Statek i jachty – solidarność ludzi morza
Tak zdarza się dość często na otwartych morzach i oceanach, gdy załogi jachtów czy żeglarze samotnicy ratowani są - w sytuacji zagrożenia życia - przez znajdujące się najbliżej statki handlowe bądź okręty wojenne. Tak było np. w przypadku nagłego zatonięcia „Concordii”, której całą załogę dryfującą na tratwach podjęły i przewiozły do portu dwa statki handlowe. Teraz podobna wiadomość obiegła świat z Atlantyku. Dwaj Włosi płynęli z Dakaru na wyspę Gwadelupa na Morzu Karaibskim na małym katamaranie.
Włosi zamierzali pobić rekord świata w przepłynięciu przez Atlantyk, ale, niestety, ich katamaran wywrócił się i rozbitkowie nadali sygnał SOS. Najbliżej znajdował się masowiec PŻM „Delia”, w rejsie z Brazylii na Islandię. Statek zboczył z kursu, popłynął im na ratunek i po kilku godzinach obu żeglarzy – całych i zdrowych – podjął na pokład. Mieli szczęście - od najbliższego lądu dzieliło ich jeszcze około 1100 mil morskich… Dalsze informacje można śledzić na stronie internetowej kapitana katamaranu Matteo Miceli : www.matteomiceli.com
Niepokojące wieści – via Wojtek Wejer z Kanady – napływają z Australii, gdzie nękająca kontynent powódź zniszczyła też sporo marin i jachtów. Tak kompletnie zniszczony został m.in. jacht „JustBeK" należący do Leszka Stankiewicza, byłego komandora polskiego klubu White Sails z Toronto; szczęście w nieszczęściu, nikogo nie było na jachcie, gdy stan rzeki podniósł się o 8 m (!), a jacht został wyrzucony na brzeg i zdewastowany. Uniknął tego losu „Nekton” - Łukasz Natanek zdecydował się w ostatniej chwili wypłynąć z Brisbane w morze, a reszta jachtów została zniszczona na mostach i nabrzeżach…
No cóż – na morzu i w portach bywa różnie. Niektórzy żeglarze twierdzą, że najbardziej w swobodnej żegludze przeszkadzają im lądy – i statki - na ich kursie…
Zdjęcia: Wiesław Seidler i Mietek Ircha