SOLAS - sztuka czytania
Na stronie internetowej kpt. Kulińskiego, Konsula "Żagli" w Gdańsku, czytamy: Jedno z najbardziej obecnie eksploatowanych powiedzeń brzmi UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA ZE ZROZUMIENIEM. Dziś mam dla Was news kapitana Jaromira Rowińskiego, z którego wynika, że czytanie ze zrozumieniem to nie wszystko. Liczy się też odczytanie intencji. No, bo prawodawca nie jest w stanie zapisać wszystkiego.
Prawodawca ma prawo oczekiwać, ze zapis prawa będzie stosowany nie tylko logicznie, ale bez złych intencji. A te złe intencje to jest to, co znamy aż za dobrze - interpretacje przebrana w wilczą skórę rzekomej troski o nasze bezpieczeństwo.
A więc jak to jest z tym SOLASEM?
Natomiast kamizelki napewno mogą się obejść bez SOLASU :-)))
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
PS. reprinty tego newsa w innych okienkach - mile widziane
_________________________________________
Witaj drogi Jerzy,
Nadal nie jestem przekonany, czy odprysk dyskusji kolegów z Warszawy z piękną przedstawicielką administracji nadaje się do Twego okienka...
Niemniej – poniżej moje przemyślenie - Tobie dla oceny przydatności i ewentualnie umieszczenie w SSI przesyłam.
W załączeniu tekst SOLAS po polsku, w tłumaczeniu PRS.
Żyj wiecznie
Jaromir Rowiński
-----------------------------
Różnymi drogami docierają do mnie echa pewnego ciekawego spotkania, które odbyło się ostatnio w Warszawie. Chodzi o spotkanie żeglarzy z Panią Magdaleną Jabłonowską - p.o. Dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Żeglugi w Ministerstwie Transportu (do niedawana Min. Infrastruktury). Przyznam, że jestem mile zdziwiony samym podjęciem inicjatywy spotkania – bo chęć do rozmowy ze strony administracji, to w naszych warunkach sprawa niemal nie spotykana... Bardzo ciekawym efektów konfrontacji argumentów. Już teraz nasuwa mi się jednak smutna refleksja - w sytuacji, w której teksty rozporządzeń do nowej ustawy o bezpieczeństwie morskim są już niemal gotowe, gotowość do “konsultacji” objawiła się jakby mocno za późno...
Wśród relacji, jakie docierają do mnie z Warszawy, powtarza się często pytanie o to “czy jachtów dotyczy konwencja SOLAS?” (Safety Of Life At Sea).
Pytane to pojawia się w wyniku ujawnienia stanowiska urzędników, którzy twierdzą, że przynajmniej Rozdział V SOLAS (tytuł “Bezpieczeństwo Żeglugi”) dotyczy wszystkich statków, równo i bez wyjątku... Chcąc nie chcąc, musiałem kolejny raz wczytać się w tekst Konwencji (po polsku dostępny na: http://www.posejdon.sos.pl/documents/SZKOLA/SOLAS.pdf )
Najbardziej istotny wydał mi się sam początek Rozdziału V. Tu, w prawidle 1.4 Rozdziału V, znajdujemy delegację dla administracji państwowej dla zwolnienia statków o pojemności brutto 150 i poniżej z obowiązywania niemal wszystkich obowiązków i wymogów... ustalonych w tym właśnie Rozdziale V! Możliwość zwolnienia dotyczy przede wszystkim wymogów dotyczących sprzętu jaki musi znaleźć się na burcie małych jednostek oraz procedur obowiązujących na nich podczas żeglugi.
W Polsce administracja jak dotąd nie wykorzystywała możliwości takiego zwolnienia... Gdyby zatem zacząć nagle od jachtów wymagać literalnego spełniania wszystkich wymogów Rozdziału V SOLAS, to armatorzy jachtów powinni np.... przedstawiać na żądanie formalne zapisy dotyczące prób działania urządzenia sterowego i zaznajamiania z nim załogi - przed każdym wyjściem z portu (Prawidło 26, kilkanaście punktów...) Inny przykład – armatorzy jachtów powinni utrzymywać w sprawności odpowiednie urządzenia do... podejmowania pilota (Prawidło 23, kilkadziesiąt punktów). Itd, itp...
Niezrozumiałe jest, dlaczego w Polsce administracja nie wykorzystuje jasnych zapisów Konwencji, umożliwiających - przy pomocy jednego zdania – zwolnienie niewielkich statków (w tym jachtów) z niemal wszystkich wymogów Rozdziału V SOLAS. Niezrozumiała jest taka postawa administracji zwłaszcza tam, gdzie spełnianie wymyślonych dla dużych statków i dla żeglugi zawodowej wymagań, nie ma na małej, “przyjemnościowej” jednostce najmniejszego sensu.
Zamiast tego “wkłada się” na siłę jachty (kolejny już raz...) między nadmiernie szczegółowe, kazuistyczne regulacje w rodzaju “Ustawy o bezpieczeństwie morskim” oraz tworzy się tonące w szczegółach rozporządzenia do tej ustawy. Uważam, że związane z takim podejściem mnożenie wymagań wobec jachtów, to działalność w sporej części sprzeczna z literą i całkowicie sprzeczna z duchem Konwencji SOLAS. Przypomnę tu tylko, że Konwencję SOLAS przyjęto w celu podniesienia bezpieczeństwa statków handlowych i żeglugi zawodowej...
Pozwolę sobie na pewną dygresję. Mam bowiem uniwersalną radę dla przedstawicieli polskiej centralnej administracji morskiej. Nie jest wstydem podpatrywać jak kwestie bezpieczeństwa jednostek “przyjemnościowych” rozwiązano w innych państwach. Zwłaszcza w takich państwach, gdzie liczbę tych jednostek szacuje się w milionach - a jednak “problem stosowania SOLAS” w stosunku do większości z nich... nie istnieje!
Spójrzmy na Wielką Brytanię – kraj narodzin SOLAS... Tam administracja, na podstawie delegacji zawartej w Prawidle 4.1 Rozdziału V SOLAS, zwolniła “pleasure crafts” z większości wymagań zawartych w Prawidłach 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27 i 28 tego Rozdziału. Dokładniej – jachty do 13.7m długości (45’) – są zwolnione wszystkich, poza dwoma, wymagań. Pozostawiono jedynie wymóg zawarty w prawidle 19.2.7 (obowiązek wyposażenia jednostki w reflektor radarowy) oraz wymóg Prawidła 29 (posiadanie ilustrowanej tablicy z sygnałami wzywania pomocy). W UK od najliczniejszej grupy jednostek “przyjemnościowych” nie wymaga się NIC WIĘCEJ!! Dla jachtów większych niż 13.7m (45’) ustalono w UK mało dolegliwe minima wyposażenia, zależne od rejonu żeglugi. Czy na prawdę nie sposób przenieść tamtych, sprawdzonych rozwiązań do Polski? Czy mamy jakieś trudniejsze morze, czy głupsi są nasi obywatele? Czemu co krok odkrywać Amerykę...?
Powróćmy do warszawskiego spotkania. Kolejny raz zdumienie budzi stanowisko administracji, która wymogami SOLAS uzasadnia również to, że umieszczono w rozporządzeniach zapisy dotyczące obowiązku posiadania dostosowanych do obszarów GMDSS urządzeń radiowych.
Myślę, że czytanie konwencji międzynarodowej, zwłaszcza tak rozbudowanej i skomplikowanej jak SOLAS, należy zacząć od... początku. To tam, w Rozdziale I znajdujemy Prawidło 3.a.v – czyli generalne zwolnienie jachtów przyjemnościowych z wszystkich wymogów SOLAS! Przytoczę polskie tłumaczenie: “Niniejsze prawidła (przyp. - czyli cała konwencja SOLAS!!!), jeżeli wyraźnie nie postanowiono inaczej, nie mają zastosowania do:................(v)– jachtów rekreacyjnych nieuprawiających żeglugi handlowej”.
Spójrzmy teraz do Rozdziału IV (Radiokomunikacja). Już Prawidło 1, punkt 1 mówi “Jeżeli wyraźnie nie postanowiono inaczej, niniejszy rozdział ma zastosowanie do wszystkich statków objętych tymi prawidłami (czyli objętych Konwencją) oraz do statków towarowych o pojemności brutto 300 i większej.”
Nie sposób zatem wymogami SOLAS (i GMDSS, włączonymi do SOLAS jako Rozdzial IV) usprawiedliwiać wprowadzanie wymogu posiadania jakichkolwiek urządzeń radiowych na jachtach “przyjemnościowych”. Bo nie są one objęte konwencją SOLAS – chyba że w konkretnych Prawidłach zapisano inaczej. Od razu odpowiem – w całym Rozdziale IV nic o objęciu jego wymogami jachtów “przyjemnościowych” nie zapisano!
Następny temat – stosowanie wymogów SOLAS wobec “jachtów komercyjnych”.... Wolą urzędników przyjęto w ustawie nieścisłą, słabą definicję - i dziś los “jachtów komercyjnych”, w tym zwłaszcza jednostek “do wynajęcia”, zależy od urzędniczego sposobu interpretowania tego.... nieszczęsnego oksymoronu.
Wróćmy do definicji zawartej w wyłączeniu jachtów “przyjemnościowych” z SOLAS. Moim zdaniem “jacht nieuprawiający żeglugi handlowej” to bez wątpienia również jacht czarterowany bez załogi. Bo tylko taki jacht który przewozi pasażerów lub towary nie podlega wyłączeniu z Konwencji (upraszczając - przewóz pasażerów jest w Konwencji tym samym co żegluga handlowa). Jachty czarterowane “bare boat” przez żeglarzy nie wożą pasażerów ani towarów... Czemu zatem stosować do jachtów wynajmowanych bez załogi wymagania, jakim zgodnie ze zwolnieniem zawartym w Konwencji nie podlegają?
Ostatnia sprawa – mało miałem dotąd czasu na przejrzenie propozycji rozporządzenia MI w zakresie dotyczącym “jachtów komercyjnych”. Ale zauważyłem, że bardzo brakuje tam wyłączenia z wyśrubowanych wymogów małych jednostek komercyjnych, wypożyczanych (rzecz jasna “bez załogi”) głównie na zatokach i zalewach. Chodzi o niewielkie, proste, często nawet odkryto-pokładowe jednostki, które przeznaczone są do wynajęcia na godziny, dni, albo do weekendowych wycieczek.
Projekt rozporządzenia wymaga od armatorów takich “komercyjnych mikrusów” poddawania się rozlicznym inspekcjom, a poza wyznaczonymi skromnie “akwenami treningowymi” stawia im absurdalne wymogi dotyczące wyposażenia. Wyobrażacie sobie mieczowego “Pucka”, który by popłynąć z Gdyni do Sopotu musi być wyposażony w “zestaw narzędzi i części zapasowych”, kotwicę, mapy, zestaw do pracy na mapie i ołówek, atestowany (a jakże...) kompas, etc, etc... Nakazano też, że na tej mieczówce musimy mieć jeszcze...radio VHF. Mało? Przeczytajcie uważnie propozycję rozporządzenia – nasz “Puck” by popływać poza akwenem treningowym musi być wyposażony w... tratwę ratunkową!!!! I wszystko to nawet w “rejsie” z Brzeźna do Sopotu albo z Trzebieży do Nowego Warpna! A dla wypożyczenia “ Difura” czy “Nefryta” na wycieczkę poza Zatokę Gdańską czy Zalew Szczeciński wymagania sprzętowe rosną!
To moim zdaniem jest... po prostu bez sensu. Taka nad-regulacja albo będzie powszechnie ze szkodą dla powagi prawa omijana, albo zabije raczkujące wypożyczalnie jachcików przybrzeżnych i plażowych oraz zlikwiduje zatokowe wycieczki przyjemnościowo-czarterowe. To zamknie bezstresową, naturalną drogę żeglarzy - z zadeptanych Mazur przez Zalewy, Zatokę - na morze.
Cóż – widać tratwa ratunkowa na “Pucku” ma ilustrować urzędniczą “troskę” o bezpieczeństwo żeglarzy - klientów wypożyczalni....
Pora kończyć tą uproszczoną refleksję sprowokowaną spotkaniem władzy z żeglarzami. Nie potrafię zdobyć się na jakąś zgrabną puentę. Wybacz Don Jorge osobisty ton, ale może nie od rzeczy będzie napisać, że... trochę mi smutno.
Żegluję niemal 40 lat. Przygodę pod żaglami przeżywałem prawie zawsze pod polską banderą. Teraz mam wrażenie, że drobiazgowa, posuwająca się (znów!) do granic absurdu “troskliwość” naszej administracji szybko to zmieni. Co raz więcej armatorów jachtów decyduje się machnąć ręką na serwowane przez rodzimych biurokratów absurdy. Właściciele jachtów, zwłaszcza tych większych, podnoszą chroniącą od nadmiaru regulacji, bezproblemową dla żeglarzy banderę – brytyjską, szwedzką, niemiecką, belgijską, duńską... Co raz częściej chętni na bałtycki czarter polscy żeglarze jadą wypożyczyć jacht do Niemiec...
Niech więc puentą będzie pytanie retoryczne: czy o taki efekt “troski o bezpieczeństwo” chodzi produkującym kilometry zagubionych w szczegółach regulacji urzędnikom?
Pozdrawiam i Żyj Wiecznie
Jaromir Rowiński
PS. Pracuję zawodowo na morzu już ponad ćwierć wieku. Od 20 lat jestem oficerem na statkach. Jako oficer czy jako kapitan - nie miałem jednak nigdy jeszcze okazji pracować na statku pod polską banderą. Bo nie ma już niemal polskich statków! Mam silne wrażenie, że stopień biurokratycznego uwikłania spraw morza i spraw żeglugi w Polsce ma z tym stanem bardzo wiele wspólnego. Czy teraz kolej na jachty?
PPS. Mój jacht ciągle podnosi banderę biało-czerwoną. Jeszcze... I tylko dlatego uznałem, że warto tą nudną epistołę do Ciebie i Twoich czytelników napisać.
JR