Port „Stranda”: Pierwsze Mazurskie Targi Sportów Wodnych
Korespondencja z Mazur: Kiedy koniec sezonu obwieści na Mazurach smutny sprzedawca lodów, kalendarz wskazuje datę około 25 sierpnia. Pustoszeją przystanie i tawerny; nawet weekendowi goście nie są w stanie zapełnić wolnych koi i ławek. Choć zieleń na drzewach jeszcze soczysta, choć słońce jeszcze opala – z parkingów znikają samochody z nietutejszą rejestracją, a spod bankomatów kolejki. Na wrześniowe wakacje, które kiedyś były domeną studenckiej braci, dziś nie pozwala kieszeń przeciętnego żaka. Następuje mazurski koniec lata.
Czy to klimat, czy ludzka mentalność sprawia, że kalendarz jest tak nieubłagany?
Ale…
Wśród ludzi żyjących z turystyki coraz więcej jest takich, co to idą pod prąd utartym stereotypom. Rozumieją, że woda i pogoda to nie wszystko, co ściągnie gości.
Toteż coraz więcej we wrześniu (a nawet w październiku) na Mazurach atrakcyjnych wydarzeń, budzących zainteresowanie zarówno miejscowych, jak i przyjezdnych osób.
20 i 21 września wiatry pognały mnie do opisywanej już na tych łamach Stanicy Wodnej „Stranda” w Giżycku, nad jeziorem Kisajno. Od kilku tygodni natykałam się na zapowiedzi Pierwszych Mazurskich Targów Sportów Wodnych, których organizatorami byli „Stranda” i portal mazury.info.pl. Postanowiłam więc sprawdzić, co wyniknęło z planów pani Bente Pedersen oraz Zbigniewa Jatkowskiego, właścicieli tych firm.
Zimny wiatr i temperatura około +10 stopni nie zachęcały do wyjścia z domu. Mimo to przystań była zapełniona jachtami do ostatniego miejsca, a okoliczne parkingi zatłoczone samochodami. Widziałam nawet autokary pełne wycieczek.
W sobotnie południe, na zapowiadane otwarcie „Pierwszych Targów” sunął też sznurek piechurów. Z głośników słyszałam moje ulubione szanty. Wzdłuż nabrzeża rozstawiono szereg stoisk firm oferujących żeglarskie akcesoria. Na pięknym tarasie z widokiem na keję i zatokę Tracz uroczyście rozpoczęto imprezę.
Słowo do zwiedzających powiedzieli: w imieniu Wójta Gminy Giżycko (który objął patronat nad całą imprezą) – jego zastępca, Tomasz Juszkiewicz oraz w imieniu Rady Gminy – jej przewodnicząca, Ewa Raczkowska.
Potem odbyły się pokazy nowej hybrydowej łodzi Mazurskiego WOPR – Parker 900 Baltic, prezentacja z nauką zastosowania na fantomie sprzętu do udzielania pierwszej pomocy, gdzie widać na ekranie laptopa efekt masażu serca, następnie prezentacja łodzi ratowniczo-poszukiwawczej (taki sam Parker, jak poprzednio) mającej na wyposażeniu sonar do przeczesywania dna, a należącej do Państwowej Straży Pożarnej z Giżycka.
Po zatoce Tracz śmigały będące w ofercie Targów łodzie motorowe Yamaha, Odeon, Stingray, Sea Doo, a na lądzie smakosze próbowali cudeniek przygotowanych wedle przepisów z Żeglarskiej Książki Kucharskiej Bogumiły Gil.
Ja dla rozgrzewki postanowiłam zamówić w portowej tawernie słynną „zupę rybną po norwesku” i nie pożałowałam - talerz był pełen aromatycznego wywaru z cząstkami smakowitych ryb oraz warzyw i na dodatek cudnie rozgrzewał od środka.
Wieczorem w tawernie gości rozgrzewała ponadto muzyka żeglarska w wykonaniu zespołu „Załoga Dr Bryga”.
Tymczasem zwiedzających było coraz więcej, w tłumie słyszałam rozmowy po angielsku, rosyjsku, niemiecku, czesku. Norweskiego nie umiałabym rozpoznać, ale podobno byli także rodacy pani Bente.
Przy pomostach stały wystawione na sprzedaż zarówno jachty nowe – na przykład „Focus 800”, (który miał tu swoja premierę), jak też „Krak 22”, „Phila 880”, „Tes 28”, „Nautiner 30”, „Maxus 33”, jak też i bardzo liczne jachty używane. Luksusowe jachty motorowe, a wśród nich 12-metrowa „Bavaria 37 Sport HT”, wzbudzały równie duże zainteresowanie zwiedzających.
Wzdłuż nabrzeża ciągnął się rząd namiotów wystawowych, gdzie można było obejrzeć na przykład silniki zaburtowe Honda, Suzuki, silniki elektryczne oraz stacjonarne - nowej na polskim rynku, hiszpańskiej firmy Sole Diesel.
Dużym zainteresowaniem cieszyły się jachty spacerowe - m.in. Sasanka Courier 970, Weekend 820 oraz popularny na czeskim rynku - River Boat, który będzie produkowany w Polsce.
Były urządzenia do nawigacji satelitarnej, echosondy, żagle i worki żeglarskie, masa osprzętu (najbardziej oblegane było stoisko stoczni „Delphia Yachts”, gdzie prowadzono wyprzedaż zapasów magazynowych za ćwierć - i mniej - ceny).
Na samym końcu linii wystawców stał namiot, którego wnętrze z początku wydało mi się mało z żeglarstwem związane. Stały tam eleganckie fotele z podnóżkami, takie – co to przed telewizorem bym ustawiła. Tyle, że reklama firmy Wellness głosiła, że przeznaczone są do masażu. Pani zapraszająco skinęła ręką, a że poprzedniego dnia pomieszkałam dość długo w kabinie „Maka 555”, moje obolałe plecy pchnęły mnie natychmiast na jeden z foteli. Po dwudziestu minutach wstałam jak nowo narodzona. I zachorowałam. Zachorowałam na coś takiego w domu, po zejściu z pokładu. Jasne, że lat temu ileś tam nie doceniłabym takiego sprzętu. Ale obok mnie dał się pomasować Pan Dyrektor Zdanowicz z „Urzędu Żeglugi Śródlądowej”. Prawda, Panie Dyrektorze, że to jest sprzęt dla żeglarzy, takich jak my?
Było jeszcze kilka innych firm spoza branży: swoją ofertę zaprezentował dealer samochodów marki Opel oraz Chevrolet, a kotły na paliwo odnawialne pokazała giżycka firma Kostrzewa.
W sumie organizatorzy doliczyli się ponad sześćdziesięciu wystawców. Zawarto kilka korzystnych transakcji, bo wygórowane początkowo ceny drugiego dnia wyraźnie spadły.
Odwiedzających trudno było zliczyć, gdyż wstęp był bezpłatny, ale tłum przewinął się znaczny.
Joanna Ozaist