Nasz jachting

2009-09-10 15:34 Wacław Sałaban
A czasem i bójka się przydarzy....
Autor: archiwum Żagli A czasem i bójka się przydarzy....

Na stronie internetowej kpt. Jerzego Kulińskiego czytamy: Kapitan Wacław Sałaban, współarmator jachtu tak pięknego jak moja żona w dniu ślubu - przysłał mi swoje filozoficzne przemyślenia nad dziejszym jachtingiem. Tekst tak mi przypadł do gustu, że zakrzyknąłem "jak byś mi to ust wyjął".

Nie dowierzając, że naprawdę mogę opublikować te wynurzenia - zapytałem Wacława natychmiast czy mogę się z Wami tym podzielić. W wolnych chwilach czytam starą książkę z serii "Słynni żeglarze" - rzecz o rejsie jachtu "Konstanty Maciejewicz" (1972-73) wokół Hornu. Jacht był własnością "Ordynackiej", czyli ZSP. No i od samego początku rejsu 5-osobowa załoga walczyła ze wszystkim, co na jachcie nie działało od zawsze lub już na początku rejsu się popsuło. I wtedy znowu sobie pomyślałem, że jacht społeczny to tylko takie "narzędzie do pływania". A tu Wacław przysyła mail, w którym i o tym też jest mowa. Jeżeli ktoś ma wątpliwości - podpowiadam: zapytajcie zaprzyjaźnionego właściciela jachtu (najlepiej takiego, który go zbudował) - czym jest dla ciebie ten jacht.
Słowo honoru - tekst Wacława nie jest napisany ani pod tezę, ani pod zamówienie.  

Żyjcie wiecznie!
Don Jorge

____________________________________

Znamiona jachtingu.

MAŁE POSZANOWANIE JACHTU. Wywodzące się nie tyle z niskiego poziomu wyszkolenia żeglarskiego, co z naturalnego procesu nie bycia właścicielem. Aby pływać nie trzeba mieć jachtu – można go wypożyczyć za pieniądze. Można nawet go nie sprzątać i nie klarować – też za pieniądze. Przyczyniają się do tego też firmy czarterujące, przez traktowanie tego biznesu na równi z wynajmem przyczep i to obojętnie czy kempingowych, czy też towarowych. Bo czym od przyczepy kempingowej różni się jacht nieposiadający nazwy, a jedynie numer rejestracyjny? Czy też, poprzez nadawanie jachtom trywialnych określeń, bo trudno je traktować jako nazwy. Czarterowanie stało się zasadniczą formą uprawiania żeglarstwa. Bycie armatorem, też w bogatszych krajach i o większych tradycjach żeglarskich, staje się rzadkością. Natomiast pływanie klubowe, mimo pewnych prób oporu, zanika. Naturalnie wymiera, a z nim szacunek dla klubowych jachtów. W procesie czarterowania jacht staje się zwykłym narzędziem do pływania, dla obu stron umowy o czarter i to narzędziem łatwo… wymienialnym.


PRZEWAGA ILOŚCIOWA PASAŻERÓW nad wykwalifikowanymi członkami załóg. Ta przewaga ilościowa, też statystycznie, wymusza zachowania załogi bardziej „pasażerskie” nad zachowaniami żeglarskimi. Bo wygodniej, bo brak świadomości, bo brak wzorców i autorytetów w postaci „prawdziwych żeglarzy” lub „ludzi morza”. Na śródlądziu statystycznie jedynie sternik – prowadzący jacht, wie „co jest grane”. Na morzu, gdy w załodze jest troje doświadczonych żeglarzy, to jest to już „profesjonalna załoga”. Oczywiście, załogant ze stopniem żeglarza jachtowego jest wykwalifikowanym członkiem każdej załogi.


CZYNNIK POŚPIECHU: „braku czasu” i „wyścigu z czasem” podczas krótkich urlopów i „szybkich” wyjazdów. Dla załogi ma być - musi być „atrakcyjnie” non-stop! Bo krótki urlop, bo drogi czarter, bo długi dojazd, bo raz na kilka lat itd. A pierwszą „ofiarą” braku czasu staje się… JACHT! Bo prysznic załogi i umyte głowy są ważniejsze od sklarowania jachtu po pływaniu.


Najpopularniejsze wizualne znamiona jachtingu:

- cumowanie z pozostawionymi zwojami lin na pomoście,

- roznegliżowana załoga podczas manewrów w porcie*,

- niewłaściwe obuwie lub chodzenie boso po pokładzie,

- nieznajomość podstaw etykiety flagowej,

i cechujące głównie żeglarstwo śródlądowe:

- „na zawsze wywalone” odbijacze podczas żeglugi,

- równoczesne pływanie na żaglach i na silniku lub pagajach**,

- cumowanie z postawionymi żaglami,

- manewrowanie i cumowanie w porcie z położonym masztem,

- wibrująca kabina jachtu jak membrana głośnika monofonicznego w rytm łu-bu-du lub disco-polo.

Świadomie nie wymieniam tu złego, błędnego, nieskutecznego, niebezpiecznego, niepoprawnego i nieeleganckiego manewrowania. Gdyż takowe w procesach nauczania, zdobywania doświadczenia, dalej rutyny i zwykłych ludzkich błędów, zdarzały się, zdarzają się i będą się zdarzały – też masowo. Sam zaliczałem, zaliczam i będę zaliczał takie różne „przygody”.


Celem tego tekstu nie jest narzekanie i marudzenie, gdyż masowość tej formy aktywnego wypoczynku wniosła też pozytywne następstwa, takie jak: ilościowe zrównanie płci osób żeglujących, pewien (jednak !) wzrost świadomości wodniackiej w narodzie – szkoda, że z równoczesnym jej bagatelizowaniem, czy też powstanie nowoczesnej infrastruktury w przystaniach i portach. Celem tego pisania jest to, aby się zdarzyło, że prowadzący jacht założy koszulkę wpływając do portu, ktoś o zachodzie ściągnie banderę, inny do plecaka zapakuje miękkie obuwie, założy cumy nabiegowo, „odspawa” odbijacze od relingu, ograniczy hałas muzyczny, a PO sklarowaniu jachtu, załoga pójdzie na… wspólny prysznic

Przypisy


*boss - boso (ze znamionami grzybicy stóp), w obcisłych stringach (w marmurek J) z gołym, owłosionym torsem, w ciemnych okularach, a na
głowie „lodziara z kapustą” [czapka kapitańska z białym otokiem]

**na morzu pływanie na żaglach i na silniku jest czasami wręcz koniecznością, w celu osiągnięcia bezpiecznej prędkości lub w celu tłumienia przechyłów na fali

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.