"Niech rozkwita 1000 kwiatów"
Po pojawieniu się na stronie „Samosteru” zaczerpniętej z naszego portalu informacji o spotkaniu Parlamentarnego Zespołu ds. Dróg Wodnych i Turystyki Wodnej, otrzymaliśmy ciekawą propozycję od Marcina Stiburskiego, podsuwającą pomysł jak już można wykorzystać dla żeglarstwa nasze piaszczyste plaże. Bo czemu nie? „Niech rozkwita 1000 kwiatów” – jak kiedyś mówił nawet tak wielki zwolennik powszechnej unifikacji jak chiński wódz Mao Tse Tung...
Na stronie samoster.org.pl pojawił się tekst Pana Jerzego Klawińskego "W Sejmie o wierzchołku góry lodowej - relacja z Parlamentu". Po jego przeczytaniu nasunęło mi się trochę refleksji, którymi chciałby się podzielić. Są one też zbieżne z stanowiskiem akcji Otwieramy Wybrzeże ze strony port21.pl.
Większości z nas zależałoby na zwiększeniu ilości miejsc postojowych dla jachtów na polskim wybrzeżu i tym samym zwiększenia ilości żagli pływających po naszych wodach Bałtyku. Typ brzegu w Chorwacji, Grecji, Szwecji czy Norwegii to przewaga szkierów z wieloma zatoczkami i wysepkami. Łatwo taki brzeg obetonować, budując pirsy czy falochrony. Przeważnie nie trzeba wykonywać pogłębiania, a zróżnicowanie linii brzegowej daje naturalne schronienie.
Nasze wybrzeże to ruchome piaski, rewy, jednorodna linia brzegowa. Dominujące wiatry powodujące przybój. Kilka ujść rzek, które już są zabudowane. Czy rozsądnie jest walczyć z naturą, może lepiej się przystosować?
W naszych warunkach robienie falochronu, pirsów jest dużo bardziej kosztowne niż na wybrzeżu szkierowym. Np. projekt mariny przy molo w Sopocie. Ile pali, ile betonu trzeba poświęcić, aby taki falochron trzymał się podłoża?
Nasi przodkowie w dziedzinie żeglarstwa akceptowali stan zastany jako naturalny i z nim nie walczyli. Myślę o Kaszubach i łodziach żaglowych typu pomeranka. Łodzie po prostu spychano na wodę. Dlatego może rozsądniej przy naszych warunkach naturalnych i zasobach finansowych, należałoby lansować żeglarstwo sztrandujące. Może to jest właściwa droga?
Marina Sztrandująca mogłaby być umiejscowiona za linią wydm. Inwestycją "betonową" byłby długi slip w głąb morza wyposażony w odpowiednią wózkową wyciągarkę. Opcjonalnym rozwiązaniem hydrotechnicznym mogłyby być tłumiki przyboju w postaci pływających pomosto-falochronów (rozwiązanie takie projektowane jest dla portu w Pucku). Umieszczenie za wydmami rozwiązuje wiele problemów prawno-gruntowych, z którymi trzeba się zmagać przy stawianiu klasycznych marin. Za wydmami byłyby umiejscowione place czy hangary i reszta infrastruktury.
Jeżeli co 10 km polskiej plaży powstałaby jedna taka marina mielibyśmy ich ze 40 sztuk. Koszty byłyby nieporównywalnie mniejsze niż np. mariny projektowanej przy molo w Sopocie. Inspirację do tego pomysłu czerpałem z obserwacji przystani Harcerskiego Ośrodka Morskiego w Pucku, gdzie sztranduje się żaglówki klasy Puck. Może byłoby to trudne dla łodzi ze stałym kilem, może tego typu mariny byłyby przeznaczone wyłącznie dla łodzi typu pomeranka czy jachtów mieczowych.
Może należałoby skorzystać z sugestii Czesława Marchaja autora Dzielności Morskiej i propagować łodzie o płaskiej stępce. Tego nie jestem wstanie ocenić. Wiem jedynie, że taniej jest dostosować się do warunków zastanych, niż z nimi walczyć.
Pozdrawiam.
Marcin Stiburski, http://baltic-proa.com
Od redakcji:
Jeśli czegoś na pozbawionym prawie stoczni i rybołówstwa polskim wybrzeżu Bałtyku potrzeba, to alternatywy rozwojowej dla miejsc i ludzi, czyli... nadziei na jakąś przyszłość. Mogą nią być ciekawie umieszczone i wygodne obiekty dla turystów wodnych - z kraju i zagranicy. Żeglarstwo się rozwija, niedrogie rejsy czarterowe od wygodnego portu do nowoczesnej mariny mogą być ciekawą formą spędzania wolnego czasu dla nas i cudzoziemców. A to z kolei miejsca pracy przy budowie obiektów hydrotechnicznych, w marinach, firmach czarterowych, a nawet w rozwijających się (mam nadzieję!) służbach ratowniczych czy utrzymania torów wodnych. To usługi na lądzie - w szkutniach, warsztatach silnikowych, żaglowniach i gastronomii. Mariny sztrandujące tego nie zaoferują, bo do ich realizacji nie potrzeba praktycznie niczego tylko odpowiedniej łódki - nawet już dziś... Ale jedna forma nie wyklucza drugiej! Raczej ją uzupełnia...
Jeszcze przez parę lat mamy szanse na fundusze unijne, a więc spore pieniądze, których sami nie wysupłamy. Więc - teraz albo nigdy! Oczywiście - na miarę czasów i potrzeb. Według mnie potrzeba nam jeszcze 2 - 3 dobrych portów schronienia z wygodnymi marinami pomiędzy Trójmiastem a Świnoujściem.
A skoro sprawa budowy marin (na razie w Trójmieście) nareszcie zainteresowała nasz Parlament, jako żeglujący obywatele i podatnicy RP mamy prawo wiedzieć, co się dla nas szykuje w najwyższym organie ustawodawczym Polski. Mamy też prawo wyrazić potem swoje opinie...
Miłego dnia!
Jerzy Klawiński
Stare łodzie typu pomeranka doskonale nadają się do żeglowania "z plaży"
Stare "pomeranki"