Michał Weselak chce wystartować w Mini Transat 2019
Mini Transat to bardzo wymagający wyścig samotników. Rywalizacja składa się z dwóch etapów przez Ocean Atlantycki. Pierwszy etap (ok. 1350 Mm.) wiedzie z La Rochelle do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich. Drugi to 3050 Mm żeglugi z metą w Le Marin na Martynice. Przed Michałem Weselakiem, który planuje swój start w Mini Transat 2019, jeszcze jednak podstawowe zadanie - zebrać odpowiednią liczbę środków finansowych.
Michał Weselak to polski żeglarz ur. 28 kwietnia 1987 roku w Gdańsku. Żegluje od 2012 roku, początkowo jako instruktor żeglarski i wychowawca młodzieży na żaglowcach oraz mniejszych jachtach w programach edukacji morskiej dzieci i młodzieży. Od 2014 roku żegluje samotnie lub w dwuosobowej załodze w regatach na Morzu Bałtyckim i Morzu Północnym. Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku związany ze środowiskiem żeglarskim, jako specjalista obsługi żagli oraz mierniczy jachtów przelicznika klasowego ORC.
„Nareszcie jest czas by przedstawić szerzej moje przedsięwzięcie ... Mój plan startu w regatach Mini Transat realizuję od końca 2014 roku. To wtedy pozyskałem szkoleniowy jacht klasy Mini 6.50 (790 – Jacht, na którym Radek Kowalczyk ukończył eliminacje i regaty Mini Transat w 2011 roku), na którym trenowałem i żeglowałem w regatach po Morzu Bałtyckim przez dwa sezony. Dało mi to ponad 3000 mil doświadczenia. Nauczyłem się obsługi tego typu jachtu, doskonaliłem umiejętności trymu żagli oraz żeglowania w pojedynkę a także uczyłem się obsługi logistycznej przy tak wielkim przedsięwzięciu.” - mówi Michał Weselak.
Ostatnie trzy lata Michał poświęcił na przygotowanie techniczne i merytoryczne do startu w regatach kwalifikacyjnych oraz Mini Transat 2019. Jest to mozolny i długotrwały proces poznawania jachtu, jego obsługi na wodzie i lądzie jak również ciągłe dostrajanie sprzętu do osiągania większych prędkości. Praca przy przygotowaniu jachtu wynika z zawiłych przepisów klasowych, które na pierwszym miejscu stawiają bezpieczeństwo żeglarza.
„Dzisiaj z całą stanowczością i powagą mogę powiedzieć, że jestem gotowy wsiąść na jeden z najnowszych i najszybszych jachtów w całej flocie Mini. Potrafię przygotować jacht do regat, dobrze trymować żagle, które sam zrobiłem. Znam mój jacht jak własną kieszeń i potrafię współpracować z nim tak, byśmy pływali jak najszybciej jak to tylko możliwe.” - zdradza.
Kalendarz sezonu 2019 jest wypełniony po brzegi regatami oraz treningami. Michał zaplanował ambitnie ilość startów w regatach, by zdobyć cenne doświadczenie i uzyskać kwalifikacje wielkiego wyścigu.
„Moje całkowite skoncentrowanie na starcie w Mini Transat jest podbudowane treningami i startami w wielu regatach. Planuję maksymalnie wykorzystać sezon 2019 by móc jak najwięcej trenować i ścigać się z czołowymi zawodnikami klasy Mini.” - dodaje.
Mini Transat
Ponad 40 lat temu, 8 października 1977 roku miał miejsce start do pierwszych regat Mini Transat. Na zaproszenie Brytyjczyka Boba Salmona do walki stanęło dwudziestu czterech żeglarzy samotników na jachtach o maksymalnej długości 6 i pół metra. Trasa wiodła z angielskiego portu Panzance przez Wyspy Kanaryjskie na drugą stronę oceanu do Antigui – tak narodził się jeden z najważniejszych wyścigów w historii światowego żeglarstwa. Od tego momentu w każdy nieparzysty rok żeglarze spotykają się na jednym z największych na świecie torów wyścigowych. W pierwszej edycji regat wziął udział wybitny polski żeglarz Kuba Jaworski zajmując drugie miejsce na jachcie SPANIELEK.
Maksymalne wymiary jachtu (reguła skrzynki) 6,5 x 3 x 14 metrów zostały podyktowane trendem budowania coraz to dłuższych maszyn regatowych. Przewagę zyskiwali żeglarze z dużymi budżetami, którzy budowali coraz to większe jachty. Taka sytuacja już na starcie dawała im przewagę i nie pozwalała na skuteczną rywalizację, równie dzielnym żeglarzom o mniejszych budżetach. Na drugi plan schodziły umiejętności.
Na przestrzeni lat porty startu i przeznaczenia zmieniały się, a w 1985 roku Bob Salmon przekazał organizację regat Francuzom, co zaowocowało przeniesieniem startu do Brestu. Od tego roku każdy start regat odbywa się znad Zatoki Biskajskiej z metą po drugiej stronie oceanu na wyspach Karaibskich lub nawet w Brazylii. Prym w tej imprezie wiodą francuscy żeglarze.
Po długich latach przerwy pojawiły się polskie akcenty, start Jarka Kaczorowskiego w 2009 roku na jachcie ALIANZ. Trzecim Polakiem w Mini Transat był Radek Kowalczyk, który startował dwukrotnie na jachcie CALBUD w 2011 i 2015 roku. Radek swoim hartem ducha i uporem uzyskał od organizatorów regat przydomek NIEZNISZCZALNY.
Mini Transat to poligon doświadczalny dla projektantów, to właśnie tutaj testuje coraz to nowsze rozwiązania technologiczne, które mają zapewnić osiąganie większych prędkości. Takie rozwiązania wdraża się następnie do większych jachtów regatowych, np. IMOCA, CLASS 40, V65 oraz w jachtach turystycznych. Mini Transat to także kuźnia talentów i trampolina dla kariery żeglarskiej. Wielu żeglarzy rozpoczynało swoją drogę właśnie w Mini Transat by następnie płynnie przechodzić na większe jachty oraz brać udział w regatach takich jak VOR, BOC, VG. Na wielu jednostkach możemy znaleźć metkę ”Born in Classe Mini”, co jest świetną rekomendacją ich sterników.
Start tegorocznej - 22. edycji regat Mini Transat zaplanowany jest na 22 września. Pierwszy etap to ok. 1350 nm. i wiedzie ze stolicy światowego żeglarstwa, francuskiego portu La Rochelle, do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich. Drugi etap to 3050 nm żeglugi z metą w Le Marin na Martynice. Organizatorzy przewidzieli 84. miejsca czekające na zawodników, którzy przeszli mordercze kwalifikację. By dostać się na jedno z tych miejsc trzeba przepłynąć minimum 1000 Mm w regatach klasowych oraz kolejne 1000 Mm w jednym rejsie samotnym na swoim jachcie. Średnio na jedno miejsce przypada dwóch chętnych zawodników.
Dodatkowo żeglarz musi przejść szereg szkoleń z zakresu bezpieczeństwa – medycznych i ratunkowych oraz sprawdzianów z zakresu nawigacji. A wszystkie te umiejętności szlifuje podczas krótszych, lecz równie trudnych regat kwalifikacyjnych.
Mini Transat to olbrzymie wyzwanie, w dużej mierze spowodowane wielkością jachtu. Na pokładzie zaledwie sześciopółmetrowego jachtu, żeglarz ma do swojej dyspozycji ok 1.5 m2 przestrzeni życiowej, resztę miejsca zajmują żagle oraz zapasy. Jacht jest ogromnie przeżaglowany, co czyni go bardzo podatnym na warunki atmosferyczne. Duch klasy w dalszym ciągu żegluje na każdym pokładzie: nie ma kontaktu z lądem – nie ma telefonów satelitarnych, nawigacja odbywa się klasycznie na papierowych mapach, nie ma dostępu do aktualnych prognoz meteorologicznych, brak jest wsparcia taktycznego i psychicznego. To w połączeniu z czterema tysiącami mil samotnej żeglugi plasuje wyścig, jako jeden z najtrudniejszych na świecie. Z tego powodu organizatorzy narzucają tak duże wymogi bezpieczeństwa.
Jacht Mini 6.50
Niezmiennie od 1977 roku pojawiają się niewyobrażalne wcześniej nowinki techniczne, które chętnie sprawdzają żeglarze klasy mini. W momencie, gdy pozornie już nic nie można usprawnić, by zoptymalizować jacht ktoś inny wdraża rewolucyjny pomysł, a ta historia dzieje się na naszych oczach. Nowe typy i kroje żagli, uchylne kile, podwójne stery, miecze dziobowe i rufowe, nowe materiały stosowane do budowy kadłuba, obrotowe maszty. Wszystko to pokazało, że klasa Mini jest wszechstronna i stała się poligonem doświadczalnym wszystkich nowych technologii i pomysłów projektantów. Oczywiście pojawiły się głosy krytyki o ryzykownym pokonywaniu Atlantyku na małym jachcie, jednak prawda jest taka, że jachty klasowe to najbezpieczniejsze jednostki na świecie. Jednym z przykładów może być fakt, iż klasa wymaga posiadanie zbiorników wypornościowych większych niż ciężar jachtu, co zapewnia pływalność po całkowitym zalaniu. Na wyposażeniu musi być tratwa ratunkowa, kombinezon termiczny, pełne wyposażenie radiolokacyjne: EPIRB, AIS, PLB, MOB.
Ogromnie przeżaglowane jachty mogące nieść blisko 130 m2 żagla w jednym czasie zapewniając bardzo szybkie przemieszczanie się oraz wymagają od sternika nie lada umiejętności i opanowania. Jacht nie zapewnia żadnego komfortu bytowego, nie ma na nim toalety, nie ma kambuza, ciepłej wody lub ogrzewania.
Michał Weselak o Ocean 650
„Moje Mini to jeden z najbardziej zaawansowanych technologicznie jachtów, zgodny z przepisami kategorii PROTO klasy. Najnowszy projekt wyszedł spod ręki francuskiego projektanta Etienna Bertranda. Człowiek, który od przeszło 20-tu lat zawodowo projektuje wyśmienite jachty regatowe. Etienne jest również zawodnikiem klasy Mini o doświadczeniu przeszło 20 000 mil. Jego statki zawsze wybiegają w przyszłość.” - twierdzi Weselak.
Jacht powstał w oparciu o najnowszą dostępną technologię i materiały, w całości wykonany jest z włókien węglowych na bazie żywic epoksydowych. Posiada uchylny kil, asymetryczne miecze, dwa stery i ogromny wytyk do stawiania żagli dodatkowych. To w połączeniu z bardzo niską wagą oraz możliwością niesienia jednocześnie aż 132 m2 żagla przekłada się na bardzo szybką jednostkę ślizgową.
„To jacht, którym mogę ścigać się z czołówką i mogę walczyć o wysoką pozycję” - dodaje żeglarz.
Wymiary : Żagle: Długość: 6.50 m Grot: 28.5 m2 Szerokość: 3.00 m Fok: 17.5 m2 Zanurzenie: 2.00 m Fok sztorm.: 4.5 m2 Wytyk: 3.70 m A2: 85 m2 Wysokość masztu: 12.00 m A3: 64 m2 Code 5: 43 m2 Waga: Code 0: 25 m2 kadłub: 210 kg Code 0 max: 52 m2 Uchylny kil: 300 kg Wyposażenie: 150 kg.
Radek Kowalczyk – mentor i trener
Michał swoją drogę w klasie Mini rozpoczął od nawiązania współpracy z Radkiem Kowalczykiem. Najbardziej doświadczonym żeglarzem Klasy Mini w Polsce. Trzeci Polak po Kubie Jaworskim – 1977 SPANIELEK i Jarku Kaczorowskim – 2009 ALIANZ, który na jachcie CALBUD ukończył ten morderczy wyścig.
„Najtrudniejsze było to, że nie można z nikim porozmawiać. Nie ma prognozy pogody. Z każdą awarią trzeba poradzić sobie samemu, jest się zdanym tylko na siebie. Nie jest łatwo” - mówi Kowalczyk. Po ponad 40 dniach spędzonych samotnie na oceanie oraz serii poważnych awarii, z którymi musiał sobie radzić został ochrzczony przez organizatorów regat mianem „Indestructible”, czyli niezniszczalny.
„Życie na takim jachcie to jak siedzenie 40 dni pod stołem. Półtora metra szeroko, metr długo, metr trzydzieści nad głową. Zagotowanie wody na fali i niewylanie jej jest takim wyczynem, że nawet, jeżeli jedzenie smakuje jak trociny, zjadasz je, żeby nie gotować wody po raz kolejny. To zmienia perspektywę, z jakiej patrzysz na codzienne życie. Moim zdaniem – na lepsze”.
Współpraca z Radkiem Kowalczykiem doprowadziła Michała do świadomego żeglowania na Mini. Dzięki jego wkładowi będziemy mogli kibicować Michałowi w sezonie 2019 w większości regat klasy Mini. „Nasza współpraca z Radkiem układa się owocnie, oczywiście gdy spotykają się dwa silne charaktery dochodzi do burzy, jednak to tylko burza mózgów, która do tej pory „robiła robotę” i pomagała mi w życiu na Mini. Niewątpliwie to Radek jest ojcem naszego wspólnego sukcesu, to jemu zawdzięczam tak duży żeglarski i osobisty rozwój.” - dodaje Michał Weselak.
Radek i Michał już wybrali regaty gdzie regulamin pozwala na żeglowanie w dwuosobowej załodze. Takie rozwiązanie pozwala na zintensyfikowanie treningów i osiąganie lepszych wyników.