Selma Expeditions dotarła do stacji Arctowskiego
"Selma" szczęśliwie przepłynęła z wysp Georgia Południowa do stacji Arctowski na Antarktydzie. Długo nie otrzymywaliśmy relacji z pokładu jachtu - cała załoga koncentrowała się na żeglowaniu w arcytrudnych warunkach. Teraz mamy wreszcie informacje od organizatorów wyprawy - Piotra Kuźniara, Krzysztofa Jasicy i Tomasza Łopaty:
Dziesięć dni spędziliśmy na Georgii. Były stacje wielorybnicze, stada słoni morskich, uchatek, kolonie liczące ponad 250 tys. pingwinów królewskich, 14 miesięczne pisklaki albatrosów wędrownych. Lodowce, góry i gwałtowne wiatry katabatyczne dające się we znaki. Napiszemy o Południowej Georgii więcej, ale teraz potrzebujemy chwili czasu, żeby przetrawić to żeglowanie. Bujność surowej przyrody, wraki statków, zardzewiałe zbiorniki tranu i kitoboje - trudno to na razie sensownie opisać.
Potem popłynęliśmy na Wyspę Słoniową. 1070 mil żeglugi pod wiatr. Stargał nas dwudniowy sztorm a potem zawiało z wnętrza Antarktydy. Przez trzy dni nękały nas obmarzające bryzgi i - 8 stopni mrozu, odladzanie pokladu, obtłukiwanie lodu z rolerow, żagli i lin przed każdym manewrem, zamarzł nam nawet pobór słodkiej wody ze zbiornika. Te kolejne dziesięć dni dało nam się we znaki i tym bardziej wzrósł w nas szacunek dla Shackletona i jego chłopaków. Wreszcie dotarliśmy do przylądka Wild gdzie czekali przez 4 miesiące na ratunek, po który wyruszył Shacleton z pięcioma towarzyszami wielorybniczą szalupą pod koniec kwietnia czyli późną jesienią...
Była chwila zadumy i wypiliśmy za zdrowie tych twardych chlopaków z małej kamienistej plaży na końcu świata. Takiego treningu trzeba nam było przed planowanym morzem Rossa, wiemy teraz co poprawiać.
Piotr Kris Tomek i załoga Selmy
Poniżej relacje organizatorów z końcowej fazy rejsu z Georgii Południowej przez Wyspę Słoniową do stacji Arctowskiego:
2013-11-08 2100LT
W nocy przeszedł nad nami front, wiatr skręcił o 90 stopni sypnęło obficie śniegiem i marznącym deszczem. Gosia Tomek i Darek schodzili z wachty w pokrytych grubą warstwą lodu sztormiakach. Rano widoki na pokładzie były fantastyczne. Potem dosypało jeszcze śniegu i widoki i zdjęcia były jeszcze bardziej odjazdowe. Po południu widoczność się poprawiła i zobaczyliśmy najpierw Clarence Island a potem WYSPĘ SŁONIOWĄ z odległości koło 30 mil. Halsujemy pod wiatr z SW, który jak zwykle wzrósł do trzydziestu kilku knotów. Gdzie te zapowiadane słabe wiatry z prognoz :) zaczynam do nich tęsknić. Po zapadnięciu ciemności położymy się w dryf i ruszy odkuwanie lodu z pokładu, relingów, olinowania itp. Już teraz przed każdym rolowaniem żagli trzeba przejść się na dziób i odbić lód z bębna i fału rolera.
Piotr
Tak, zimno zrobiło się niemożebnie... Nocna wachta stwierdziła zgodnie, że to była najzimniejsza noc. Do tego przenikliwy wiatr niosący ostre igły śniegowo-lodowe próbujące przedostać się do najmniejszego odsłoniętego kawałka skóry sprawiał, że do mesy schodziliśmy jak sopelki lodu. A w mesie temperatury też niezbyt wysokie, para bucha z ust, a palce grabieją na klawiaturze. Mroźny wiatr z Antarktydy dmuchnął nam w nos oddechem Królowej Lodu. Od dziobu do sterówki wszystko pokryło się białą glazurą. Selma w porannym słońcu wyglądała jak wykuta w krysztale. Pięknie... Ale zachwyty trwały krótko, potem słońce zaszło i wiatr rozpoczął swój normalny koncert, oczywiście wraz ze śniegiem. Wyspy skryły się za białą zadymką. A może ich tu wcale nie było? Może to tylko nasza wyobraźnia i pragnienie lądu...
Tomek Łopata
2013-11-07 1700LT
Przestały nękać nas sztormy i od dwóch dni żegluga wypoczynkowa ;). Trochę halsówki jednak jest. Temperatura spadła i oprócz codziennego odmrażania króćca poboru wody ze zbiornika doszło nam odladzanie kosza dziobowego i rolerów. Trzeba jednak przyznać że sople na żaglach, relingach, koszu, oblodzona winda kotwiczna wyglądają w słońcu przeuroczo. Ciekaw jestem jaki jutro widok nas zbudzi. Aha, rano były jeszcze wieloryby.
Piotr