Niefortunne wejście na Bermudy

Jacht LUCYFER z samotnie płynącym polskim żeglarzem wysztrandował w ubiegłym tygodniu na wyspie Cooper’s na Bermudach. Kadłub nie został uszkodzony i po ściągnięciu ze skalistego brzegu został przeholowany do portu St.George’s.
Stanisław Rutkowski z Wrocławia jest w drodze powrotnej do Polski. Wyruszył 25 lutego z Brytyjskich Wysp Dziewiczych na świeżo tam zakupionym jachcie żaglowym długości 8,5 metra. Po pierwszym tygodniu żeglugi przez Trójkąt Bermudzki silnik odmówił posłuszeństwa, pozbawione ładowania baterie unieruchomiły elektroniczne przyrządy nawigacyjne, a dwa kolejne sztormy zrobiły spustoszenie w ożaglowaniu. Korzystając jedynie z kompasu trafił jednak na Bermudy, ale niestety pierwsze zatrzymanie się było na brzegu a nie w porcie.
Według relacji miejscowej gazety 54-letni taksówkarz z Wrocławia kupił jacht oferowany przez Internet na wyspie Tortola. Pytany przez dziennikarzy, czy czuje się oszukany przez sprzedawcę, zaprzeczył mówiąc, że jest człowiekiem dorosłym i ponosi pełną odpowiedzialność za swoje działania. Podziękował też publicznie ludziom na Bermudach za pomoc i serdeczną opiekę, z którą się spotkał w potrzebie. Ponieważ dzięki rozgłosowi otrzymał korzystną ofertę sprzedania jachtu na Bermudach decyzja, co do kontynuowania rejsu będzie podjęta w późniejszym terminie. Początkowe plany przewidywały po dopłynięciu do kraju, zmianę nazwy jachtu na ZOFIA - zgodnie z imieniem żony.
Wiadomość zawdzięczamy ‘naszemu człowiekowi na Bermudach’. (Janusz Cichalewski – sy CYGNET)
Mamy już wiadomości z pierwszej ręki
Pan Stanisław jest rolnikiem spod Wrocławia. Sprzedał gospodarstwo i był jakiś czas taksówkarzem. Ma za sobą dwutygodniowy kurs żeglarski i wielokrotną lekturę około czterdziestu żeglarskich książek. Pływał Omegami po jeziorach przed czterdziestu laty, kiedy miał lat 14. Ale marzenia trzeba realizować! Twierdzi, że dzięki tej podróży odzyskał wiarę w ludzi. Nigdy wcześniej nie spotkał się z życzliwością i pomocą od tylu nieznajomych...
Komentarz
Komentuję natychmiast uwagi i zastrzeżenia ze strony małych duchem - których oby nie wygłaszali.
Nikt nie stanął mu na przeszkodzie w jego przedsięwzięciu – wręcz przeciwnie i to jest naturalne a powinno być normalne. Prawem jakiego Kaduka ktokolwiek z zewnątrz mógłby mu coś zabraniać? Popłynął za swoje pieniądze, na swoim jachcie, ryzykuje swoje życie, realizuje swoje marzenia, sprawdza siebie, przeżywa swoją przygodę i nikomu nic do tego.
Gdyby się zdarzyło, że stracił swoje życie w wypadku drogowym nikt by nawet brwi nie podniósł... Brawo dla Staszka Rutkowskiego!