Mateusz Kusznierewicz: felieton "Nie ma tego złego..."

2012-02-21 18:03 Mateusz Kusznierewicz
_
Autor: Archiwum serwisu

Nasz start w mistrzostwach świata ISAF w Perth obfitował w wiele emocji i różnych wydarzeń. W sumie odbyło się jedenaście wyścigów z czego aż cztery wygraliśmy. Najwięcej spośród wszystkich załóg! Żeglowaliśmy szybko, sprytnie i ambitnie. Niestety, mieliśmy też trzy wpadki w drugim i siódmym wyścigu. Do gry wkroczyli sędziowie, którzy ukarali nas za... niedozwolone bujanie łódką na kursach z wiatrem.

Czy mieli rację? Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku. Z perspektywy czasu uważam, że nieco przesadzili. W Australii byli bardziej skrupulatni niż na wcześniejszych regatach. A przecież granica, czy ktoś przekroczył przepis bujania łódką lub pompowania żaglem, jest bardzo mała. Wszyscy żeglują na pograniczu przepisów. Inne rozwiązanie na tym poziomie nie wchodzi w grę. Byłoby się dużo wolniejszym od przeciwników. Nie byliśmy jedyną poszkodowaną załogą. Anglicy, Szwajcarzy, Włosi to bardzo doświadczeni żeglarze, a jednak oni także zostali ukarani. Ale to my dostaliśmy tych upomnień najwięcej…

Dlaczego? Otóż po regatach przedolimpijskich i mistrzostwach Europy stwierdziliśmy z Dominikiem, że musimy popracować nad szybszym żeglowaniem na kursach z wiatrem. Podczas treningów w październiku i listopadzie skupiliśmy na tym uwagę, dopracowaliśmy do perfekcji efektywne i szybkie prowadzenie jachtu. Niestety, zapomnieliśmy o przepisie regatowym nr. 42, który precyzuje, w jaki sposób można wprowadzać łódkę w rozkołys i ile można pompować.

Ostatnią karę tego typu dostaliśmy trzy lata temu. I to jedną w całych regatach. A tu od razu trzy! Ostatnio w ogóle nie mieliśmy problemów z sędziami. Niestety, na tych regatach wyglądało to inaczej i zabrali nam medal! Byliśmy zmuszeni wycofać się z dwóch wyścigów. Kosztowało nas to dużo cennych punktów i miejsc w klasyfikacji generalnej. Mimo to żeglowaliśmy dalej. Cieszę się, że nie załamaliśmy się tymi karami. To świadczy o naszej sile i odporności psychicznej. Walczyliśmy do końca! O jak najlepsze miejsce, kwalifikację olimpijską i może nawet o medal. Wiem, że brzmi to nierealnie, ale nawet z trzema karami na koncie mieliśmy cień szansy, żeby jednak stanąć na podium. Tak dobrze nam szło w wyścigach, w których sędziowie nie ingerowali w nasze wyniki.

Nie lubię gdybać, ale – do waszej wiadomości – gdybyśmy ukończyli choć jeden z tych dwóch wyścigów na przyzwoitym miejscu, mielibyśmy złoto. Tak dobrze nam szło! Nie będę jednak żałował tych regat. Pokazaliśmy się z dobrej strony. To było coś niesamowitego, kiedy po ostatnim wyścigu medalowym (który też wygraliśmy!) podchodzili do nas nasi rywale, trenerzy i mówili, że żeglowaliśmy zdecydowanie najlepiej ze wszystkich. Miło było to słyszeć. Nie zdobyliśmy medalu, za to mamy wielką satysfakcję. Często cenię ją dużo wyżej niż nagrody i tytuły. Jesteśmy w dobrym momencie przed nadchodzącym sezonem. Może właśnie tak miało się to nam ułożyć? Myślę, że lekcja, którą dostaliśmy w Australii teraz nas wzmocni. Wyciągniemy wnioski, wprowadzimy drobne zmiany, udoskonalimy styl żeglowania na kursach z wiatrem. Będziemy jeszcze mocniejsi!

Pomoże nam w tym nasz nowy trener, Mark Reynolds, z którym rozpoczęliśmy współpracę właśnie w Australii i będziemy razem aż do igrzysk w Londynie. Mark to bardzo doświadczony żeglarz, mistrz olimpijski z Barcelony i Sydney w klasie Star, wielokrotny mistrz świata. Ma ogromną wiedzę żeglarską, która w połączeniu z naszą, może przynieść znakomite wyniki. I to w tym najważniejszym momencie. Czwarte miejsce w mistrzostwach świata w Australii przyjmujemy z zadowoleniem i dużym niedosytem. Mogło być lepiej, ale myślę, że to była dobra i pożyteczna lekcja. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...

Mateusz Kusznierewicz
www.bitwaoanglie.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.