w jakimś aspekcie traktowane są jako podstawa dyskusji. Tak czy inaczej, moim osobistym zdaniem obie te definicje były do przyjęcia. Po naszej stronie stronie stołu podniosły się jednak głosy sprzeciwu. Chodziło oczywiście o rozróżnienie przyjemności od komercji. Dyskusja stała się jałowa, a prowadzący zebranie nie bardzo potrafił nad nią zapanować. Dostało mu się za to od Pani Senator ("Pan ma bardzo niegrzeczny sposób bycia!").
Dyskusja się przeciągała - zebranie trwało już godzinę, a my ciągle nie przeszliśmy do meritum sprawy - czyli próby określenia przepisów dla obiektów (jachtów niekomercyjnych), które próbowaliśmy zdefiniować. W końcu insp. Wojtasik zdołał zarządzić przerwę (pierwszą próbę ogłoszenia przerwy storpedowała Pani Senator). W trakcie przerwy dyrektorzy zabrali "Zwierzaka" i gdzieś się ulotnili. Wrócili po kilku minutach i zaproponowali następującą definicję:
"Jacht rekreacyjny to statek morski uprawiający żeglugę, który
nie jest używany do prowadzenia działalności gospodarczej".
Oczywiście przystaliśmy na to. Wcześniej ta propozycja była zgłoszona (przez "Zwierzaka") i wyglądało, że nie ma szans akceptacji. Magia przerwy zadziałała po raz pierwszy. Po przerwie insp. Wojtasik poinformował nas, że z dyskusji w UM w dniu wczorajszym wynika, iż nie ma prawnej możliwości zwolnienia jachtów z inspekcji. W związku z tym, proponuje by wprowadzić inspekcje raz na 5 lat. Zaletą tej propozycji miała być faktyczna jednorazowość inspekcji, bo przez 5 lat na pewno kodeks morski zostanie zmodyfikowany. Jest to jedyne rozwiązanie, które można wprowadzić szybko. Zniesienie zarządzeń porządkowych nic nie daje, bo obowiązek KB wynika z rozporządzen. Brak zarządzeń powodowałby według insp. Wojtasika uznaniowość wymogów (każdy bosman może określić wymogi kierując się własną wiedzą). Z jego słów , zrozumiałem, że dalszym punktem obrad miałyby być listy obowiązkowego wyposażenia. W naszych szeregach zapanowała konsternacja. W pierwszej chwili, niektórzy (nie będe palcem pokazywał kto), wbrew wcześiejszym naszym ustaleniom podjęli dyskusję nad szczególami inspekcyjnej propozycji nspektora. Chwilę później, rozsądek poparty, chrząkanie i poszturchiwaniem wziął górę - jasno określiliśmy nasze stanowisko, stwierdzając, że żadne inspekcje, nawet jednorazowe nie są dla nas do zaakceptowania. Podejmowane były różne próby przekonania przedstawicieli UM i Ministerstwa, że ich interpretacja przepisów nie jest jedyną możliwą. Krzysztof Klocek próbował wyprowadzić możliwość zniesienia inspekcji wprost z Konstytucji, jako aktu nadrzędnego w stosunku do kłopotliwego Kodeksu Morskiego. Padły propozycje, żeby inspekcje (w ostateczności) były przeprowadzane przez armatora. Zwracaliśmy uwagę na nielegalność istniejących zarządzeń, kilkakrotnie wspominając o możliwości uchylenia ich przez sąd. Dyskusja zaczynała przybierać charakter walenia grochem o ścianę, albo inaczej "dziad swoje, a baba swoje".
W czasie największego impasu na sali na krótko pojawiła się ekipa telewizyjna - później nagrywali jeszcze na korytarzu wypowiedzi wybranych osób. Mnie zaczęło się wydawać, że dalsze nasze uczestnictwo w spotkaniu nie ma sensu - takiej głosy słyszałem również od innych osób w naszej części stołu.
Zarządzono przerwę, która trwała około 10 minut. Rozdzwoniły się telefony, konsultowano sprawę również z "Warszawą". Po przerwie, insp. Wojtasik zaproponował: zostaje wystosowany wniosek do ministra o wyłączenie, na drodze rozporządzenia, jachtów rekreacyjnych do 15 m z obowiązku inspekcji
po wydaniu takiego rozporządzenia, dyrektorzy UM otrzymają polecenie wyłączenia jachtów rekreacyjnych z zarządzeń porządkowych. Oczywiście zgodziliśmy się! Zbawienny wpływ przerwy po raz drugi! Propozycja ta musi być jeszcze zaopiniowana przez prawników. Zastąpienie limitu 13,7 m limitem 15 m zaproponował dyr. Królikowski.
I to już był właściwie koniec spotkania. Rozstaliśmy się w bardzo dobrej atmosferze, dziękując sobie nawzajem i gratulując osiągniętego porozumienia. Następne spotkanie ma się odbyć 20 maja - w dużej części ma dotyczyć jachtów rekreacyjnych dłuższych niż 15 m. Podsumowując, chciałby zwrócić uwagę na kilka spraw:
Po spotkaniu, nie mam wątpliwości, że intencją UM-ów jest całkowite uwolnienie jachtów rekreacyjnych do 15 m. Trudności pojawiają się w określeniu, jak to zrobić. Tak jak podkreślał dyrektor Rekść, jest jedno spójne stanowisko UM.
Olbrzymie słowa uznania za elastyczość należą się przedstawicielom UM, którzy napotkawszy sprzeciw z naszej strony, dwukrotnie potrafili diametralnie zmienić swoje stanowisko. Mamy poparcie parlamentarzystów i Ministra.
Przedstawicielem PZŻ praktycznie nie zabierali głosu. Na koniec, zapytani wprost przez Kocura, zadeklarowali brak sprzeciwu dla przyjętych rozwiązań. Po upewnieniu się, że rozwiązania oznaczają brak KB, p. Maćkowiak stwierdził, iż oznacza to osiągnięcie czegoś, czego NIE MOŻNA było osiągnąć przez ileś-tam-lat (sic!).
Od redakcji: Moglibyśmy - zachowując takt w dzisiejszym rozgadanym świecie - nie komentować tych radosnych wieści, delektując się ich radosna treścią, gdyby nie pamięć porzekadła "wiele może się zdarzyć pomiędzy ustami a brzegiem pucharu". Dziś rzeczywistość tak zakręca wbrew fizyce i logice, że to czas dla niewiernych Tomaszów. Dla nie zapoznanych z mitologią:
Po powrocie z niebezpiecznej kolchidzkiej wyprawy grecki bohater Ankajos, sternik Argonautów, rozkazał podać sobie wino. Wznosząc toast, przypomniał z drwiną, jak przed laty sadził winnicę, a pałacowy wróżbita przepowiada, mu, że nigdy nie skosztuje z niej wina. "Panie" - odparł starzec - "wiele może się zdarzyć między ustami a brzegiem pucharu..." W tej samej chwili na ucztę wpadł posłaniec z wieścią, że olbrzymi dzik pustoszy winnicę. Ankajos odstawił puchar, chwycił broń i wybiegł z sali, by nigdy nie wrócić...
Oby nie tym razem...
Redakcja
Fot. Marcin jest armatorem prezentowanego na zdjęciu jachtu "Lotta"