Syberia Expedition 2012 - nowa wyprawa Marcina Gienieczki
Marcin Gienieczko o wyprawie: "Postanowiłem zmierzyć się w swoim canoe z największą rzeką Syberii - Leną. Do pokonania mam 4400 km od źródeł, które zaczynają się w Górach Bajkalskich, do ujścia - Morza Łaptiewów - cześci Morza Arktycznego. Jest to dziesiąta pod względem długości rzeka świata!"
Marcin Gienieczko przedstawia projekt swojej wyprawy w formacie PowerPoint tutaj.
"Pomysł zaczął się rodzić na dzikiej rzece Pelly River na Jukonie w 2011 roku.
Postanowiłem ruszyć z innym projektem. Zrealizować projekt ,,Dwa bieguny rzeczne”. Przepłynąć w canoe największą rzekę Syberii Lenę, a później Amazonkę. Zdobyć największą rzekę na Północy i największą rzekę na Południu. Tę drugą 1000 km w canoe i 5000 km w specjalnej łodzi, wybudowanej na potrzeby eksploracji.
Kiedy pokonałem dziki odcinek rzeki Pelly, z licznymi bystrzami i stojącymi falami do dwóch metrów pomiędzy Faro a Pelly Crossing zrozumiałem, że mogę i już czas zmierzyć się z syberyjskim gigantem. Jako, że jestem również marynarzem na wielkich barkach holenderskich na rzece Ren - pywają one miedzy Rotterdamem a Szwajcarią oraz wzdłuż wybrzeża Holandii - postanowiłem w trakcie jednej z nocnych wacht ostatecznie powrócić do canoe, gdyż w tym czuje się najpewniej. Postanowiłem wpisać się w eksplorację wielkich rzek Dalekiej Północy. W 2003 roku pokonałem samotnie dziką rzekę Jukon na Alasce. Przepłynąłem w ciągu 76 dni pontonem zodiac 3100 km. W 2005 roku ujarzmiłem samotnie w canoe cały system rzeczny Mackenzie w Kanadzie (rzeki: Athabasca, Niewolnicza, Mackenzie), 4000 tyś. km w 74 dni. Tym razem postanowiłem pokonać największą rzekę Syberii - Lenę, 4400 km w canoe, od brzegów jeziora Bajkał do Morza Łaptiewów, płn-wsch Syberia.
Mimo, że Lena była przez Polaków eksplorowana, dla mnie jest wciąż wielkim wyzwaniem. Jako pierwszy Leną spłynął Romuald Koperski, drugim zespołem(trzech uczestników) była ekipa kierowana przez kajakarza ks. Dariusza Sańko. Ten pierwszy spłynął od osady Dubowka. Drugi zespół znacznie dalej, od źródeł, a dokładnie od osady Kaczug. Żadna z tych wypraw nie rozpoczęła ekspedycji od źródeł, które rodzą się w Górach Bajkalskich. W każdy bądź razie nikt nie zaczął płynąć po przejściu gór od Bajkału. Żadna z tych wypraw nie zmierzyła się z górną Leną, gdyż to wiązało się na tym etapie, że trzeba mieć specjalny sprzęt na pokonanie górskich progów. Każda z wypraw rozpoczynała ekspedycję po drugiej stronę gór. Prawdopodobnie ze względu na duże trudności z przetransportowaniem kajaków czy pontonu. Wszystko to wiązało się z logistyką ekspedycji. Jedynie podróżnik Piotr Opacian wraz z kolegą spłynęli górną częścią Leny, niemniej jednak żadna z tych wypraw nie rozpoczęła spływu od źródeł aż po ujście.
Postanowiłem od strony Bajkału, od osady Kocherikova do Pokojniki (bazy meteorologicznej nad Bajkałem) dotrzeć pieszo, 60 km z plecakiem. Następnie od osady Pokojniki dotrzeć do źródeł Leny niosąc na plecach ponton w towarzystwie myśliwego i fotografa Marcina Osmana. Jeżeli będzie bardzo wysoka woda będę transportował swoje canoe, gdyż w canoe jest większa szansa pokonania tego odcinka. Sprowadzony z USA na ekspedycje jednokomorowy ponton wykonany z poliuretanowego materiału o wadze 2 kg będzie niesiony przypięty do plecaka. Dopiero z niego zacznę korzystać, kiedy dostanę się na jeden z dopływów Leny, gdzie rozpocznę już samotny spływ do osady Czanczur. Długość odcinka to 150 km
Chce dotrzeć do chaty myśliwskiej Władymira Pietrowicz Trapieznikowa w Czanczur, gdzie wspólnie w 2001 roku dotarliśmy do źródeł Leny, a stamtąd już swoim canoe spłynąć rzeką Lena solo aż do Oceanu Arktycznego, osady Tiksi.
Czyli 105 km wzdłuż brzegów Bajkału oraz pieszo przez góry do źródeł, 150 km pontonem jednokomorowym, a później 4250 km w canoe. Do Czanczur zostanie przywiezione na motorówce moje canoe. Łódkę dostarczy mi mój zespół logistyczny w składzie: Krzysztof Szafran, Janusz Pawlak. Z tego miejsca rozpocznę już w canoe płynięcie. Dalej już tylko rzeka, która z każdym metrem przestaje być rzeką, ale bardziej przypomina morze."
Marcin Gienieczko