Roman Paszke - przed startem po rekord
Kapitan Roman Paszke intensywnie szykuje się do samotnego rejsu non stop dookoła świata tzw. złą drogą czyli naprzeciw prądom, wiatrom i falom. Ta sztuka udała się niewielu. A jeszcze nikt nie dokonał tego na wielokadłubowcu. Z Romanem Paszke na łamach magazynu „Żagle” rozmawiał Paweł Paterek
Czy uważasz, że podołasz tak wielkiej i ciężkiej próbie? Mówi się, że rejs tzw. złą drogą to jedno z najtrudniejszych wyzwań w jachtingu. Zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Jesteś na to wszystko gotowy?
To trudne pytanie – ale bez fałszywej skromności i biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe wieloletnie przygotowania oraz wszystkie moje dotychczasowe projekty – odpowiem tak: jestem gotowy podjąć obecne wyzwanie, a na mecie okaże się czy dałem radę...
Kierunek okrążenia zmienił się ponieważ ostatnio trasę na wschód pokonał Francis Joyon w doskonałym czasie. Byłem na jego trimaranie IDEC chwilę po pobiciu przez niego rekordu świata. Ten jacht, jak sądzę, nie ma większego potencjału od mojego katamaranu. Ale dysponował dużo lżejszym masztem, lżejszymi żaglami (cuben fiber) i dużo lżejszym wyposażeniem pokładu. Wszystkie te detale to ok. jednej tony mniej niż na moim jachcie, co w przypadku wielokadłubowców (o podobnej wyporności) jest bardzo istotne i przekłada się na prędkość. Wszystkie kwestie techniczne bez mocnego wsparcia finansowego nie mają szans. My mamy dobry jacht, ale nieporównywalne budżety. Takie są nasze krajowe realia. Dlatego zaczęliśmy poważnie rozważać kierunek zachodni, bo tutaj oprócz dobrego sprzętu bardzo istotne będą umiejętności i determinacja. Do tej pory trasa dookoła Ziemi pod wiatr pokonana została tylko przez kilku samotnych żeglarzy i nigdy na wielo-kadłubowcu. Dla porównania trasa dookoła Ziemi „z wiatrem” została samotnie pokonana przez blisko 190 żeglarzy.
Nasz dawny, bardzo doświadczony, światowej klasy routier - Meeno Schraeder powiedział, że jest to bardzo trudne wyzwanie, ale możliwe do osiągnięcia. Ja też w to wierzę. Moje nastawienie i motywacja przez ostatnie lata nie zmieniły się. Dążę do tego samotnego rejsu dookoła świata od dawna. Zmienił się tylko kierunek rekordu. Zamiast z wiatrem, z zachodu na wschód – chcę okrążyć Ziemię w kierunku na zachód „pod wiatr”, najszybciej jak się da. Planowany rejs uzyskał aprobatę Polskiego Związku Żeglarskiego i jest przygotowywany jako próba pobicia światowego rekordu na tym dystansie, zgodnie z autoryzacją WSSRC (World Speed Saling Rekord Council) światowej organizacji żeglarskiej ISAF.
Rozmawiamy w zespole przygotowawczym o możliwych warunkach na trasie. Wtedy wracam wspomnieniami do sztormów na południowym Pacyfiku, z kilkunastometrową falą - lecz w żegludze z wiatrem. Wyobrażenie podobnych warunków pod wiatr powoduje ciarki na plecach. Tysiąc milowa sztormowa halsówka pod wyjątkowo krótką i stromą falę na Oceanie Indyjskim z prędkością 3-5 węzłów też nie jest przyjemnym wspomnieniem.
Rejs - Global Challenge jest wyjątkowo trudnym wyzwaniem. Wiem o tym. W takich projektach – najważniejsza jest motywacja i świadomość tego co czeka, a takie mam.
Z całą pewnością będę musiał wykorzystać całe swoje doświadczenie zdobywane do tej pory na wszystkich morzach i oceanach. Szczególnie zebrane w trakcie wielu trudnych chwil jakie przeżyłem w samotnych rejsach, w tym kilka razy przez Atlantyk, a także w załogowych rejsach: dookoła świata, wielokrotnie w regatach FASTNET - włącznie z tym najtragiczniejszym w historii zawodowego żeglarstwa, dziesięć sezonów w regatach GRAND PRIX w klasach - Jednej Tonie i ILC 40, starty w Mistrzostwach Świata, starty w regatach krajowych i zagranicznych, razem to ponad 210 tys. mil morskich. Porównując – to jakby rejs z Ziemi na Księżyc. Przez prawie 40 lat zdobywałem wiedzę i doświadczenie żeglarskie, które teraz chcę wykorzystać najlepiej jak umiem.
Czy twój jacht jest wystarczająco dzielny, aby żeglować w tak trudnych warunkach, na tak długiej trasie?
Podczas realizacji wszystkich dotychczasowych projektów brałem także udział przy budowie lub modernizacji swoich jachtów. Począwszy od – GEMINI - pierwszego polskiego jachtu regatowego wykonanego całkowicie w technologii włókien węglowych, aż do obecnego katamaranu - GEMINI 3 (nazwa robocza), specjalnie zbudowanego przy moim udziale w Szwecji. Razem w ostatnich 24 latach nadzorowałem lub koordynowałem budowę 5 jednokadłubowców regatowych i 5 wielokadłubowców. Miałem szczęście współpracować z najlepszymi w tej branży konstruktorami światowej klasy takimi jak Rolf Vrolijk, Fridrich Judel, Gilles Ollier, Kore Jung i Goran Marstrom. To dzięki im wszystkim i dzięki naszemu zbiorowemu doświadczeniu i wspólnej pasji – mamy teraz naprawdę dobry i jeden z najnowocześniejszych i najszybszych w swojej klasie jachtów na świecie. GEMINI 3 został już sprawdzony w kilku dużych rejsach. Od czasu budowy, pokonaliśmy na nim ponad 30 tys. mil morskich, praktycznie bez żadnej większej awarii, chociaż oczywiście nie obyło się bez zmian i modyfikacji, ale to normalne na łódce regatowej. Osiągnięte wyniki i wykonane rejsy - to wystarczająca rekomendacja dla jachtu. Jestem z nich bardzo zadowolony.
Jednak pomimo wcześniejszych doświadczeń, sama budowa tego jachtu była sporym wyzwaniem. Jego przekrój konstrukcyjny jest bardzo różny od poprzednika – katamaranu WARTY-POLPHARMY, znanej z regat dookoła świata pod polską banderą: THE RACE 2000. Na pozór wszystko wygląda podobnie, są przecież dwa kadłuby, podobne belki. Ale zauważalna różnica na korzyść GEMINI 3 to wielkość. Główne różnice to m.in.: 2,5 krotna większa wyporność na dziobach, duża sztywność wzdłużna i poprzeczna uzyskana poprzez sub-deck przez całą długość kadłuba, węglowe ceowniki wzdłużne na całej długości kadłubów, węglowe podwięzia wantowe zamknięte potężnym wzdłużnikiem- dźwigarem z belką główną katamaranu. Do tego dodano trapezowe przekroje belek głównych oraz ich mocowanie do kadłubów.
Katamaranem WARTA-POLPHARMA nigdy nie zdecydowałbym się na obecnie planowaną trasę, chociażby dlatego, że jego konstrukcja nie jest aż tak mocna. Kursy pod wysoka falę w trudnych warunkach to prędkość najwyżej od 3 do 5 węzłów. Odpadnięcie i zwiększenie prędkości "na wiatr" to ryzyko pęknięcia konstrukcji.
Obecny GEMINI 3 to katamaran nowej generacji - w całym tego słowa znaczeniu i technicznie jest przygotowany do żeglugi w najtrudniejszych warunkach. Żegluga pod wiatr o prędkości 20-25 węzłów i pod dwumetrową falę z prędkością 15-20 węzłów po wodzie nie jest dla tej łódki dużym problemem. A z wiatrem łatwo rozpędza się do 35 węzłów. WARTA-POLPHARMA "na halsówce" żeglowała o połowę wolniej, a różnice w rozjeżdżaniu się dziobów dochodziły do ponad metra.
Jakich zmian, poprawek i udoskonaleń dokonałeś na GEMINI 3 przed tym rejsem?
Główne modyfikacje to system sterowania, system ładowania akumulatorów i trochę detali technicznych. Plan przygotowań do obecnego projektu został wykonany już w ok. 80% i obejmuje: wymianę i modyfikację takielunku stałego, żagli, upgrade elektroniki B&G, wymianę przekładni S-drive na linię wałów, wymianę takielunku ruchomego i części bloków - to najważniejsze punkty. Warto też zauważyć, że przygotowania nie odbywają się jednorazowo, tylko trwają już ponad kilkanaście miesięcy i odbywają się w trakcie normalnej eksploatacji jachtu. W ostatnich tygodniach katamaran został dodatkowo przemalowany oraz dokonano modyfikacji napędu pomocniczego wraz z linią wałów i możliwością ładowania akumulatorów..
Czy musiałeś poczynić jakieś znaczące zmiany konstrukcyjne na jachcie, aby lepiej i bezpieczniej przebiegała żegluga w pojedynkę?
Jacht od początku był projektowany do żeglugi samotnej, więc żadne znaczące zmiany nie były potrzebne, jednak trzeba było dopracować kilka elementów, w tym elektronikę, szczególnie we współpracy z systemami sterującymi jachtem.
Elektronika i jej niezawodność, to jeden z kluczowych elementów, zwłaszcza w rejsie samotnym. Głównym procesorem sterującym na GEMINI 3 jest Hercules 3000 Motion firmy B&G. Ta firma jest światowym liderem jeżeli chodzi o jachty regatowe. Już wcześniej korzystaliśmy z B&G zarówno na WARCIE-POLPHARMIE, jak i na BANKU BPH. Właśnie ten procesor będzie odpowiadał za sterowanie autopilotami podczas rejsu. W uzupełnieniu tego systemu jest wiele urządzeń i czujników, które z nim współpracują. Zarówno te, które wpływają na prędkość jachtu, jak na przykład czujnik przechylenia jachtu we wszystkich kierunkach, jak również te, które odpowiadają za jego bezpieczeństwo jak AIS, Radar czy Inmarsat C. Do tego dochodzi komunikacja z lądem, a więc anteny systemu Inmarsat: Fleet 150, który już mamy i jeżeli budżet pozwoli to również Fleet 250.
Jaki sprzęt nawigacyjny zabierasz w tę podróż? Jak wygląda sprawa prognoz pogody? Z których portali meteo będziesz korzystał?, Czy masz routiera na lądzie?
Programem nawigacyjnym, którego używamy od wielu lat jest MAXSEA, ale jesteśmy otwarci na nowe rozwiązania dlatego aktualnie testujemy program SAIL CRUISER, który ma spore możliwości, i niezaprzeczalny atut, którym są polscy programiści z firmy NAVSIM, współtwórcy tego oprogramowania.
Za dobór sprzętu nawigacyjnego i komunikacyjnego, meteorologię i routing odpowiadać będzie Robert Janecki, z którym pływam od wielu lat. Robert wielokrotnie żeglował jako nawigator na naszych jachtach, płynął ze mną dookoła świata w 2001, pokonał 5 razy Atlantyk, w tym 4 razy na obecnym GEMINI 3. W tym czasie żeglowaliśmy w różnych warunkach. Kilkanaście miesięcy temu sztorm, który zgodnie z doniesieniami mediów "zatopił Maderę" był najpoważniejszym egzaminem dla naszego jachtu. Bardzo trudne warunki pokonaliśmy żeglując wyjątkowo szybko (ok. 26 węzłów) najpierw na 2-gim później 3-cim refie przy średniej prędkości wiatru 50-55 węzłów i bardzo wysokiej fali. Ta właśnie żegluga w dużym stopniu pod falę pokazała możliwości łódki w bardzo trudnych warunkach.
Robert będzie współpracował z grupą doświadczonych meteorologów, których zadaniem będzie dostarczenie danych pogodowych. Kluczowe będzie odniesienie tych danych do aktualnych możliwości jachtu i wyznaczenie optymalnej, szybkiej a zarazem bezpiecznej trasy. Do tego dochodzą ostrzeżenia meteorologiczne, sztormy, fale, góry lodowe - trzeba być na to przygotowanym. To czasochłonne zadanie i wymaga nieustającej obserwacji i analizy danych zarówno meteo jak i tych z jachtu, bo przecież warunki ciągle się zmieniają. Robert będzie stale ze mną “płynął”, tyle że na lądzie. Swoje sugestie odnośnie wyboru trasy, będzie poprzez satelitę przesyłał do mnie. Ale ostateczne decyzje będą zapadały na jachcie, nie może być inaczej.
Jak dużo prowiantu zamierzasz zabrać w ten rejs?
Prowiant nie będzie wyszukany. Muszę jednak mieć specjalną dietę aby dysponować odpowiednią energią. Ważną sprawą jest też waga, moja i jachtu. Pożywienie na co najmniej 3 miesiące (chociaż mam nadzieję przypłynąć w krótszym czasie) może sporo ważyć, muszę to brać pod uwagę. Takie jedzenie musi się także łatwo przyrządzać. Nie lubię też mieć zbyt wielu naczyń. Dlatego pakuję głównie liofilizaty (ale w wielu smakach), suplementy diety, napoje energetyczne na bazie węglowodanu vitargo, syrop klonowy i cytryny. Na pewno nie będzie żadnego alkoholu.
Byłeś wielkim pionierem polskiego żeglarstwa regatowego niemal przez trzy dekady. Jakie przesłanie chcesz nieść tym ryzykownym rejsem?
Przesłanie? Nie czuję się upoważniony do takich działań. Ja realizuję tylko to co chcę osiągnąć. A teraz chcę po prostu zrobić ten rekord. Wiem, że robię to także w imieniu całego zespołu i wielu ludzi, którzy mi pomagają. Wspólnie realizujemy nasze marzenie. Ale nie mogę też stracić pokory. Bo ocean jest nieprzewidywalny i potrafi być najtrudniejszym egzaminatorem. Ja mogę tylko jak najlepiej przygotować siebie i jacht. Reszta jest w rękach Opatrzności - jak mówili na dawnych żaglowcach.
Jak często myślisz o tym przedsięwzięciu?
Jak często? Kiedyś już mówiłem o tym publicznie. Jak chcesz osiągnąć cel, musisz o tym myśleć bez przerwy. Codziennie szukać możliwości realizacji. Trzeba umieć zdobyć się na wiele kompromisów. Ale nie tracić z oczu wybranego celu. A wtedy jest szansa, że do niego dotrzesz. A jeśli nie uda się tym razem, to wiesz, że przynajmniej dałeś z siebie wszystko. Każda porażka jest także szansą na dobrą lekcję. Chodzi tylko o to aby nie popełniać tych samych błędów dwa razy.
Czy ten rejs ma być ukoronowaniem twojej bogatej kariery, czy tylko kolejnym jej krokiem?
Na odpowiedź na to pytanie jest za wcześnie. Na pewno nie planuję jeszcze emerytury. Może porozmawiamy na ten temat po zakończeniu tego rejsu – za kilka miesięcy - na mecie w Anglii?
Z Romanem Paszke na łamach magazynu „Żagle” rozmawiał Paweł Paterek