Piąta wygrana i... Polska Nagroda

2011-01-28 22:11 Paweł Paterek
_
Autor: Archiwum serwisu

Rolex Sydney Hobart Yacht Race wygrał po raz piąty „Wild Oats XI”. Nie udało się pobić rekordu trasy, ale nie to w tym klasyku jest najważniejsze. Najistotniejsze są tradycja, atmosfera i niezwykłe historie związane z tym kultowym wyścigiem. Jest też Polska Nagroda!

Na starcie 66. regat z Sydney do Hobart stanęło 87 jachtów. Ten wyścig jest zawsze dobrym testem żeglarskiego rzemiosła. Wiatr 40 - 50 w i mocno rozbudowane fale już w pierwszej dobie wyścigu szybko zebrały żniwo. Po dwóch dniach z rywalizacji wycofało się osiemnaście jachtów. Uszkodzone stery, podarte żagle, problemy z silnikami i jeden złamany maszt. Lista strat była długa. Regaty Sydney - Hobart to dwa wyścigi w jednym. Pierwszy to poziom Profi. Tutaj największe maszyny walczą o zwycięstwo i rekord. W drugim najważniejszy jest hart ducha, romantyczna przygoda, no i oczywiście miłość do żagli.

Wśród zawodowców znów cieszyli się Australijczycy z „Wild Oats XI" (patrz też str. 4 - 5). Właściciel Bob Oatley i skiper Mark Richards wygrali po raz piąty. Trasę długości 628 Mm ich 100-stopowy jacht pokonał w czasie 2 dni, 7 godz., 37 min i 20 sek. Załoga prowadziła od startu do mety. Szyki mogły pokrzyżować jej tylko... przepisy. Okazało się bowiem, że podczas mijania Przylądka Green nawigatorzy „Wild Oats XI" powiadomili organizatorów o swojej pozycji przez telefon, a nie (jak każe instrukcja żeglugi) przez UKF. Powodem była chwilowa awaria radia. Komisja Regatowa złożyła na załogę protest, ale nieszczęśnikom wszystko udało się wyjaśnić i kolejny puchar dla najszybszego jachtu Sydney Hobart Race mógł stanąć w gablocie Boba Oatleya. W klasyfikacji przeliczeniowej zwyciężył 51-stopowy „Secret Men's Buisness 3.5" Geoffa Boettchera. Jacht wygrał zarówno w kategorii IRC Overall, jak i IRC Division 1. Ta wygrana to wielki symbol amatorskiego ducha tych regat. Na mecie właściciel jachtu stwierdził, że wygranie S2H jest spełnieniem jego najskrytszych chłopięcych marzeń. Przez wiele lat tak udoskonalał swoje jachty, by móc tu wreszcie triumfować. Skiper maxi „Investec Loyal" - Sean Langman uważa, że ta rywalizacja jest bardziej sprawdzianem ludzkich możliwości, psychicznych i fizycznych niż tylko zwykłym wyścigiem żeglarskim. Trochę potwierdza to przypadek załogi jachtu „Wave Sweeper". Do King's Pier Mariny wpłynęli ostatni. Po drodze musieli wysadzić rannych członków załogi. Ich jacht wyglądał jak po przejściu huraganu. Byli jednak szczęśliwi, bo... na mecie!

W Sydney - Hobart zawsze chcieli wystartować panowie Hubbard - ojciec i syn. Amerykańska rodzina, Bill i Will Hubbard, to marzenie zrealizowała. Po pierwszej dobie sztormu 76-letni nestor rodu miał wrażenie, że znalazł się w morskim piekle. „Nigdy nie byłem tak nieszczęśliwy. Myślałem, że właśnie popełniam największy błąd życia - opowiadał już na mecie. - Teraz wiem, że był to mój najgorszy, a zarazem najlepszy rejs, w jakim kiedykolwiek brałem udział". 26-letni syn zdradził nieco szczegółów: „W pewnym momencie na nasz „Dawn Star" zwaliła się potężna fala. Dwóch ludzi poleciało za burtę. Gdyby nie sprzęt asekuracyjny, już by ich nie było. Ale później przeżywaliśmy najpiękniejsze chwile na wodzie. Przy wspaniałym wietrze i cudownej pogodzie gnaliśmy na Tasmanię".
W Hobart przyznawana jest jeszcze jedna nagroda - The Polish Trophy - dla jachtu, który przebył najdłuższą drogę, aby wziąć udział w tych regatach. W tym roku otrzymała ją włoska rodzina, pływająca z przyjaciółmi, z Santa Margherita Ligure. Właściciel jachtu „One Life" Alberto Biffignandi uważa, że nazwa jego jednostki powinna być inspiracją dla wszystkich: „Masz jedno życie, musisz ruszać teraz albo nie zrobisz tego nigdy...".

Artykuł zamieszczony został w lutowym wydaniu miesięcznika "Żagle" 02/2011. Prenumeratę,  egzemplarze aktualne oraz archiwalne "Żagli" można zakupić dzwoniąc pod numer (0-22) 590 5555 lub w sklepie internetowym sklep.murator.pl

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.