Martwą Wisłą do Przegaliny

2008-06-23 14:31 Piotr Salecki
_
Autor: archiwum Żagli

Po opisanym w kwietniowych "Żaglach" rejsie tak zwaną Małą pętlą Zatokową czas udać się w kierunku Zalewu Wiślanego. Nasze jachty wypływają w końcu z Gdańska i dalej - Wisłą do Przegaliny. Czujemy, podekscytowani, że już jesteśmy na dobrej drodze!

Rano pobudka. Po kilkugodzinnym spacerze uliczkami Starego Miasta płyniemy Motławą, a następnie Martwą Wisłą w stronę Sobieszewa. Kładziemy maszt. Do mostu Siennickiego docieramy na silniku. Po prawej stronie za mostem zatoczki trzech przystani żeglarskich. Potem most kolejowy i nowy wantowy. Niedaleko liczne przystanie żeglarskie. Przy nich możemy przycumować, aby nie kłaść masztu na środku szlaku. Płyniemy pod żaglami. Jedynie w okolicy Stoczni Wisła jest przewężenie, przy którym, w razie niesprzyjającego wiatru, trzeba wspomóc się silnikiem. Tu zresztą powinniśmy mieć go zawsze w pogotowiu, będąc przygotowanym na wszelkiego rodzaju niespodzianki, na przykład pojawienie się pchacza z barką czy rybackiego kutra... Mijamy spokojnie przystań "Neptuna" w Górkach Zachodnich. Tutaj z Gdańska można dotrzeć Zatoką Gdańską, tzw. Małą Pętlą Zatokową, którą popłynęliśmy wczoraj.

Most pontonowy w Sobieszewie
Już z daleka widać przegradzający rozlewisko most pontonowy. Przypominamy sobie ostrzeżenia bosmanów: "Na pewno nie przejdziecie". Przed samym mostem nie ma możliwości zacumowania - kamienne umocnienia brzegów, betonowe bloki zniechęcają. Jedynym awaryjnym miejscem postoju wydaje się nam burta promu, który kursuje, gdy most jest nieczynny. Nie wiem jednak, jaka byłaby reakcja jego obsługi... Gdzie indziej - rozległe trzcinowiska. Tak będzie także i dalej - na Wiśle zawsze jednak można znaleźć jakiś nadający się na nocleg odcinek. Cumujemy do długiej, betonowej kei na lewym brzegu przed mostem, przy wielkich tablicach z zakazem kotwiczenia. Krzaki odgradzają nas od domów i drogi. Idziemy w stronę mostu. Został już na szczęście naprawiony. Zaczynają się pierwsze przeprawowe negocjacje, gdyż minęły już urzędowe godziny otwarcia.
Udaje się! Wracamy do jachtów i możemy odbijać. Nocleg tu nie byłby chyba przyjemny, gdyż w sąsiedztwie ulokowała się już spora ekipa z dużym zapasem "wody ognistej". Ich przekleństwa i krzyki niosą się
wokoło. Zastajemy przy jachtach załogę lodołamacza, mającego swoje stałe miejsce postojowe kilkadziesiąt metrów dalej. Panowie są bardzo sympatyczni, proponują nam abyśmy się przenieśli w ich pobliże, gdzie będzie bezpieczniej. Teren jest ogrodzony, a betonowa keja w kształcie litery U osłania przed wiatrem i falą. Polecamy wszystkim zatrzymującym się w Sobieszewie na noc. My jednak grzecznie dziękujemy i płyniemy dalej.
Opuszczają się szlabany, a po chwili słychać łoskot podnoszonych stalowych płyt łączących ze sobą pontony. To znak, że już za chwilę droga się otworzy. Szybko przepływamy na drugą stronę. Most zaczynają
zamykać, gdy jeszcze jesteśmy pomiędzy przęsłami. Wiemy, że wszystko jest odpowiednio wyliczone przez obsługę, ale czujemy dreszczyk emocji!
Zaczynamy halsować bajdewindem. Na początku swobodnie, na całej szerokości rzeki, potem jednak, szczególnie na zakrętach, poza torem wodnym występują płycizny. Po prawej stronie, tłumaczymy naszej załodze, rozpościerają się gdańskie "Himalaje" lub - jak kto woli - "Elbrus" czy "Kaukaz". Zwałowisko poprodukcyjnych odpadów fosfogipsów robi swoim ogromem duże wrażenie. To dlatego dzieci w całej okolicy myją zęby pastą... bezfluorową. Tutaj regularnie kursują zestawy pchane, które często mijamy na szlaku. Uważajmy. Przy tablicy 3 km (stąd do śluzy Przegalina ok. 2 km) na lewym brzegu znajdujemy dogodne miejsce na nocleg. Piaseczek, żadnych kamiennych umocnień...

Śluza w Przegalinie
Rano szybko odbijamy. Słabo wieje, płyniemy więc na silnikach. Po dwóch zakrętach już z daleka widać wieżyczkę operatora śluzy. Właściwie to śluzy są dwie. Jedna nieczynna, zabytkowa, po lewej stronie. To także polecane miejsce na nocleg, choć należałoby sprawdzić, czy dozwolony. Kiedyś czynne były dwie śluzy jednocześnie - zabytkowa służyła do transportu tratew, nowa - profesjonalnej żegludze. Poza tym po prawej stronie zatoka, gdzie często cumują barki, manewrują pchacze. Teraz ruch jest znacznie mniejszy, można więc spróbować poszukać dogodnego miejsca na nocleg.
Z drugiej strony śluzy jedyne rozsądne "portowe" miejsce na nocleg to Baza Flotylli Lodołamaczy. Są tu także warsztaty remontowe z imponujących rozmiarów wyciągami. Po wpłynięciu i dobiciu należy natychmiast się zameldować, gdyż jest to teren zamknięty i strzeżony. W zasadzie obcy nie mogą tu przebywać, ale my nocowaliśmy tu dwukrotnie, spotykając się z bardzo dużą życzliwością. Być może dlatego, że takie odwiedziny zdarzają się na razie nie więcej niż kilka razy w roku. Można także zanocować w awanporcie śluzy, cumując do falochronów od strony brzegu.
Jest pierwszego maja - na Mazurach o tej porze setki jachtów. My na razie nie spotkaliśmy ani jednego. Dobijamy do ciemnozielonych falochronów awanportu śluzy. Najlepiej chronią jacht zwykłe opony, odbijacze wyślizgują się. Przejście po falochronach niezbyt wygodne i raczej niebezpieczne. Śluza nieczynna, na szczęście operatorzy mieszkają na miejscu. Jeden jest chory, a drugi zaraz wyjeżdża na wesele i obawia się nas prześluzować, gdyż jest to poza oficjalnymi godzinami pracy i poza sezonem. Zarząd Dróg Wodnych, niestety, nie pomyślał, że ktoś mógłby chcieć wykorzystać wolne dni na rekreacyjne pływanie. Miły pan radzi nam czekać do poniedziałku! W końcu dzwoni na telefon komórkowy swojego zwierzchnika. Ten wydaje zgodę! Uff!
Wpływamy do olbrzymiej śluzy. Taka konstrukcja na Guziance rozwiązałaby wszystkie problemy tłoku. Może się tu zmieścić jednocześnie pchacz i dwie duże barki, jedna za drugą. Tak na oko - pojemność co najmniej ze sto jachtów. Za śluzą, niestety, przeszkoda. Mostek (prześwit 9,4 m przy średnim stanie wody) kiedyś zwodzony, teraz już nie. Podobno są plany przywrócenia go do pierwotnego stanu. Ze względu na wysoki poziom wody nie przejdziemy z postawionymi masztami. Ale... część załóg wchodzi na galeryjkę pod mostem i chwytając olinowanie, ostrożnie przechyla jacht. Ci na pokładzie pogłębiają przechył, odpychając jednocześnie łódź pagajami od ścian śluzy i... udaje się. Kibicują nam wędkarze i przechodnie. Nie zachęcamy jednak nikogo do ślepego naśladownictwa. My mieliśmy do dyspozycji trzy załogi, które przesadzaliśmy z jachtu na jacht. Każdy powinien samodzielnie ocenić swe siły, zwłaszcza przy braku pod ręką zapasowego masztu...
Zaczyna wiać. Stawiamy żagle i po emocjach śluzowo-mostkowych wychodzimy na Wisłę. Prąd rzeki jest dość silny, a wieje 3B. Pełnym bajdewindem suniemy jednak w górę rzeki. W prawo - do śluzy Gdańska Głowa, w lewo - do Świbna i wyjścia na Zatokę Gdańską. Możemy tu dopłynąć z Gdańska także opisaną niżej trasą.

 

 


Przegalina - okolice śluzy


Przy starej nieużywanej śluzie w Przegalinie można spokojnie pokusić się o postój

 


W trakcie rejsu na Zalew Wiślany mogą zaskoczyć nas duże wahania poziomu wody na Wiśle.
I to do tego stopnia, że - przy braku ostrożności - utkniemy na dobre na brzegu!

 


Stara śluza w Przegalinie dysponuje olbrzymią komorą. Mogłoby tu wpłynąć ze sto jachtów

Duża Pętla Zatokowa
(Marina nad Motławą - Port Gdański - Zatoka Gdańska - Ujście Wisły w Świbnie)
Przed wyjściem na Zatokę najlepiej udać się do bosmanatu, aby uzyskać aktualną prognozę pogody. Można też telefonicznie zgłosić swoje wyjście w kapitanacie. Przechodzimy przez port gdański opisaną na początku trasą, tyle że w odwrotnym kierunku. Odkrzykujemy się w GPK-u i już jesteśmy na Zatoce. Tym razem trasa do pokonania znacznie dłuższa, dlatego nie lekceważmy nieciekawej prognozy.
Mijamy ujście Wisły Śmiałej w Górkach Zachodnich. Stąd do celu jeszcze 9 Mm. Podejście rozpoczynamy od pławy SWB, która ustawiona jest na północny wschód od ujścia rzeki. Problemem jest rozległa piaszczysta łacha, przemieszczająca się i zagradzająca wejście oraz stale zmieniające się głębokości. Dalsze manewry są uzależnione od aktualnej sytuacji na wejściu. Dlatego przed rejsem podjechaliśmy samochodem do portu rybackiego w Świbnie. Rezultatem jest długa rozmowa poparta odręcznymi szkicami. To najlepsza locja. W kolejnym roku trzeba jednak ją uzupełnić i uaktualnić. Dostajemy też kilka prywatnych numerów telefonicznych - na wszelki wypadek.
Dobrym rozwiązaniem jest wejście za powracającym z połowu kutrem rybackim. Do tego jednak trzeba szczęśliwego trafu. Dlatego to nieuregulowane wejście dostarcza za każdym razem niezłych emocji. Jest to także jedyna droga na Zalew dla jachtów morskich, dla których mostek śluzy w Przegalinie jest za niski. Na lewym brzegu znów punkt GPK. Mamy już praktykę, wszystko idzie błyskawicznie. Po prawej stronie Port Rybacki w Świbnie - zaciszne, bardzo dobre miejsce na postój. Położony jest mniej więcej w połowie drogi od ujścia Wisły do Śluzy w Przegalinie. W zależności od pory dnia możemy nocować tu lub płynąć dalej, pod prąd. Za portem rybackim rzekę przecina prom, kursujący dość często. Na Wiśle mogą nas zaskoczyć duże fale, większe nawet niż na Zatoce Gdańskiej, szczególnie gdy kierunek wiatru jest przeciwny do prądu rzeki. W Przegalinie przed Śluzą wpływamy na główny szlak z Gdańska na Zalew Wiślany. 

 

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.